6 stycznia 2009
Trzech Króli
Oddać Mu pokłon
Mędrcy nie wszystko zrozumieli. Gdy im Gwiazda znikła, poszli pytać Heroda o nowo narodzonego Króla żydowskiego. Najgorszy adres, jaki mogli sobie wybrać. Ale oni tylko zdawali sobie sprawę, że narodzenie tego nowego Króla żydowskiego jest wydarzeniem w skali świata, że stało się coś wielkiego, ogromnego – to wiedzieli. Szczegółów nawet się nie domyślali.
Jezus – Król. Ale to Król jak żaden inny. Rodzi się w stajni. Będzie miał koronę, ale cierniową. Płaszcz królewski, ale nasączony własną krwią. Umrze nie na tronie, ale na krzyżu. Bo będzie królem miłości, królem tych którzy kochają.
Herod czuł, że idzie coś nowego, zupełnie innego, rewolucyjnego. Nie chciał takiego Króla. Nie chciał takiego następcy. Nawet gdyby to był Mesjasz. On chciał, żeby wszystko było po staremu, żeby świat taki był, jak dotąd.
My również błądziliśmy. Jezusowe królestwo miłości chcieliśmy przerobić na królestwo Kościoła katolickiego – na państwo kościelne. Przecież tak było: papież – prawie król albo nawet większy niż król, kardynałowie eminencje – prawie książęta, arcybiskupi, biskupi ekscelencje – książęta niższej rangi.
A obywatelami tego nowego królestwa, które Jezus głosi, są tylko ci, którzy kochają. I nic nie pomogą mitry ani czerwone sutanny, ani uporządkowane klasztory. Jedyną legitymacją nowego królestwa jest miłość. Przebaczenie, darowanie, służenie, pomaganie, wspieranie, pocieszanie, dźwiganie, przyjaźń, życzliwość, serdeczność, dobroć. To są nasze dowody osobiste, tylko wtedy jesteśmy członkami królestwa Jezusowego.