Biblioteka




6. Szkoła – drugi dom


 


     To tu musi rolę drugiego domu odegrać szkoła. Oczywiście, są szkoły i szkoły. Są nauczyciele i nauczyciele. Ale znowu – jest więcej dobrych nauczycieli, niż nam się zdaje. Są nauczyciele genialni, którzy te domy rozwalone, rozbite ratują. Podpierają i zastępują swoją osobowością, mądrością i wielkością. Wszystko zależy od osobowości nauczycieli. I dodajmy: trzeba przyznać, że w czasach komunistycznych zrobiono wszystko, aby skłócić dom ze szkołą, szkołę z domem, żeby nauczycielski stan zniszczyć, zlekceważyć i sponiewierać. Doprowadziliśmy do tego, że mówi się w Polsce do dziś: „Nie miał gdzie iść, to poszedł na nauczyciela”.
     Uczyłem długo w szkole podstawowej, średniej i potem w wyższej i spotkałem ogromną ilość znakomitych nauczycieli. Ludzi, którzy pracują 24 godziny na dobę. Bo przecież praca nauczycielska to nie godziny spędzone wyłącznie w szkole, ale to godziny spędzone na poprawieniu zeszytów, na przygotowaniu jednostki lekcyjnej – tak od strony merytorycznej, jak od strony metodycznej, żeby zafrapować, porwać, zmusić do myślenia, zachwycić swoje dzieci.
     Tylko że nasze szkoły są przeładowane. Nasze klasy liczą do czterdziestu osób. Kto uczył w szkole albo przynajmniej miał niejaki kontakt ze szkołą, ten wie, że to jest sprzeczne z wszelkimi zasadami. Nie chodzi tylko o opanowanie klasy, nie chodzi tylko o to, żeby zainteresować uczniów, słuchaczy – bo im większa klasa, tym o to trudniej – ale aby poświęcić czas poszczególnym dzieciom na indywidualne rozmowy. Bo one tego potrzebują. Bo z nimi tez trzeba indywidualnie rozmawiać. Nie tylko odbyć lekcje, ale właśnie rozmawiać w cztery oczy. Nie tylko na przerwie, ale i po lekcjach, wtedy kiedy przychodzą ze swoimi kłopotami. Bo gdy poczują ciepłego i mądrego człowieka, to przyjdą. Jak do matki, jak do ojca. Tym bardziej gdy im brakuje tej matki, gdy im brakuje tego ojca.
     Dlatego potrzebujemy również szkół prywatnych. Bo prywatna szkoła to klasy liczące po dwanaście, najwyżej piętnaście osób. A wtedy jest ogromna szansa dla nauczyciela, żeby zastąpić ojca i zastąpić matkę. Co wprowadza mnie w największe zdumienie, to fakt, że tak mało szkół katolickich istnieje – w porównaniu ze stanem przed wojną. A tak ich potrzeba. Świadczy o tym chociażby popularność, jaką cieszy się gimnazjum i liceum Pijarów w Krakowie.