II
DIABEŁEK W POKRZYWACH
II
DIABEŁEK W POKRZYWACH
ZASTĘPSTWO
– Słyszysz? – wyszeptało w niebie anielątko do swojego starszego kolegi.
Ten spytał:
– Co mam słyszeć?
– Nie słyszysz? Ciiiiii… Słyszysz? Coś piszczy. Ktoś płacze.
– Może psiak się zgubił i płacze – uspokajał anioł.
– Nie, nie psiak.
– No to rozejrzyjmy się, zobaczmy, kto to płacze czy też co to płacze. Płacz jest jednaki.
– Nie. Każdy płacze inaczej. Czy to człowiek, czy aniołek, czy diabełek, każdy płacze inaczej – oświadczyło anielątko.
– No to kto?
– Z pewnością to nie dziecko.
– A więc kto.
Szukali, szukali, szukali oczkami.
– A jednak to dziecko płacze! – oświadczył anioł.
– To nie płacz dziecka – upierało się anielątko.
Szukali, szukali z nieba.
– Chyba to jednak jakiś aniołek płacze – wyszeptało anielątko.
– Coś ty. Aniołki są szczęśliwe. Aniołki nie płaczą.
Wyglądali. Szukali, szukali, szukali – kto płacze? Kto płacze? Ktoś płacze! Tylko gdzie?
I nagle w miejscu, w którym się nie spodziewali, w którym by nie przypuszczali – przy wejściu do piekła, w pokrzywach, zlokalizowali ten płacz.
– To tam.
– Ktoś wpadł w pokrzywy diabelskie i płacze – wyszeptało anielątko.
– Nie wpadł sam. Popatrz.
I zobaczyli, że przy tych pokrzywach stoi diabeł z widłami. I pilnuje.
– Kto tam może być? – zachodzili w głowę.
Ktoś siedzi w tych pokrzywach. Ktoś wsadził kogoś do pokrzyw i stary diabeł z widłami pilnuje, żeby nie wylazł.
– To musi być albo dziecko, albo aniołek – stwierdzili coraz bardziej przerażeni.
– No bo to na pewno nie diabełek.
– Trzeba popatrzyć.
– No to ja prędko schodzę i zobaczę – zdecydowało anielątko.
Anielątko zeszło w dół – stanęło przed wielkim diabliskiem, takie malutkie, bialutkie, z gwiazdką na czole, i spytało go:
– Panie diable, a kto to siedzi w pokrzywach? Aniołek, diabełek czy człowiek?
– Co cię to obchodzi! – warknął stary diabeł.
– Ale ja proszę pana diabła, żeby mi powiedział, kto płacze: aniołek, diabełek czy człowiek?
– Co cię to obchodzi! – powtórzyło diablisko.
– Ale ja bardzo proszę, ja jestem bardzo ciekawy, bo chcę wiedzieć, komu mam współczuć, czy aniołkowi, czy diabełkowi, czy dziecku.
– Diabełek! – odburknął ze złością diabeł.
– Diabełek siedzi w pokrzywach?! – wykrzyknął zaskoczony aniołek. – A kto go tam wsadził?
– Ja! – przyznał z nieukrywaną satysfakcją stary diabeł.
– Pan diabeł wsadził diabełka do pokrzyw? – aniołek nie przestawał się dziwić.
– Tak! Wsadziłem! – odpowiedział diabeł.
– Dlaczego?
– Bo mi Lucyfer kazał!
– A kto to jest Lucyfer? – zainteresował się aniołek.
– Nie wiesz tego? – diabeł prawie że się obraził. – To czego cię w tym tak zwanym niebie uczą?
– O, rozmaitych rzeczy. Przede wszystkim, jak kochać, jak pomagać, jak przebaczać, jak szerzyć pokój…
– Zamknij się. Nie opowiadaj mi tych bzdur. Powinni cię uczyć, że Lucyfer to jest najpotężniejszy diabeł! Nasz wódz! I on mi kazał! To wsadziłem.
– A dlaczego Lucyfer kazał panu diabłowi wsadzić diabełka do pokrzyw? – aniołek nie mógł zrozumieć i dopytywał się.
– Bo se zasłużył! – odwarknął diabeł.
– Jak sobie zasłużył, panie diable, nie rozumiem.
– Nabroił!
– A co zrobił złego, że go wsadziłeś do pokrzyw?
– Gdyby zrobił coś złego, to by dostał nagrodę – tłumaczył stary diabeł. – On zrobił coś dobrego! A w piekle tego robić nie wolno!
– A co on zrobił dobrego, że go wsadziłeś do pokrzyw?
– Śmiał się!!!
– Za to, że się śmiał, ty go wsadziłeś do pokrzyw? Za śmianie się wsadziłeś go do pokrzyw?? – aniołek był zdziwiony i zgorszony.
– Bo ty nie rozumiesz, co to znaczy śmiech – upomniał go złowrogo stary diabeł.
– Nie, nie rozumiem – odpowiedziało anielątko ze skruchą w głosie.
– Jeżeli się ktoś śmieje, to znaczy, że się nie boi – wyjaśniał diabeł.
– A dlaczego, a po co, a czego, a kogo miałby się bać? – pytało zaskoczone anielątko.
– Wszystkiego – odwarknął diabeł.
– Wszystkiego? – aniołek był zbulwersowany.
– Tak, wszystkiego. Najpierw Lucyfera, potem diabłów, a na końcu siebie samego.
Anielątko zamilkło i usiłowało zrozumieć to, co usłyszało.
– Czego się nie odzywasz? – upomniał je diabeł. – Słyszałeś, co powiedziałem?
– Słyszałem, ale nie rozumiem.
– Jak to nie rozumiesz? Przecież każdy się boi. Ty też się boisz.
– Nie boję się.
– Ty się nie boisz? Mnie to mówisz? Mnie mówisz takie bzdury?
– Nie boję się.
– A tego tak zwanego Pana Boga nie boisz się?
– Nie – anielątko podniosło oczka w górę i spojrzało odważnie w wyłupiaste oczy diabła. – Ja Go kocham.
– Możesz Go sobie kochać, ile chcesz. Ale musisz się Go bać.
– Nie boję się, bo On też mnie kocha.
– Nie ze mną takie numery. Bredzisz. Ciebie kocha? Takie pisklę, które trudno dostrzec!
– Tak, wiem, że mnie kocha.
– No zostaw, już nie mówmy o tym, ale swoich kolegów, tych tak zwanych aniołów, nie boisz się?
– Nie boję się, bo ich kocham. I oni mnie kochają.
– Zostaw, już dosyć tego gadania. Pytałeś, za co go wsadziłem do pokrzyw, a więc powtarzam: wsadziłem go do pokrzyw z polecenia Lucyfera za śmianie się! U nas się śmiać nie wolno! – powtórzył diabeł.
– Nie wolno się śmiać?? – aniołek nie mógł tego zrozumieć.
– W piekle nie wolno! – wykrzyknął już całkiem zezłoszczony diabeł.
– A co wolno?
– Wyśmiewać się wolno!!! Wyśmiewać się wolno!!! Wyśmiewać się wolno! Ale śmiać się nie wolno!!! – wrzeszczał.
– I jak długo będzie siedział ten diabełek w pokrzywach? – anielątko nie zwracało uwagi na krzyk diabelski.
– Siedem godzin! Bo dłużej nikt nie wytrzyma! Bo padnie! Siedem godzin, pełne siedem godzin będzie siedział w pokrzywach!
Anielątko było wstrząśnięte tym, co usłyszało. Prędziutko zwróciło się do Pana Boga i poprosiło:
– Panie Boże, zrób coś. Panie Boże, zrób coś, bo to jest bardzo niedobra sprawa. To jest bardzo niebezpieczna sprawa. Panie Boże, zrób coś. Słyszysz, jak płacze. Pomóż! Uratuj tego diabełka! Nie powinien cierpieć w tych pokrzywach za to, że odważył się śmiać! Tyś jest wszechmocny, wszystko możesz!
Pan Bóg odpowiedział:
– Ja jestem wszechmocny, ale każdemu stworzeniu dałem wolną wolę. Również diabłom, ludziom, aniołom. Myśl. Ty myśl. Rób coś. Ja pomagam, ale nikogo nie mogę zmusić do niczego.
Anielątko myślało, myślało, myślało. Nie mogło nic wymyślić. Znowu myślało, myślało, myślało. Nie mogło nadal nic wymyślić. A z pokrzyw rozlegał się płacz.
– Panie Boże, pomóż mi wymyślić, pomóż mi wymyślić, pomóż mi wymyślić.
Anielątko myślało prędziutko, prędziutko, bo przecież słyszało, że diabełek płacze w krzaku pokrzyw, że go boli, że cierpi! Prędziutko chciało coś wymyślić, nic nie mogło wymyślić.
A stary diabeł patrzył na małe anielątko pogardliwie i mruczał:
– Co ty, pętaku, możesz wymyślić!
I nagle aniołek powiedział:
– Mam!!! Już wiem!!!
– Co ty, pętaku, możesz mieć! – stary diabeł kiwał głową pobłażliwie.
– Już wiem!!! Uratuję diabełka!
– Jak ty możesz, pętaku, uratować diabełka! – stary diabeł zaśmiał się, ściskając widły w dłoni.
– Ja pójdę do pokrzyw! A niech on wychodzi!
Diablisko aż podskoczyło ze zdziwienia.
– Coś ty powiedział?! – wykrzyknął, nie dowierzając.
– Tak, ja pójdę do pokrzyw.
– Czyś ty zwariował? Ty do pokrzyw? Ty do pokrzyw?! – powtórzył diabeł, zaskoczony totalnie. – To są pokrzywy szatańskie, specjalnie wyostrzone! Ciebie zniszczą! I to szybko. Nie trzeba będzie siedmiu godzin.
– Ja pójdę do pokrzyw! A niech diabełek wychodzi.
– To twój przyjaciel? – stary diabeł chciał coś z tego zrozumieć.
– Nie.
– Znasz go przynajmniej?
– Nieee.
– No to… Po co się pchasz do pokrzyw?! Tyś anioł, on jest diabeł, po co się pchasz do pokrzyw?!
– Bo on płacze. Ja nie mogę znieść, że on płacze – tłumaczył aniołek.
– Poważnie? Chcesz iść do pokrzyw? Poważnie mówisz? Wiesz, co to znaczy?! – stary diabeł wciąż nie dowierzał.
– Wiem.
– Wytrzymasz?!
– Wytrzymam.
– No to ja muszę się porozumieć z Lucyferem.
Wbił oczy w ziemię i zaczął warczeć:
– Najciemniejszy, najbardziej przeklęty, najbardziej potworny Lucyferze!
Tu rzucił się na ziemię i rąbnął czołem w ziemię – raz, rąbnął czołem drugi raz w ziemię – dwa, rąbnął czołem trzeci raz w ziemię – trzy.
– Oddaję ci pokłon, bijąc czołem w ziemię, żeby ciebie uczcić!
– Co tam, stary durniu, masz za sprawę do mnie? – usłyszał głos Lucyfera.
– Najokrutniejszy Lucyferze, mam sprawę do ciebie. Przyszło do mnie anielątko…
– Jakie znowu anielątko ośmieliło się przyjść do ciebie, stary diable?
– Chce wejść do pokrzyw zamiast diabełka, który za śmiech został skazany na siedem godzin!
– Anielątko chce wejść do pokrzyw? – Lucyfer powtórzył, nie dowierzając własnym uszom.
– Tak, chce go zastąpić.
– Czy on zwariował?
– Ja się go też spytałem, czy on zwariował, ale on mówi, że on nie zwariował, tylko nie może znieść, że diabełek cierpi i płacze.
– Przecież on nie wytrzyma tych pokrzyw! – odwrzasnął Lucyfer.
– Anielątko mówi, że wytrzyma!
– No to mnie cieszy. Dla mnie – powiedział Lucyfer – może całe niebo aniołów wejść w te pokrzywy! Niech cierpią!
– Mam się zgodzić?
– Natychmiast się zgadzaj, żeby się nie rozmyślili.
– Ale nie, to tylko jedno anielątko.
– No to niech cierpi ten brzdąc. Niech cierpi! Niech wchodzi!
– Dziękuję ci! Rozkaz wykonam – znowu rąbnął głową w ziemię raz, rąbnął głową w ziemię dwa, rąbnął głową w ziemię trzy, żeby było słychać, jak rąbie głową w ziemię – Najohydniejszy Lucyferze.
Dopiero wtedy dźwignął się na równe nogi, otrzepał się i wrzasnął w stronę krzaku pokrzywy:
– Wyłaź!
W krzakach pokrzyw tkwił mały diabełek i płakał.
– Wyłaź!
Ale diabełek nie wychodził. Tylko wciąż płakał. Nie słyszał tego wszystkiego, co się wokół niego działo. Nie słyszał, co anielątko mówiło do starego diabła, ani tego, co stary diabeł mówił do anielątka. Po prostu nie słyszał. Bo był taki zapłakany.
– Wyłaź!!! – stary diabeł wrzasnął po raz trzeci.
A gdy nawet to nie poskutkowało, nachylił się – ostrożnie, żeby się samemu nie poparzyć – złapał diabełka za kark, wyszarpnął z pokrzyw, postawił na ziemi. A on w dalszym ciągu ryczy i płacze, i zanosi się, łka. Łzy płyną mu z oczków. Zapuchnięty cały. Cały poparzony pokrzywami.
Anielątko zobaczyło, w jakim stanie znajduje się diabełek, rzuciło mu się na szyję, całowało po pyszczku, po oczkach, po buzi, głaskało po łapkach, po pleckach, tuliło go do siebie. A diabełek, nie widząc, prawie nie słysząc, co się do niego mówi, tylko płacząc wciąż, tulił się do anielątka, a anielątko wciąż go głaskało, całowało, przytulało. Aż wreszcie diabełek zaczął się uspokajać.
Stary diabeł patrzył się na to, co się działo, zgorszony, ale na dobrą sprawę nie bardzo wiedział, co ma zrobić – czy odłączyć diabełka od anielątka, czy nie.
Wreszcie diabełek całkiem oprzytomniał. Otworzył oczka, zobaczył, że jest w objęciach aniołka, który go głaszcze po głowie. Przeraził się. Odruchowo odskoczył. I wtedy dopiero spostrzegł starego diabła. A diablisko wrzasnęło:
– Leć do Lucyfera! Podziękuj Lucyferowi, że ci skrócił karę! Marsz!
No to diabełek jak piorun zmył się i poleciał do Lucyfera.
A w salonie Lucyfera – najbrzydszym salonie świata – siedział Książę Ciemności na najbrzydszym fotelu. Siedział i rechotał. Ochroniarze wokół niego pilnowali, żeby był bałagan. I bałagan był, a jakże! Na zaśmieconej podłodze kulały się w jakichś brudnych betach małe diabełki, biły się, gryzły, kopały, wrzeszczały, rechotały. Z głośników ryczała szatańska muzyka.
Diabełek wpadł przed Lucyfera.
Jeden z ochroniarzy rozkazał:
– Na ziemię. I czołem bij w ziemię! Trzy razy!
Diabełek nie wiedział, o co chodzi, wobec tego ochroniarz złapał go za kark, przygniótł do ziemi, trzy razy rąbnął jego czołem o ziemię, wreszcie wyprostował go. A diabełek się opamiętał i mówi:
– Dziękuję ci, Lucyferze…
– Nie „Lucyferze”!!! – wrzasnął ochroniarz. – Najciemniejszy Lucyferze!
– Dziękuję ci, najciemniejszy Lucyferze…
– Książę Ciemności!
– …Książę Ciemności, żeś mnie uwolnił od pokrzyw.
A Lucyfer zarechotał:
– Durniu! To nie ja! Ja nie jestem od darowania ani przebaczania!
– A kto mnie uratował? – wyjąkał diabełek.
– To głupie anielątko cię uratowało!
Diabełek nie wiedział, o co chodzi, jakie anielątko go uratowało. Zapytał zdziwiony:
– Jakie anielątko mnie uratowało?
– Co się głupio pytasz? To nie wiesz?
– Nie wiem.
– Jakieś zwariowane anielątko cię uratowało. Ono za ciebie poszło do pokrzyw, a jak nie poszło, to zaraz pójdzie. Rozumiesz? Za ciebie. Ja tego nie rozumiem. Idź do niego! I zagraj mu na nosie! Wyśmiej się z niego, że takie głupie! Że za ciebie wlazło w pokrzywy! A jak nie wlazło, to zaraz wejdzie.
Diabełek był wstrząśnięty tym, co usłyszał. Jeszcze przez chwilę stał jak skamieniały ze zdziwienia. I w tej jednej chwili przypomniał sobie, że po wyjściu z pokrzyw ktoś go przytulał i głaskał, i całował. Dopiero wtedy zrozumiał, o czym mówi Lucyfer.
Zerwał się. Bez słowa pożegnania wyleciał z gabinetu Lucyfera. Prawie nie dostrzegając ochroniarzy, przemknął przez beznadziejnie ponure, szare korytarze piekła, przefrunął obok sal pełnych bijących się z rykiem diabłów. Spieszyło mu się. A więc prędko, jak najprędzej do bramy piekieł. Wreszcie brama. Wyleciał przez nią do krzaku pokrzyw. Przy pokrzywach stał stary diabeł.
– Gdzie aniołek? – zapytał go.
– Tam – odpowiedział diabeł, wskazując brudnym palcem pokrzywy.
Diabełek podszedł do pokrzyw tak blisko, jak się tylko dało, i wyszeptał:
– Jesteś tam?
– Jestem – usłyszał cichutki, przytłumiony szept.
– Boli cię?
– Boli – odszeptało anielątko.
– Bardzo cię boli?
– Bardzo.
– Wytrzymasz?
– Wytrzymam.
Ale wytrzymało jeszcze tylko chwilę. Potem się zaczęło. Najpierw to było jak popiskiwanie skrzywdzonego psiaka. Potem już coraz wyraźniejszy płacz. A wreszcie przejmujący szloch. Najpierw cichutko, potem coraz głośniej. Wtedy diabełek nie wytrzymał: „Przecież on za mnie cierpi”. I diabełek też zaczął płakać. Tak płakali oboje.
Lucyfer – a z nim całe piekło – usłyszał ten dziwny płacz diabełka i spytał zezłoszczony:
– Dlaczego ten pętak znowu płacze? Przecież już nie jest w pokrzywach, już go nie boli.
– On współczuje temu zwariowanemu aniołkowi – pospieszył z tłumaczeniem stary diabeł.
– Współczuje?! – wrzasnął Lucyfer. – Diabeł nie może współczuć!!! Jaki on diabeł, że współczuje!!!
* * *
A tymczasem płacz anielątka usłyszał święty Piotr.
– Czy to aniołek płacze? Aniołki przecież nie płaczą, bo są szczęśliwe – dziwił się Święty. – Dlaczego jakiś aniołek płacze? Gdzie on jest?
Zaraz potem usłyszał płacz święty Michał Archanioł, a z nim wszyscy aniołowie, archaniołowie i aniołki.
– Dlaczego płacze aniołek?
I wtedy zobaczyli, że aniołek płacze w krzaku pokrzyw. Święty Michał Archanioł sfrunął natychmiast jak błyskawica do bramy piekielnej i stanął przy pokrzywach. Tam natknął się na starego diabła, który tak się przestraszył archanioła, że aż zaniemówił. Bo święty Michał spytał go:
– Czy tam jest aniołek? Odpowiadaj. Czemu milczysz?
Po chwili stary diabeł wyjąkał:
– Tak. Tam siedzi aniołek.
– Tyś go tam wsadził?
– Nie, on sam tam wszedł.
– Dlaczego?
– Bo zastąpił diabełka, który został skazany na siedem godzin pokrzyw.
– To aniołek ma też tyle godzin tam siedzieć?
– Tak, sam się na to zgodził.
A aniołek płakał coraz głośniej, bo go coraz bardziej bolało. A przy krzaku płakał diabełek. I tak oboje płakali.
Święty Michał Archanioł zwrócił się do Pana Boga i zaczął prosić Go serdecznie:
– Uratuj anielątko z pokrzyw, żeby nie płakało. Zrób coś, jesteś wszechmocny, uratuj anielątko!
A Pan Bóg powiedział:
– Masz rozum i wolną wolę. Dałem je wszystkim stworzeniom. Również aniołom, ludziom i diabłom, i Lucyferowi, i tobie. Wy myślcie. Nie mogę tego nikomu odebrać, nie mogę nikogo przymusić. Sami myślcie i decydujcie.
Święty Michał Archanioł myślał, myślał, myślał i nie mógł nic wymyślić. A aniołek płakał coraz bardziej.
No to święty Michał Archanioł jak mógł najszybciej myślał, myślał, myślał, myślał. Bo aniołek płakał. Wszystkie aniołki w niebie myślały, myślały, myślały, myślały – a aniołek płakał.
I wreszcie święty Michał Archanioł powiedział:
– Wiem!
Już wiedział, co zrobi. Oświadczył:
– Sam wchodzę za niego do pokrzyw.
A całe niebo zawtórowało:
– I my wchodzimy z tobą razem do pokrzyw!
Święty Michał Archanioł zaprotestował:
– Nie potrzebujemy wszyscy razem wchodzić do pokrzyw, wystarczy po kolei. Na przykład po minucie.
– Po pierwsze – wtrącił się stary diabeł – najpierw musi się zgodzić na to Lucyfer.
Święty Michał Archanioł ugodowo powiedział:
– Dobrze. Zapytaj Lucyfera. Czy się zgadza na to, żebyśmy zastępowali anielątko po kolei.
Stary diabeł zwrócił się do Lucyfera:
– Najczarniejszy Książę Ciemności, pytają się ciebie te tak zwane anioły, czy się zgodzisz na to, żeby anielątko wyszło z pokrzyw, a na jego miejsce wchodzili co minutę po kolei anieli? Ile ich tam będzie.
A Lucyfer wrzasnął:
– Jasne! Jest zgoda! Niech wszyscy włażą w pokrzywy! Czy po kolei, czy jak chcą! Niech włażą! Niech się przekonają, co znaczą pokrzywy szatańskie! I te tak zwane anioły niech wreszcie zobaczą, że nie rządzi światem ten tak zwany Bóg, tylko że ja tu rządzę!! Ja teraz niebem rządzę!! Ja rządzę teraz aniołami!
Święty Michał Archanioł spokojnie powiedział do całego nieba:
– Kto chce iść za anielątko do pokrzyw, niech się ustawi w ogonku i po kolei, co minuta będzie jeden wchodził za drugim. Każdy wchodzi na minutę. I tak przez siedem godzin!
I ustawił się sznur aniołów – od pokrzyw aż po samo niebo.
Stary diabeł powiedział do anielątka:
– Wychodź!
Ale anielątko tak płakało, tak szlochało, że nie słyszało całej tej rozmowy! Bo tak je bolało wszystko, tak je piekły pokrzywy, tak łkało, że nie wiedziało, co się dzieje wokół niego.
No to stary diabeł wrzasnął drugi raz:
– Wychodź!!!
Ale anielątko nic nie słyszało. Nic nie słyszało, bo tylko płakało a płakało, a obok niego siedział przy pokrzywach diabełek i też płakał. Też nie słyszał, co się wokół niego dzieje, bo tak płakał i tak współczuł.
Wobec tego stary diabeł sięgnął ręką do pokrzyw, złapał anielątko za sznur w pasie, wyciągnął je stamtąd, postawił je obok pokrzyw – a na jego miejsce wskoczył od razu pierwszy z aniołów czekających w ogonku.
Anielątko jeszcze nie wiedziało, gdzie się znajduje. Tak je wszystko bolało, tak je wszystko piekło, iż nie zdawało sobie sprawy z tego, że nie jest w pokrzywach, i płakało, i płakało. A na nie rzucił się diabełek – ten płaczący diabełek – i tak je tulił, tak je głaskał, tak je całował, jak tylko potrafił najczulej. Diabełek całował aniołka, głaskał po główce, po oparzeniach, które miał na buzi, na łapkach, na nóżkach, głaskał i głaskał, przytulał aniołka do siebie.
A wtedy całe piekło się rozszalało:
– Co to znaczy? Co to znaczy?! Co to znaczy?!! Jeżeli aniołek jest w rękach szatana, to tylko po to, żeby go rozszarpał, a nie, żeby go tulił i całował! Diabeł całuje aniołka!! Co za wstyd! Jak piekło piekłem, jeszcze czegoś takiego nie było!!!
Wszyscy szatani szaleli z wściekłości.
A anioły wchodziły. Co minuta jeden, co minuta jeden, co minuta jeden.
A aniołek w rękach diabełka uspokajał się i uspokajał. Już patrzył na oczka, jeszcze zapuchnięte od płaczu. Ale już widział, co się dzieje. Jeszcze początkowo nie rozumiał, potem zaczął rozumieć – widział sznur aniołów, które stoją w ogonku od krzaka pokrzyw aż do samego nieba. Widział, jak po kolei, co minutę wychodzi z pokrzyw – a właściwie nie wychodzi, ale wyskakuje jak przysłowiowy diabeł ze święconej wody – jeden anioł, a wchodzi na jego miejsce następny. I coraz bardziej mu się buźka rozjaśniała, rozjaśniała. Patrzył uśmiechnięty, a z nim diabełek i stary diabeł, który był coraz bardziej zachwycony tym, co się działo.
A całe piekło wrzeszczało:
– Głupole!!! Waryjoty!!! Dla jednego durnego diabełka taki hałas i taki harmider, i takie wygłupy, i taki wrzask, i tyle zamieszania, i tyle nieporządku!! Czy te anioły zwariowały?!
Aż wreszcie w ostatniej minucie siódmej godziny wyszedł ostatni anioł i wszystkie anioły wesołe i radosne, choć trochę poparzone, wróciły do nieba.
I wtedy anielątko wzięło za rączkę diabełka i powiedziało:
– Chodź, my też idziemy do nieba.
– My do nieba? Ja przecież jestem diabełkiem.
– Ty już nie całkiem jesteś diabełkiem. Nawet już wyglądasz inaczej, cały pojaśniałeś.
– Ja?
– Tak. Bo współczułeś. Bo współczułeś. I ty też chodź – zwróciło się anielątko do starego diabła.
– Przecież ja jestem stary diabeł.
– Ty już prawie nie jesteś diabeł. Bo się nie wyśmiewałeś ze mnie.
I poszli wszyscy troje.
A w bramie stał święty Piotr i rozłożył szeroko ręce:
– Witajcie, witajcie. Tak się cieszę – powiedział z radością.
A w tym dniu Lucyfer stracił więcej diabłów, niż się mógł spodziewać. Bo wielu szatanów pomyślało: „Szkoda, że nie jestem z nimi”.
DIABEŁEK W NIEBIE
Gdy tylko stary diabeł zrobił pierwszy krok przez bramę niebiańską, oniemiał, osłupiał ze zdumienia i zachwytu. Prawie że zamienił się w posąg.
Po chwili rozejrzał się i powiedział trochę do siebie, trochę do towarzyszy:
– Jak tu pięknie!
A diabełek zachwycony powtórzył:
– Jak tu pięknie. Ile światła, ile powietrza, ile przestrzeni. Jak tu pięknie. Jakie tu lasy rosną! Jak tu łąki pachną! Jakie tu piękne kwiaty kwitną.
– Ja nie wiedziałem, że w niebie drzewa rosną – powiedział stary diabeł zachrypłym głosem. – Ja nie wiedziałem, że łąki są w niebie, że w niebie lasy rosną. A skąd tu te drzewa?
Anielątko tłumaczyło, tak jak umiało:
– To są te drzewa, które uschły na ziemi, które zostały ścięte na ziemi, które zostały połamane przez wichurę na ziemi. To są te drzewa.
– Te drzewa?
– Tak! Bo jak Pan Bóg coś stworzy, to już jest! Jak Pan Bóg coś stworzy, to już istnieje. Jak Pan Bóg coś obdarzy życiem, to tego daru nie odbiera. To są drzewa te same, tylko przemienione.
– Przemienione?
– To są tamte drzewa z ziemi. Tylko są przemienione. To są uwielbione drzewa.
Stary diabeł nie ruszał się z miejsca, tylko pytał dalej:
– A ludzie, co tu chodzą? Tacy piękni ludzie tu chodzą, takie piękne dzieci tu chodzą, taka piękna młodzież tu chodzi. Skąd tyle ludzi jest w niebie?
– To są ci ludzie, którzy umarli. To są ci sami ludzie, którzy umarli na ziemi, a są w niebie.
– Ale skąd mają ciała?
– Mają ciało uwielbione. I są tacy śliczni, jak Pan Jezus Zmartwychwstały.
Stary diabeł wciąż się rozglądał. I niespodziewanie w oddali zobaczył jakieś stwory gigantycznej wielkości. Wykrzyknął zdumiony:
– To dinozaury! Dinozaury! Skąd tu dinozaury?!
Anielątko powiedziało:
– Powiedziałem ci. Gdy Pan Bóg coś stworzył, gdy coś czy kogoś obdarzył życiem, to tego daru nie odbiera. To są te same dinozaury, które żyły przed milionami lat na ziemi, ale wyginęły.
– I są w niebie w dalszym ciągu prawdziwe?
– Tak! Prawdziwe dinozaury, prawdziwe mamuty, prawdziwe te zwierzęta, które wymarły już na ziemi, tylko tu są przemienione albo, jak wolisz, uwielbione.
Naraz spytał diabełek aniołka:
– A czy możemy Pana Boga zobaczyć? Tak jak ja Lucyfera widziałem, czy mogę Pana Boga zobaczyć? Tak jak ja Lucyfera widziałem na tronie najbrzydszym na świecie, tak ja mogę zobaczyć Pana Boga? Tak jak widziałem Lucyfera w najbrzydszej komnacie na świecie, tak mogę zobaczyć Pana Boga? Na pewno to jest najpiękniejsza komnata na świecie, najpiękniejszy tron na świecie. I tam siedzi najpiękniejszy Pan Bóg na świecie i rządzi wszystkim.
Anielątko powiedziało:
– Nie ma gabinetu Pana Boga. Pan Bóg nie siedzi na tronie.
– To gdzie jest Pan Bóg?! Gdzie jest, jeżeli nie siedzi na tronie w swoim gabinecie i nie przyjmuje gości, którzy przychodzą do Niego, żeby Go zobaczyć?!
– Wszędzie. Pan Bóg jest wszędzie w niebie. W tych pięknościach niebieskich – wszędzie. W tych drzewach – wszędzie. W tych lasach – wszędzie, w tych łąkach – wszędzie, w tych zwierzętach – wszędzie, w tych ludziach – wszędzie. Pan Bóg jest wszędzie w niebie i wszędzie na ziemi. W ciszy, w mądrości, w miłości, w serdeczności, w dobroci. Pan Bóg jest wszędzie.
– No to jak to tak, to nie można z Nim porozmawiać? – spytał zdezorientowany diabełek.
– Można! Jak chcesz, to mów do Pana Boga, a On ci odpowie.
– Ja naprawdę mogę do Niego coś powiedzieć? I On mi odpowie? – spytał diabełek anielątka.
– Oczywiście. No to się spytaj! A o co chcesz się spytać?
Diabełek się zastanowił chwilkę i powiedział do anielątka:
– Ja ci najpierw na uszko powiem, po cichutku, o co ja chciałem się spytać Pana Boga.
– No to mów. O co byś chciał spytać Pana Boga.
A diabełek szepnął do anielątka:
– Chciałem się spytać Pana Boga, czy On mnie choć troszkę kocha. Chociaż ja jestem diabełkiem.
– No to się spytaj.
Jeszcze diabełek nie zdążył spytać pełnym głosem, gdy usłyszał odpowiedź:
– Kocham cię. Chociaż jeszcze jesteś trochę diabełkiem, kocham cię. Ale i tak bym cię kochał, chociażbyś był całkiem diabełkiem. Przecież ja jestem Stworzycielem wszystkiego, wszystko, co stwarzam, kocham.
– To Ty diabły potrafisz kochać? To Ty diabły też kochasz? To Ty tego starego diabła, który obok mnie stoi, też kochasz?!
– Tak. Kocham. Tego starego diabła też kocham. I wszystkie diabły też kocham. I czekam na to, żeby się nawróciły. Ku prawdzie i ku miłości.
I nagle diabełek poczuł, że to już za dużo jak na jego małe serduszko, że to za silne uderzenie jak na jego możliwości pojmowania, że musi coś zrobić, żeby się uratować, że już nie wytrzymuje tego piękna, że umrze ze szczęścia. Tyle miłości i dobroci. Tyle uśmiechów i radości. A jeszcze ta rozmowa z Panem Bogiem… Zamknął oczy, żeby przynajmniej nie widzieć tych cudowności, jasności, przestrzeni, światła, powietrza, kolorów. Zatkał sobie uszy, żeby nie słyszeć głosu Pana Boga ani nawet ciszy, ale i muzyki. To na chwilę pomogło.
– Ja muszę stąd wyjść – powiedział diabełek do anielątka – bo umrę ze szczęścia.
Stary diabeł trzymał się, ale też poczuł, że mu się wszystko zaczyna kręcić przed oczami.
– Ja nieprzyzwyczajony do tych wspaniałości – mruknął do siebie i zachwiał się na nogach.
Wobec tego anielątko wyprowadziło diabełka z nieba, stary diabeł też za nimi się wyczołgał prawie na czworakach. Dopiero gdy zamknęła się za nimi brama nieba, odetchnęli.
– To było za dużo jak na pierwszy raz – powiedział stary diabeł. – Ale gdy się już raz było w niebie, wtedy będzie się zawsze za nim tęskniło.
– Chodźmy do czyśćca – zadecydował aniołek.
– A co to jest czyściec? – spytał diabełek.
– Czyściec to jest takie miejsce, gdzie się dorasta do miłości. Pójdziemy do czyśćca przeznaczonego dla diabłów, diablic i diabełków.
– O, to jest i taki czyściec?
– A jest, zaraz tam będziemy.
I poszli.
DIABEŁEK W CZYŚĆCU
Nad bramą wejściową świecił widoczny z daleka napis: „Czyściec dla diabłów”. Anielątko spytało starego diabła i diabełka:
– Chcecie tam wejść?
– Chcemy – odpowiedzieli.
Najpierw weszli do spokojnego, obszernego pomieszczenia. Czyściutkiego i wygodnego. Diablice i diabły siedziały przy stolikach i popijały niebiańską kawę. Ale już nie takie straszne jak w piekle. Już nie takie warczące, wściekłe. Rozmawiały przyjaźnie i śmiały się serdecznie. Stary diabeł patrzył na to jak na jakiś cud niepojęty. Równocześnie diabełek i aniołek zdumieli się innym widokiem.
Mały diabełek skakał z radości, skakał, skakał, pod sam sufit. Ale to nawet nie było najdziwniejsze. Najdziwniejsze było to, że się śmiał wpatrzony w jedną z diablic – najwyraźniej jego matkę.
– A z czego ty się tak cieszysz? – spytali i diabełek, i anielątko równocześnie.
– Bo mnie moja mama pocałowała! Pierwszy raz w życiu mnie pocałowała!
– A dotąd cię mama nie całowała?
– Nie! Lała mnie po pupie, po łapach, po plecach, nawet po głowie!
– A dlaczego cię tak biła po pupie, po łapach, po plecach, po głowie?
– Bo był nieznośny, bo mnie przezywał, wyzywał, rzucał się na mnie, gryzł i kopał – włączyła się matka. – Nazywał mnie starą diablicą. To w końcu wzięłam go za rękę i uciekłam z piekła do nieba, żeby uratować dziecko i siebie. Skierowano nas tu, do czyśćca, żebyśmy się uczyli miłości. I już trochę się nauczyliśmy. Wystarczy popatrzeć na tych diabłów i diablice, które siedzą przy sobie i rozmawiają prawie jak anieli w niebie.
Anielątko poprowadziło małego diabełka i starego diabła w głąb czyśćca. Otworzyli kolejną bramę, a tam, za bramą, ujrzeli ogromną, przepiękną polanę w lesie. Z powalonymi drzewami, z kłodami drzew, z wykrotami, wzgórkami i zagłębieniami. Przyglądali się, nie bardzo wiedząc, po co tutaj przyszli. Wreszcie diabełek zapytał aniołka:
– Po cośmy tu przyszli?
– Jeszcze chwilkę poczekaj, a przekonasz się.
No to czekali. Nagle coś się w krzakach poruszyło i zaczęło się wyliczanie:
– Raz, dwa, trzy…
– Co to za wyliczanie? – szepnął diabełek.
– To nie wyliczanie, to odliczanie.
I rzeczywiście. Zabrzmiał okrzyk:
– … na oczy patrzy!
I z krzaków wypadł diabełek jak lis z zasadzki, szmyrgnął pod pniak drzewa, ale zaraz wychylił się stamtąd, stanął na wierzchu, rozglądnął się, przykładając dłoń do czoła. Coś zauważył, bo błyskawicznie skoczył w dół, przebiegł przez łąkę w poprzek i wpadł w krzaki. Nagle wybuchł tam krzyk i zamieszanie pod same chmury. Z krzaków wybiegło kilka diabełków i rzuciło się pędem, krzycząc ze śmiechem, w miejsce, skąd zaczął swoją drogę pierwszy diabełek.
Przyglądający się temu widowisku stary diabeł nie rozumiał nic.
– Co się tu dzieje? Co one robią? – spytał anielątko.
– Bawią się w chowanego.
– Bawią się w chowanego?
– Tak, uczą się bawić. Bo na początku tylko się biły, gryzły, ciągnęły się za ogony, za włosy, za rogi, za uszy, przeklinały, przezywały. Każdy chciał być najlepszy, każdy chciał być pierwszy, każdy chciał wygrywać. A teraz uczą się nie tylko wygrywać, ale też przegrywać. Uczą się wspólnie bawić.
Diabełek w pewnej chwili zwrócił się do anielątka:
– Czy ja cię mogę o coś poprosić?
– Oczywiście – powiedziało anielątko.
– Czy ja mógłbym tu zostać?
– Chcesz tu zostać?
– Tak, chciałbym tu zostać i bawić się z tymi diabełkami.
– Oczywiście że możesz, zostań.
– Zobaczymy się w niebie! – zawołało anielątko na pożegnanie.
I anielątko ze starym diabłem poszli dalej.
Weszli do ciemnej izby. Przy stolikach, na których stały świece, siedzieli szatani na beczkach po piwie – ubrani w czarne kominiarki, w czarne skórzane kurtki nabijane ćwiekami. Na nogach mieli podkute buty wysoko sznurowane, niektórzy z głowami ogolonymi na glacę, niektórzy z grzywą indiańską. Na odsłoniętych ramionach widniały bogate tatuaże. Do pasów mieli przytroczone łańcuchy i noże za pasem. Oparte o stołki sterczały kije baseballowe.
Stary diabeł, choć dużo już w życiu widział, musiał przyznać, że takiej speluny dawno nie spotkał.
– Co oni tu robią? – zapytał.
– Oni grają w puzzle – odpowiedziało anielątko.
– Grają w puzzle?
– Tak. Bo to są nawrócone diabły, które teraz naradzają się, namyślają się, jak uratować tych, których zachęcali, uczyli, namawiali do rozbojów, do rabunków, do morderstw.
Stary diabeł wysłuchał tego wyjaśnienia, prawie nie dowierzając. Ale aniołek już proponował dalszą drogę:
– Chodźmy dalej.
I stary diabeł powędrował dalej.
Znaleźli się nad morzem. Stanęli na wydmie. Stary diabeł rozglądnął się. Z jednej i z drugiej strony rozciągał się las, a przed nimi morze i plaża. Ogromna, piękna plaża.
– To też jest czyściec? – dziwił się stary diabeł.
– Tak.
Diabeł rozejrzał się w prawo, ale jak okiem sięgnąć, nie zauważył nikogo. Rozejrzał się w lewo – z podobnym skutkiem. Spytał aniołka:
– Ale tu nikogo nie ma?
– No, przypatrz się lepiej – zaproponował mu aniołek.
Stary diabeł jeszcze raz popatrzył uważnie na prawo i lewo, ale nic ani nikogo nie zauważył.
Aż wreszcie zobaczył na tej ogromnej plaży daleko, daleko jakiś mały czarny punkt.
– Kto to jest?
– To diabeł – usłyszał w odpowiedzi.
– Podejdziemy?
– Podejdziemy.
Za moment byli przy siedzącym diable, zwróconym twarzą ku morzu.
Diabeł, który siedział na plaży, spojrzał na nich i powiedział trochę do siebie, trochę do nich:
– A nas w piekle uczyli, że Pana Boga nie ma.
I znowu popadł w milczenie.
Po chwili stary diabeł wyszeptał do aniołka:
– Ja bym chętnie został tutaj. Czy mogę?
– Oczywiście.
– Dziękuję.
– No to żegnaj i do zobaczenia w niebie.