To już wiemy, że nasze nazwisko i imię utożsamia się z naszą osobą. Jest napełnione treścią, którą my stanowimy. Że nazwisko niesie osobę, którą reprezentuje.
To również wiemy, że tylko tego można nazywać, kogo się pozna. Ja tak naprawdę mówię nazwisko jakiegoś człowieka dopiero wtedy, gdy jestem świadomy tego, co to nazwisko niesie.
Ale to samo dotyczy imienia Boga. Tu także obowiązują te zasady.
Boga możemy nazywać – bo Go znamy. Jest Stwórcą świata, jest Stwórcą moim. O tym nie musi mnie nikt przekonywać, nie potrzeba mi żadnego specjalnego objawienia Bożego. O tym mówi mi moja intuicja.
Jezus dorzucił: Bóg jest Ojcem. Ale tego też nie musiał nam objawiać. My także to wiemy. Od początku. Bo gdyby nie kochał, to by nie stworzył. Tak więc stworzeni jesteśmy z miłości, tak jak świat został stworzony z miłości. Dlatego można Boga nazywać Ojcem.
Mówiąc „Stwórco”, uświadamiam sobie obecność we mnie Boga – mojego Stworzyciela. Mówiąc „Ojcze”, uświadamiam sobie obecność we mnie Boga – mojego Ojca. Mówiąc „Panie”, uświadamiam sobie obecność we mnie Boga – mojego Pana. Gdy mówię „Zbawco, Zbawicielu”, uświadamiam sobie obecność we mnie Boga Zbawiciela.
* * *
A to wszystko prowadzi nas do stwierdzenia faktu, że modlitwa ustna ma ogromną wartość.
Choć trzeba powiedzieć, że zdyskredytowaliśmy modlitwę ustną. Na korzyść modlitwy bezsłownej, kontemplatywnej, mistycznej. I to prawda: ona jest wartościowa – obywa się bez żadnego słowa. Bez żadnej modlitwy ustnej potrafimy stanąć w obecności Boga, mieć świadomość, że Bóg jest przede mną, przy mnie, we mnie.
Ale w sposób zdecydowanie prostszy możemy do tej świadomości startować z niższego pułapu: modlitwą ustną można to również osiągnąć.
Podstawową modlitwą chrześcijanina jest modlitwa ułożona przez Jezusa, gdzie jest tak dobitnie wyakcentowany Bóg jako nasz Ojciec. Zaś w modlitwie „Zdrowaś Mario”, Bóg jest obecny poprzez Matkę Jezusa. Ona jest tym stworzeniem Bożym, które w sposób szczególny niesie Boga w sobie.
I konsekwentnie podkreślić należy wartość pacierza, którego nas uczyli rodzice. Tego najprostszego – z „Ojcze nasz”, z „Zdrowaś Mario”, z „Wierzę w Boga Ojca”, z „Dziesięcioro Bożych Przykazań”, z wszystkimi tymi dodatkami, które określamy zwrotem: „modlitwa swoimi słowami”, a która ma wartość nie do przecenienia. Nie wstydźmy się tego. To nie jest modlitwa wyłącznie dziecka. To jest modlitwa każdego człowieka. Tak prostego jak wykształconego.
* * *
A gdy już jesteśmy przy pacierzu, to możemy go sobie wyobrazić jeszcze inaczej – jako słowną improwizację. Choćby – dla przykładu – możemy powtarzać kilkanaście razy jedno krótkie zdanie: „Boże, Ty jesteś miłością”. Albo: „Boże, Ty jesteś mądrością”. Albo: „Boże, Ty jesteś pokojem”. Albo: „Boże, Ty jesteś radością”. I przekonamy się, jak po jakimś czasie faktycznie napłynie uspokojenie, światło, radość.
Tu za jednym zamachem należy na nowo odkryć wartość modlitewną różańca. Właśnie na zasadzie powtarzania najświętszych tekstów. Bo jesteśmy zestresowani, przepracowani, rozkojarzeni i tak trudno nam za pierwszym podejściem zrozumieć, ogarnąć, przeżyć rzeczywistość Bożą – stąd powtarzanie. Aż wreszcie przyjdzie ukojenie, uspokojenie, uciszenie, zrozumienie.
* * *
Powiedzmy coś więcej. Każde wezwanie: „Mój Boże” czy „Boże”, „Jezu” wymówione nie mechanicznie, ale świadomie, jest formą modlitwy. Trafnie określano te wezwania „aktami strzelistymi”, co może dziś brzmi zbyt staroświecko, ale odpowiada temu, w czym rzecz. Poprzez imię, które wymawiamy, jednoczymy się z Tym, który się z tym imieniem identyfikuje.
* * *
I modlitwa ustna jest na każde zawołanie. Jest na każdy stan naszej duszy. Na każdą sytuację. Bo są dni trudne, są czasy uciążliwe, są okresy w naszym życiu bardzo nędzne. Kiedy nam się nic nie układa, jesteśmy przygnębieni, a o jakiejś modlitwie mistycznej czy kontemplatywnej nie ma mowy. Po prostu fizycznie nas na to nie stać, nie tylko duchowo. I wtedy pacierz czy różaniec jest zawsze pod ręką. I z nich możemy uzyskać zawsze dla siebie bardzo dużo – wiary, nadziei, miłości.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI