6 listopada 2005
XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA
„Nie znam was”
Cośmy zrobili z naszym chrześcijaństwem, że jego symbolem stała się trupia czaszka, dwa piszczele skrzyżowane i strach przed śmiercią. A na obrazach – jeżeli jakiś porządny pustelnik albo pustelnica, to abnegat! Umartwiony! We włosiennicy! I trzyma w garści trupią czaszkę, jako symbol swojego nawrócenia.
A Jezus swoją naukę nazwał ewangelią – wesołą nowiną.
Przecież pierwszy cud, jaki uczynił Jezus, gdy rozpoczynał swoje nauczanie, to rozmnożył wino. Nie chleb. Wino. Gdy go zabrakło na uczcie weselnej.
My, porządni katolicy, mówimy o tym trochę z zakłopotaniem. Prawie że się wstydzimy, że Jezus nie jest abstynentem! Przynajmniej mógłby na początek swojego nauczania kogoś uzdrowić, wskrzesić albo chociażby chleb rozmnożyć, a On? A On wodę przemienił, że stała się winem. By się napili! By tańczyli, śpiewali, śmiali się! By tym biedakom oszczędzić przykrości, którym grosza nie stało kupić więcej wina. Żeby ludzie nie wychodzili z wesela ze zgorszeniem – „Nawet na wino ich nie było stać”.
* * *
Gdy poszedł się modlić na górę z apostołami, to twarz Mu jaśniała jak słońce! Ze szczęścia!
A my odmawiamy paciorek rano i wieczór – jeżeli w ogóle – to z obowiązku, z przymusu. Bo nudno klepać paciorki, które nas mama nauczyła. A jak już, to odklepać, jak najprędzej. Bo czasu mało! Bo roboty dużo! Bo się spieszyć trzeba! Bo zmęczenie ogarnia człowieka. Bo człowiek prawie zasypia przy modlitwie. Bo modlitwa jest nudna.
A gdyby nie przykazanie kościelne, brzmiące, że w niedzielę trzeba przychodzić na Mszę świętą – to ciągnęłoby nas do kościoła?
* * *
Tak się czasem zdaje, że myśmy się gdzieś zagubili, gdzieś się pomylili, w jakąś błędną ścieżkę weszli i nią kroczymy – przestraszeni śmiercią. Tak się czasem zdaje, żeśmy uwierzyli w jakiegoś innego Boga – nie Miłość, nie Miłosierdzie, ale w Boga mściwego, okrutnego, który nie zapomni nam grzechów, jakie popełniliśmy w naszym życiu.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI