Jesteśmy w kaplicy Sykstyńskiej, jak gdyby we wnętrzu, w trzewiach arcydzieła stworzonego przez Michała Anioła. Nie przytłacza, nie paraliżuje, ale wciąga w ruch, w dzianie się, w akcję, w której rozstrzyga się nasze dorastanie do nieba.
– Dlaczego przyszliśmy tutaj? – pyta mnie jeden z dziennikarzy.
– Bo w tej kaplicy odbył się konsystorz półpubliczny, na którym Karol otrzymał godność kardynalską w 1967 roku. Proszę patrzeć: tron papieski był ustawiony obok ołtarza, czyli pod „Sądem Ostatecznym”. Po prawej stronie zajęli miejsce starzy kardynałowie, po lewej nowo mianowani.
– Czy zaskoczyła księdza wiadomość o mianowaniu Karola Wojtyły na kardynała?
– I tak, i nie. Nie zaskoczyła, po pierwsze dlatego, że Kraków to arcybiskupstwo kardynalskie, czyli prawie każdy ordynariusz Krakowa wcześniej czy później otrzymuje godność kardynalską. Ale było to dla mnie zaskoczenie, że tak prędko to nastąpiło. Chociaż Sobór i działalność Karola na Soborze były dostatecznym uzasadnieniem tej decyzji.
– Był wtedy ksiądz w Rzymie?
– Nie, siedziałem w Niemczech nad moją książką „Po co sakramenty?”. Dokładnie w Munster. Tam, z końcem maja, złapał mnie telefon księdza infułata Edwarda Lubowieckiego z tą wiadomością. Ksiądz infułat pytał, czy pojadę do Rzymu. Potwierdziłem. Wtedy zaproponował, żebym pojechał jego samochodem, z nim i z księdzem jego współpracownikiem. „Kardynałowi Wojtyle przyda się ten samochód w Rzymie” – twierdził.
– A kto to jest ksiądz Lubowiecki?
– To był, bo już umarł. A był przełożonym księży, polskich duszpasterzy pracujących wśród Polaków mieszkających w Niemczech Zachodnich. No i pojechałem do Frankfurtu, a stamtąd oplem recordem w trójkę na południe, do Rzymu. Przez Garmisch-Partenkirchen, przez Brennero, Mediolan, autostradą del Sole na miejsce. Zmienialiśmy się przy kierownicy, ale tylko do Rzymu, kiedy to towarzysz ks. Lubowieckiego oświadczył, że po Rzymie on nie będzie jeździł, bo ma doświadczenia negatywne. Włosi nie lubią Niemców i samochodów z niemiecką numeracją, uważają, że ci nie umieją jeździć, i dokuczają.
– Gdzieście zamieszkali?
– Jak zwykle w Collegio Polacco. Również Karol. Przyjechał na drugi dzień, 25 czerwca. Na luzie – bo po raz pierwszy nie do pracy. Ale, jak się okazało, pracy było jednak dość dużo. Karol składał wizyty dostojnikom watykańskim, w tym pomagał mu ks. Andrzej Deskur – zasiedziały watykańczyk, szef Komisji do Spraw Massmediów. I tak mieliśmy zapełnione wszystkie dnie, które dzieliły nas do samej uroczystości.
– A jak przebiegały uroczystości?
– Najpierw, 28 czerwca, był konsystorz półpubliczny, w kaplicy Sykstyńskiej – papież nałożył birety na głowy 27 nominatów. Gdy został wywołany Karol, w kaplicy rozległy się oklaski. Mianował Karola proboszczem San Cesareo in Palatio. Z kolei 29 czerwca, w święto Piotra i Pawła, miał miejsce na placu przed bazyliką konsystorz publiczny, z wręczeniem pierścieni kardynalskich. Potem, 3 lipca, wizyta prywatna u Ojca świętego Pawła VI, w której brała udział mała grupka księży krakowskich. Był tam między innymi ks. Tadeusz Pieronek, ks. Czesław Skowron.
– Ksiądz też?
– Tak. No i potem powrót do Krakowa.
I tu odsłoniła się nowa idea Karola. Zaproponował, abyśmy przejechali samochodem przez Austrię i zatrzymali się w czterech stacjach. To były: Ossjak, Mariazell, Mauthausen i Kahlenberg. Zaskoczyła mnie ta decyzja i oczarowała mnie.
Najpierw, 6 lipca, był Ossjak – kościół, klasztor – gdzie, jak legenda niesie, żył do końca swoich dni Bolesław Śmiały, ukryty pod obcym nazwiskiem, jako niemowa, pokutując za swój czyn. Tam była pierwsza Msza święta kardynała.
Druga to była Mariazell – sanktuarium Maryjne Austrii. Analogiczne do naszej Częstochowy, tylko w miniaturowych wymiarach. Bo i kościół malutki, i otoczenie niewielkie, i pątników mało. Ale przecież sanktuarium. Związane z Polską. Tu modlił się nasz król Ludwik Węgierski, jak również prawdopodobnie jego córka Jadwiga, późniejsza królowa Polski.
Trzecia stacja to Mauthausen – obóz koncentracyjny, gdzie wymordowano tysiące ludzi, wśród nich wielu Polaków.
Na koniec, 8 lipca, Kahlenberg. Mały kościółek położony na wzgórzu nad Wiedniem. Zbudowany w miejscu, gdzie stał ołtarz, przy którym w odsieczy wiedeńskiej prowadzonej przez Jana Sobieskiego w 1683 roku odprawiana była Msza święta przed bitwą rozstrzygającą o klęsce Turków. Tam również Karol odprawił Mszę świętą. Przyjęli nas polscy zmartwychwstańcy, mający pieczę nad tym sanktuarium. Potem powrót do Wiednia, spotkanie z kardynałem Konigiem i pożegnanie. Karol pojechał nocnym pociągiem do Krakowa, a my wracaliśmy do Niemiec.
– Jak z tego wynika, ta podróż z czterema stacjami miała duże znaczenie dla Kardynała.
– No właśnie. Pozostały myśli – podziwu i szacunku. Te cztery stacje dały do myślenia. Jak Karol widzi swoją rolę kardynała w Polsce i na świecie. Potwierdziły to rozmowy, jakie toczyły się w samochodzie.
– O czym wtedy rozmawialiście?
– Oczywiście były o wszystkim, również o Soborze, o Kościele Powszechnym, o Kościele w Europie. Ale pojawiły się również konkretne pytania: Jaka jest rola kardynałów, co mają do spełnienia. Z jednej strony odnotowaliśmy głosy, jakie dochodziły do nas w prasie włoskiej jak i z całego świata – że funkcja kardynała jest funkcją przebrzmiałą, że dawnymi czasy to byli doradcy papiescy, proboszczowie ważnych parafii rzymskich, również odpowiedzialni za bieżące sprawy Kościoła. Ale dziś ich funkcja ogranicza się tylko do wyboru papieża.
– Właściwie należałoby zastąpić ich przewodniczącymi Episkopatów świata.
– O właśnie. A z drugiej strony – ogromny autorytet, jaki jest związany z tą godnością, zdawałoby się, że tylko tytularną, a przecież faktyczną. Kardynał to nie tylko biskup czy przewodniczący krajowego Episkopatu. To jest ktoś więcej. I ten niekwestionowany autorytet, chociaż nie łączy się z żadną konkretną funkcją, to przecież spełnia rolę trudną do zdefiniowania, niemniej faktyczną tak w życiu Kościoła jak i konkretnego państwa. Takie jest odczucie człowieka ulicy, ale i dygnitarzy państwowych. I Karol tą swoją pielgrzymką potwierdził jak gdyby to przekonanie społeczne zwyczajnego katolika jak i świadomość jego samego ważności roli, jaką ma do odegrania.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI