Biblioteka


   Świętować przez fotografowanie.



     Świętować przez fotografowanie.  Robić zdjęcia. Po amatorsku, dla siebie. Może najpierw jeszcze na zasadzie robienia zdjęć dla dokumentacji swojego życia. Siebie samego na tle interesujących budynków, kościołów, drzew, gór, widoków, potem twoją rodzinę i twoich przyjaciół, ludzi, których spotykasz. Ale może coraz bardziej cię to nie będzie zadowalać. Już nie będziesz ważny ty sam na tle pięknego zabytku ale sam zabytek, interesujące miejsca, które widzisz na wycieczkach, podróżach, wakacjach.
     W końcu odkryjesz ten prosty fakt, że po to, aby mieć ładny widoczek, możesz sobie kupić w kiosku kartkę. I zaczniesz wydobywać z rzeczywistości „interesujące” fragmenty. Już nie cały targ rybny ale ciekawą twarz sprzedawcy na tle jego kramu. Już nie całe wybrzeże ale latarnię na molo. Już nie cały statek rybacki ale kotwicę. Już nie całą katedrę ale jakiś jeden szczegół w odrzwiach. Już nie całe wnętrze ale fragment świecznika. I kolejny krok: zaczniesz się przyglądać tajemnicy człowieka, jego życiu, jego dziełom. Przekroczysz próg w kierunku zdjęć artystycznych. Ale nawet może sam tego nie zauważysz, że tego dokonujesz właśnie ty. To ty szukasz tajemnicy. To ty najpierw jesteś jej świadomy. To ty jesteś przed twoją tajemnicą – która jest w tobie, którą jesteś ty sam. Chcesz ją jakoś wyrazić, zatrzymać, zapamiętać, bo już drugi raz nieprędko stanie przed tobą tak wyraźnie, tak przenikliwie, tak twórczo, tak poważnie. Chcesz ją utrwalić dla siebie i dla tych, których kochasz, którym chciałbyś przekazać jak najwięcej z ważnych spraw. Bo się czujesz z nimi związany, bo jesteś za nich odpowiedzialny.
     Taka sama droga przed tobą, gdy jesteś w posiadaniu kamery filmowej i zechcesz robić film ze swojego życia. Znowu prawdopodobnie czeka cię podobna droga: od dokumentu rozumianego w najbardziej prymitywny sposób aż po szukanie prawdy człowieczej – prawdy twojej.
     Świętować przez film. Iść do kina. Na film twojego reżysera. Gdzie gra twój aktor. Na film kowbojski, gdzie szeryfowie i płatni rewolwerowcy, knajpy, bary, saloony, pościgi na koniach i stada bydła, karty, gdzie ludzie są twardzi i decyduje pistolet, czasem karabin, mordobicie, strzelanina. Gdzie trup pada gęsto. Iść na film kryminalny, gdzie czarne typy, mafia w wydaniu sycylijskim, amerykańskim czy europejskim i walczy z nią prywatny detektyw, dziennikarz, policjant czy zwyczajny człowiek nie mający poparcia swoich władz. Gdzie tajemnicze śmierci. W grze są pieniądze, złoto, narkotyki. Nieustraszony bohater walczy o sprawiedliwość, samotny, opuszczony, podejrzany. Iść na film melodramatyczny, o miłości szalonej i niemożliwej do spełnienia. Gdzie na drodze do małżeństwa piętrzą się trudności nie do przebycia. A wrogowie zakochanych robią wszystko, aby miłość ich zniszczyć. Iść do kina na prawdziwie wielki film. Na film nowy, zupełnie ci nieznany ale zapowiadany, który poprzedziły już sensacje, skandale. Nawet początek nie zapowiada nic nadzwyczajnego, ale w miarę jak zawiązuje się akcja i biegną kolejne sekwencje, zaczynasz przeczuwać, że spotkałeś arcydzieło. Postacie rysują się coraz bardziej klarownie, sytuacje budowane są precyzyjnie, przekonywająco. Widzisz przez nie, że tak to jest w rzeczywistości. Widzisz poprzez nie jak przez magiczną lampę sytuacje, które rozgrywają się w twoim życiu i w życiu twojego otoczenia codziennie, ale tutaj ukazują tę prawdę, głębię, która na co dzień jest pomijana, bo taka zwyczajna, powszednia. Tutaj ukazują konsekwencje, o których na co dzień nie myślisz, nie bierzesz pod uwagę, bagatelizujesz, pomijasz, nie masz zamiaru uwzględniać, bo nie masz czasu, bo to cię boli, rani, dotyka, bo ci się po prostu nie chce z lenistwa, bo to zmusiłoby cię do zrezygnowania z przyjemności, która jest najważniejsza, która atrakcyjna, która wytęskniona, wyczekiwana. Poprzez tę magiczną lampę jak przez tajemniczą szybę, patrząc na bohaterów filmu patrzysz na siebie. Patrząc na ich dzieje, patrzysz na swoje dzieje, na ekranie rozgrywa się twoje życie, tylko już odsłonięte do dna, bez zakłamań, bez tłumaczeń i wymówek, które cię uspokajają na co dzień, w których szukasz usprawiedliwienia przed ludźmi i przed sobą, choć wiesz, że to nieprawda, że siebie i ludzi okłamujesz. Teraz, w tej chwili, nie masz wątpliwości, jak jest naprawdę, o co w rzeczywistości chodzi.