12 czerwca 2005
12. NIEDZIELA ZWYKŁA
„Wypędzajcie złe duchy”
How are you? – I am well.
How are you? – I am fine.
Jak leci? – W porządku.
Ale to wszystko na eksport. A gdy podrapiesz, odczekasz, gdy się odblokuje twój rozmówca, nabierze zaufania do ciebie, wtedy się rozsmuci, rozżali – nawet ten, który jest świetnie usytuowany, znakomicie mu się powodzi, na pozór nic mu nie brakuje, ma wszystko. Ten najzamożniejszy, najbogatszy, któremu się wszystko w życiu idealnie układa – gdy zdobędzie się na szczerość wobec ciebie, to okaże się, że u niego i to niedobrze, i tamto niedobrze, tego się boi, tamtego się boi, i to go gryzie, i tamto go gryzie, to go niepokoi, tamto go niepokoi, ma wyrzuty sumienia. Przekonasz się ze zdumieniem – ile w nim gorzkości, smutków, ile niezałatwionych spraw, niedogadanych, niedomyślanych; ile błędów, rozterek, niepewności; ile zerwanych snów gorzkimi wyrzutami sumienia czy piekącym wstydem.
To nie chodzi o kompleksy. To są nasze zwyczajne człowiecze stany. Bo nie ma człowieka, który by mógł powiedzieć: „U mnie wszystko w porządku. Mam się dobrze”. Bo każdemu coś brakuje, każdy niedomaga, każdy coś źle zrobił, źle powiedział, źle się wyraził. Każdy sobie wyrzuca: Nie tak trzeba było!
* * *
Potrzebujemy Boga. Jak wody potrzebują zeschłe pola. Jak światła potrzebuje ciemna noc. Bo sił nam nie starcza, cierpliwości. Bo łez nam czasem brakuje. Bo smutek nas ogarnia.
Żebyśmy się nie zapłakiwali na śmierć, nie rozpaczali bez końca, nie smucili się bezbrzeżnie, nie zamartwiali się.
Potrzebujemy Boga. Potrzebujemy Jego mądrości, wyrozumiałości, tolerancji, Jego spokoju. Jego mocy, odwagi, uśmiechu, serdeczności, pogody.
Żeby nas przytulił, ukochał, ucałował, pogłaskał, pocieszył, uśmiechnął się do nas, poklepał nas po plecach, powiedział: No nie martw się tak, głowa do góry, jeszcze nie wszystko stracone. Pomogę ci.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI