11 października 2009
27. NIEDZIELA ZWYKŁA
Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z Mego
powodu i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz!,
w tym czasie!, domów, braci, sióstr, matek, dzieci, pól wśród
prześladowań, a życie wieczne w czasie przyszłym.
Jezus obiecuje, że kto pójdzie za Nim, będzie szczęśliwy, jakby otrzymał sto domów, stu braci, sto sióstr, sto matek, sto dzieci, sto pól. Tyle radości?
Stałem przy grobie Jana Pawła II. Wtulony w niszę muru, myślałem: Chwalą cię za wolność, którą żyłeś i której nauczałeś. Stawiają ci pomniki, piszą o tobie książki. Ażeby być wolnym, trzeba przezwyciężyć bojaźń, która w każdym z nas tkwi, strach, tchórzostwo, obawę, że nam się może to samo zdarzyć, co niejednemu się zdarzyło, że go zadeptali.
Ale jak być wolnym, skoro cię pouczają, że najważniejszy jest słodki uśmiech wyuczony na telewizyjnych reklamach. Jak być wolny, skoro gdy zrobisz krok prawdziwej wolności, to cię okrzykną wszystkim najgorszym. Jak być wolny, skoro za wolność trzeba płacić – często osamotnieniem, niezrozumieniem. Lepiej jest nie nadstawiać karku, przytaknąć, zgodzić się z tymi, którzy są przy władzy; lepiej uciekać, odejść, zamilczeć, żeby się uratować. Lepiej wyprzeć się potępionego, zerwać z nim wszelkie kontakty.
Tylko wtedy nie spodziewaj się, że będziesz szczęśliwy.