25 stycznia 2004
TRZECIA NIEDZIELA ZWYKŁA
„Dziś spełniły się te słowa Pisma”
Jezus przychodzi do swojego miasta, aby proklamować prawdę, którą chce przekazać światu. A tą prawdą jest: miłość. To, wbrew temu, czego się można było spodziewać, stanowi szok dla słuchaczy. Wstrząs tak wielki, że reagują jak w amoku, z brutalnością w najgorszym stylu.
A przecież trzeba sobie powiedzieć, że nie ma domu bez miłości – to może być jadłodajnie, poczekalnia dworcowa, najwyżej świetlica, ale nie dom. Nie ma domu bez radości, bez serdeczności wyrozumiałości, bez przebaczania, darowania, bez przyznawania się do winy. Tu się musi zmieścić jeszcze uśmiech, piosenka, pogłaskanie, podźwignięcie.
Nie ma zakładu pracy bez miłości. Bez porozumienia się między kierownictwem a załogą. Bez przyjaznego współżycia załogi ze sobą. Nie ma zakładu pracy bez poszanowania drugiego człowieka, bez starania się o zachowanie godności własnej i godności drugiego.
Nie ma międzynarodowego pokoju bez tolerancji wobec innych narodów. Tolerancji dla innego koloru skóry, dla innej kultury, religii, dla innych przekonań, zwyczajów i obyczajów. Nie ma pokoju międzynarodowego bez przebaczania, darowania, bez przyznawania się do winy, bez wyciągnięcia ręki.
* * *
Nam trudno to realizować. Nawet trudno nam tego słuchać. My wciąż domagamy się sprawiedliwości, wyrównywania rachunków. Wciąż liczymy uważnie, ile on mnie, a ile ja jemu dałem dobra, pomocy. Wciąż liczymy, ile krzywdy przyszło na mnie z jego strony, obliczamy skrupulatnie, żeby było po równo.
Ale czujemy, że to nie jest ta droga. Że nią nigdzie nie dojdziemy. Najwyżej przed ścianę, przez którą przejść nikt nie potrafi.
I tak idziemy, potykając się o kamienie, wykroty, wpadając w kałuże, babrając się w błocie, wodząc po bezdrożach. Nie chcemy się przyznać nawet sami przed sobą, że nas stać na miłość.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI