III
NIEBIESKI ANIOŁEK NA PRAKTYCE
III
NIEBIESKI ANIOŁEK NA PRAKTYCE
ANIA ZASYPIA
Gdy anielątko wróciło do nieba, Pan Bóg powiedział mu:
– Twój przyjaciel, dawny diabełek, już tu na ciebie czeka.
I wysunął się zza chmurki śliczny aniołek ubrany na niebiesko, w którym anielątko rozpoznało swojego kolegę z pokrzyw. Rzucili się sobie w objęcia, ciesząc się jak tylko mogli najbardziej.
– Ty masz teraz sukienkę niebieską, a ja mam wciąż białą. To chyba po to, żebyśmy się rozróżniali, bo tak jesteśmy podobni do siebie.
A Pan Bóg mówił dalej:
– Chcę, żebyście się zabrali do roboty razem. To znaczy, on będzie pracował, a ty sprawował nad nim opiekę z nieba. W razie czego pomagaj. Może nie trzeba będzie wcale. Zgoda?
– Zgoda, zgoda – odpowiedzieli z radością.
– Zajmij się dzieckiem dobrym, ale bardzo bojaźliwym – tu Pan Bóg zwrócił się do aniołka w sukience niebieskiej i pokazał mu dziewczynkę – Anię.
No to aniołek prędziutko zleciał na ziemię. A na ziemi, w tym miejscu, gdzie Ania mieszkała, szalała zawierucha i burza okropna.
Mama zarządziła:
– Anulko, już czas. Trzeba iść spać. Mateusz już w łóżku.
Ania prosiła:
– Jeszcze nie, jeszcze nie. Mateusz jest już duży, a ja malutka. Posiedźmy razem trochę.
I przytuliła się do mamy. Ale mama nie chciała ustąpić:
– Kochanie, nie marudź. Już późno. Zrozum, ty musisz się wyspać, a ja, jak zwykle, muszę iść wcześnie do pracy.
– Aż przejdzie burza – Ania zaczęła się targować. – Jeszcze chwilkę.
Ale mama była stanowcza:
– Anulko, kochanie, nie powinnaś się bać. Dosyć tego siedzenia. Jesteś już wykąpana, w piżamce. Do łóżka!
Wzięła ją za rękę, zaprowadziła do jej pokoju. Ania, chcąc nie chcąc, położyła się do łóżka. Mama przykryła ją kołderką. Otuliła nóżki, pod szyją poprawiła. Pocałowała. Zrobiła na czole krzyżyk. Zgasiła światło. Powiedziała:
– Dobranoc.
I wyszła. A Ania się bała.
Za oknem wiało, deszcz padał. Ania się bała. Przykryła się z głową – nie pomogło. Wsadziła głowę pod poduszkę – nie pomogło.
A diabeł jeszcze jej szeptał:
– To wampiry. To wampiry. To wampiry. Chcą się dostać do ciebie przez okno i cię udusić.
Aniołek natychmiast podbiegł do Ani i do drugiego uszka mówił:
– To nie wampiry, to wiatr śpiewa ci piosenkę. To wiatr śpiewa ci piosenkę, to nie wampiry.
Ania się trochę uspokoiła.
Nagle poprzez szum deszczu i śpiew wiatru dało się słyszeć podejrzane chrobotanie.
– Co to może chrobotać? – zaniepokoiła się Ania.
Coś przy drzwiach na ich progu wyraźnie chrobotało. Ania zamieniła się w słuch: co to może być, co tak chrobocze?
Na to szatan zaczął ją straszyć, podszeptywał:
– Słyszysz? Słyszysz?! Bandyta się zakrada do twojego pokoju. Słyszysz, jak skrobie koło drzwi? Bo chce się dostać do ciebie, zamordować.
Aniołek pogłaskał Anię po główce, przytulił ją do siebie i wyszeptał:
– Nie bój się, nie bój. To nieprawda. To nie żaden bandyta. To nie bandyta, to myszka gryzie sobie orzech, bo głodna. To nie złodziej, nie bój się. Nie bój się.
Anielątko z nieba doradziło:
– Spytaj Anię, czy chce usłyszeć bajkę albo kołysankę.
Aniołek spytał:
– Chcesz, to ci opowiem bajeczkę. Albo mogę ci zaśpiewać kołysankę.
– Zaśpiewaj.
I w tym momencie aniołek niebieski uświadomił sobie, że nie zna żadnej bajki ani nie umie śpiewać kołysanki.
– Ratuj! – wykrzyknął do nieba.
Ale anielątko było na miejscu. I odpowiedziało:
– Ja zaśpiewam Ani.
Był sobie król, był sobie paź i była też królewna,
żyli wśród róż, nie znali burz, rzecz najzupełniej pewna,
żyli wśród róż, nie znali burz, rzecz najzupełniej pewna.
Lecz srogi los, okrutna śmierć w udziale im przypadła:
króla zjadł pies, pazia zjadł kot, królewnę myszka zjadła,
króla zjadł pies, pazia zjadł kot, królewnę myszka zjadła.
A żeby ci nie było żal, Anulko ma kochana –
z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana,
z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana.
I Ania zasnęła.
ANIA SAMA W MIESZKANIU
Aniołek wrócił do nieba, ale wrócił na krótko. Zdążył tylko przywitać się ze swoim przyjacielem – anielątkiem białym – który pogratulował mu:
– Było świetnie.
Pan Bóg powiedział:
– Zostań przy Ani. Bo będzie miała trudny dzień.
Ale na razie nie wyglądał ten dzień na trudny. Mama, jak co dzień, po śniadaniu poszła do pracy, tata był w dalszym ciągu na delegacji, starszy brat poszedł jak zwykle do szkoły, Ania została w domu. Mama na odchodne powiedziała do Ani:
– Nikomu nie otwieraj drzwi. Pamiętaj, nikomu nie wolno otwierać drzwi.
– A jak przyjdzie listonosz?
– Też nie otwieraj, niech wsadzi listy do skrzynki.
– A jak będzie polecony?
– Co się pytasz, jak wiesz. Mów, że nie umiesz pisać. Bo nie umiesz.
– A jak będzie paczka?
Ania chciała być przygotowana na każdą ewentualność.
– Nie nudź. Jużeśmy to przerabiali. Przecież wiesz: niech zostawi u pani dozorczyni. Zresztą, w razie czego masz telefon do mojego biura, to w ostateczności możesz do mnie zadzwonić.
No i Ania się z tym wszystkim zgodziła, nie widziała już problemu, nawet wyraźnie potwierdziła:
– Nikomu nie otworzę drzwi, nawet gdyby o to prosił cesarz chiński. To tatuś tak mówi.
Po śniadaniu zabawiała się, tak jak lubiła. Najchętniej malowała. To i teraz przystąpiła do malowania. A na potem odłożyła inne zabawy. Aniołek przyglądał się temu wszystkiemu z zadowoleniem.
Naraz zadzwonił domofon. To było wkrótce po wyjściu mamy. Zaraz z rana. Podeszła do mikrofonu:
– Kto tam? – spytała.
– Listonosz – usłyszała znajomy głos.
– Proszę pana, mama powiedziała, żeby pan zostawił listy w skrzynce.
– Mam do podpisania polecony.
– Nie ma mamy w domu i nie mogę otwierać drzwi, nie umiem pisać – wyrecytowała.
Listonosz odszedł. Ania wróciła do swojej zabawy. Już zapomniała, że jest domofon, że może się ktoś w nim odezwać. Aż tu nagle rozległ się znowu dzwonek domofonu.
– Kto tam?
– Listonosz. Proszę otworzyć.
Głos był inny. Ania go nie znała.
– Listonosz już był – odpowiedziała niepewnie.
– To jest drugi listonosz. Otwórz – głos był ostry, rozkazujący.
– Mama mi zakazała otwierać drzwi, proszę zostawić listy w skrzynce, ja nie umiem pisać.
– Nie, to nie są listy, to jest paczka, specjalnie dla ciebie.
– Proszę ją zostawić u pani dozorczyni.
– Nie, to jest paczka do ciebie, do twoich rąk. Inaczej nie zostawię. Otwórz mi drzwi.
Diabeł z jednej strony zaczął jej szeptać do ucha:
– Otwórz. No otwórz! Inaczej jej nie dostaniesz. Inaczej nic nie dostaniesz.
Aniołek natychmiast zorientował się, co się święci. Przyskoczył i zaczął szeptać:
– Nie otwieraj, mama zakazała. Mama zakazała.
Głos z domofonu prosił:
– Otwórz, Aniu.
„Skąd on wie, że ja jestem Ania?” – zdumiała się Ania.
– Otwórz, Aniu. Przyniosłem ci paczkę. Tam są zabawki. Pożałujesz, jak mi nie otworzysz.
Szatan szeptał Ani do ucha:
– No otwórz, Aniu, otwórz. Bo inaczej stracisz zabawki.
Aniołek powtarzał:
– Mama zakazała otwierać drzwi.
Ale szatan zaczął kusić. Ania już widziała wielką pakę. Już przecinała sznurki, już rozrywała papier, już otwierała wieczko, już cieszyła się kolorowymi różnościami. „A może tam będzie miś. Na pewno będzie tam Kubuś Puchatek. Ten od małych Conieco. Ten, który ma przyjaciół – Sowę Przemądrzałą i Prosiaczka”.
I już Ania sięgała do przycisku, żeby otworzyć, ale aniołek tak jakby zatrzymał jej rączkę w drodze, przypominając:
– Mama zakazała!
Ania spuściła rękę w dół i wykrzyknęła do mikrofonu:
– Nie otworzę!
– Otwórz, proszę – głos był słodki jak sam lukier.
Aniołek radził:
– Odejdź stąd. Wracaj do pokoju. Zajmij się swoją robotą. O, najlepiej będzie, gdy pocieszysz swojego misiaczka.
Ania uciekła spod drzwi. Domofon dzwonił i jeszcze coś tam mówił. Wróciła. Wyłączyła domofon. Cała roztrzęsiona pobiegła do swojej zabawy. Ale już nie miała ochoty na malowanie, była zbyt zdenerwowana.
Powoli uspokajała się. Odszukała swojego starego, wypłowiałego, ale ukochanego misia. Przytuliła go do serca. I zaczęła go pocieszać:
– Puchatku, nie bój się, nikogo nie wpuszczę do mieszkania. Nie pozwolę, by ci się stała jakaś krzywda. Nie potrzebuję żadnego nowego.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Znowu serduszko Ani podskoczyło aż do gardła.
– Kto tam?
– Otwórz. Daj mi wody, bo zemdleję – jakiś głos kobiecy odezwał się przez drzwi. – Otwórz, Aniu, daj mi wody, bo słabo mi się zrobiło.
Diabeł mówił:
– Otwórz, Aniu, zrób dobry uczynek. Dobry uczynek zrób. Inaczej ktoś zemdleje. Ktoś przez ciebie może umrzeć!
Aniołek podbiegł i mówił:
– Mama zakazała otwierać drzwi. Mama zakazała otwierać drzwi. Komukolwiek. Nie otwieraj drzwi.
Szatan namawiał do otworzenia:
– To wyjątkowa sytuacja. Gdyby mama to przewidziała, to na pewno by nie zabraniała otworzyć drzwi, ale by ci kazała podać wodę.
Ania podniosła rączkę do zamka, żeby otworzyć drzwi i już dać tę wodę. Aniołek wykrzyknął:
– Nie wolno ci otwierać! Nie otwieraj!
Ania powiedziała to głośno:
– Mama zakazała mi otwierać drzwi.
– Otwórz, bo zemdleję.
Ania uciekła spod drzwi. Nie chciała tego słuchać. Była tak roztrzęsiona, że się rozpłakała.
Głos zza drzwi znowu jęczał:
– Otwórz, bo umrę.
Ania zatkała rączkami uszy i z jednej, i z drugiej strony, żeby nic nie słyszeć, nie ulec naleganiu. Nagle Ania jakby usłyszała głos anioła:
– Zadzwoń do mamy.
Trzęsącymi rękami podniosła słuchawkę, nacisnęła guziczki, które znała na pamięć. W słuchawce odezwała się mama:
– Halo. Słucham.
Ania, zanosząc się płaczem, przedstawiła całą sytuację. Mama była, jak zwykle, konkretna:
– Zachowałaś się właściwie, Anulko. Nie otwieraj pod żadnym pozorem. W razie czego zadzwoń. Przyjadę.
Ale na szczęście nic się już złego nie przydarzyło. Potem było jakieś zamieszanie na klatce schodowej. Coś się działo na parterze. Szatan kusił Anię, żeby wyszła i zobaczyła, ale posłuchała ostrzeżenia aniołka:
– Nie wychodź z mieszkania ani nawet nie uchylaj drzwi.
Gdy mama przyszła, zastała ją prawie spokojną, a nawet dumną z siebie:
– Nie otworzyłam nikomusieńku. Nawet cesarzowi chińskiemu.
Mama domagała się szczegółów:
– Jak to było? Opowiedz raz jeszcze.
Ania rzuciła jej się na szyję, opowiedziała, czasem popłakując, co się działo.
– A wiesz co, a wiesz, Aniu, co ci powiem? Na parterze spotkała mnie sąsiadka i powiedziała mi, że weszli do niej jacyś obcy ludzie. Najpierw weszła jedna kobieta, pod pozorem, że chce się napić wody, bo zemdleje. A z tą kobietą weszła druga kobieta i jeszcze mężczyzna i obrabowali całe mieszkanie. Jak to dobrze, że nie otworzyłaś.
ZADANIE DOMOWE MATEUSZA
Pan Bóg wezwał niebieskiego aniołka i powiedział:
– Jak dotąd idzie ci znakomicie. Twój przyjaciel, anielątko białe, nie musiał ci wiele pomagać. Teraz zejdź na ziemię i przypilnuj Mateusza. To bardzo nieśmiałe dziecko. Naucz go śmiałości. Ma do zrobienia trudne zadanie. Niech się odważy.
Aniołek niebieski uścisnął anielątko białe i znalazł się na ziemi, przy Mateuszu.
I faktycznie, pani od polskiego wyznaczyła na zadanie domowe trudny temat. Ale uprzedziła:
– Kto z was zrobi, to zrobi. Kto nie, to nie. Spróbujcie. Tylko bez żadnej pomocy. Ani mamy, ani taty, ani nikogo.
W domu Mateusz zabrał się do roboty. Nawet na moment nie przysiadł do telewizora, chociaż lubił oglądać programy dla dzieci. Ani na chwilkę nie włączył swojego komputera. Aż się mama zainteresowała:
– Co się dzieje, Mateuszku?
– Mam trudne zadanie z polskiego.
– Może ci pomóc?
Diabeł podszepnął:
– Klawo, niech ci pomoże. Co będziesz się męczył.
Aniołek upomniał:
– Pani powiedziała, że należy wykonać to samemu.
Mateusz odpowiedział mamie:
– Nie, dziękuję.
Siedział nad tym zadaniem do późna wieczór. Tylko na kolację przyszedł do stołu. Ale na krótko. Nie rozgadywał się, jak to miał w zwyczaju, tylko wrócił do swego pokoju i siedział.
Choć diabeł go wciąż kusił:
– Po co ty to wszystko robisz? Pani powiedziała: „Kto chce”. A ty wcale nie musisz chcieć. Sam powiedz, należy ci się zabawa, choć trochę pograj w gry komputerowe. Masz akurat ciekawy program. A poza tym, namęczysz się, namęczysz, a potem pies z kulawą nogą tym się nie zainteresuje. Wszystko pójdzie na marne.
Aniołek miał zdanie przeciwne:
– Temat cię zainteresował, zaciekawił. Robisz to dla siebie. Lubisz takie zadania. Skończ, jak już zacząłeś.
Nawet mama zaniepokoiła się tym długim siedzeniem. Weszła do pokoju Mateuszka, mówiąc:
– Już późno. Wolałabym, żebyś poszedł do łóżka.
– Już kończę, mamo. Jeszcze tylko mała chwilka. Pozwolisz?
– Pozwalam, ale tylko małą chwilkę.
I w ten sposób Mateusz dobrnął do końca. Był zadowolony. Położył się późno, ale spał jak suseł. Wstał wypoczęty.
W szkole, w czasie lekcji polskiego, pani zaproponowała dzieciom:
– Kto na ochotnika odczyta zadanie, które było wyznaczone na dzień dzisiejszy?
W klasie zapanowała cisza, nikt się nie poderwał. Aniołek popłynął do Mateuszka i podszepnął:
– Zgłoś się.
Ten się aż wzdrygnął i powiedział sobie:
– Nie. Ja się nie zgłoszę. Jeszcze mnie wyśmieją.
Diabeł potwierdził:
– Oczywiście. Nie bądź głupi, nie zgłaszaj się.
– Zgłoś się – aniołek nalegał. – Zgłoś się, proszę. Masz dobre wypracowanie. Zgłoś się! Podnieś rękę.
Wreszcie Mateusz, prawie wbrew sobie, podniósł rękę. Był pierwszy. Pani powiedziała:
– O, Mateusz, tyś chyba jeszcze nigdy nie czytał swojego zadania. Czytaj.
Mateusz zaczął czytać. W miarę jak czytał swoje wypracowanie domowe, robiło się w klasie coraz ciszej. Wszystkie szepty uciszyły się. Dzieci uspokoiły się – wreszcie zamarły. Tak pięknego zadania chyba nie słyszały.
Mateusz skończył, usiadł. Pani powiedziała:
– Wiesz, Mateuszku, to byłoby zadanie celujące. Gdyby nie to, że jest napisane przez mamę.
Mateusz przeraził się tym stwierdzeniem pani. Nic nie powiedział.
Aniołek zapytał szeptem:
– Czyś ty pisał sam, czy pisała mama?
Mateusz odpowiedział sobie:
– Ja pisałem sam. To wiem. To wiem dobrze.
Aniołek prosił:
– No to powiedz pani, żeś ty pisał to sam. No powiedz. Nie bój się.
Diabeł buntował Mateusza:
– Jak mogła pani powiedzieć coś takiego? Jak mogła cię tak obrazić? Nie mów ani słowa.
Ale Mateusz nie posłuchał tego kuszenia. Półgłosem odrzekł:
– Proszę pani, ja to zadanie napisałem sam.
Anielątko podbiegło prędko do pani i podszepnęło:
– Mateusz powiedział, że napisał to zadanie sam. On powiedział prawdę. Proszę z tego jakoś wybrnąć.
Ale diabeł był też na miejscu:
– Mateusz kłamie w żywe oczy. Jak mógłby napisać takie dorosłe wypracowanie. Bzdura. Niemożliwe. Na pewno mama mu to napisała albo może ojciec. Ale nie on, wykluczone.
Jednak pani podeszła do Mateuszka, pogłaskała go po głowie i powiedziała:
– Dlatego powiedziałam ci, że to napisała mama, że jest takie świetne. Ale jeżeli twierdzisz, że to ty napisałeś, wierzę ci. Ty napisałeś to sam, boś tak powiedział. No to ci muszę powiedzieć, że to jest zadanie celujące.
MATEUSZ W NIEBEZPIECZEŃSTWIE
Aniołek niebieski dawno byłby już w niebie, gdyby Pan Bóg nie zatrzymał go i nie powiedział:
– Uważaj, bo bratu Ani może się stać krzywda. Uważaj na brata Ani. Anielątko białe będzie cię wspierało.
A brat Ani, Mateusz, właśnie wychodzi ze szkoły, bo skończyły się lekcje. I nagle spostrzega, że w oddali siedzą, jak zwykle, na ławce trzej chłopcy, o których cała szkoła wie, o których wiedzą nauczyciele, o których wie dyrekcja, że to chuligani, i wszyscy rozważają, co należy z tymi trzema chłopakami zrobić. Siedzą trzej chłopcy. Dzieci! – a zachowują się jak bandyci. Siedzą i czekają na okazję. A jedyną okazją będzie za chwilę on – Mateusz. Aniołek niebieski nie reaguje. Anielątko białe podpowiada niebieskiemu:
– Ostrzeż go. Niech nie idzie w stronę tych chłopców.
Aniołek niebieski się opamiętał i szepcze Mateuszowi:
– Wróć do szkoły.
Ale to już jest o moment za późno.
Diabeł kusi:
– Wstydziłbyś się. Taki tchórz z ciebie. Nie bój się, idź na nich. Nic ci nie zrobią.
Mateusz idzie dalej. A ci wołają do niego z daleka:
– Heej, te! Koleś! Słuchaj nas, bo wołamy do ciebie! Odezwij się! Słyszysz?!
Szatan mówi do Mateusza:
– No, odezwij się. Niech się od ciebie odczepią. Pokaż im, że się ich nie boisz. No, powiedz im coś.
Aniołek jest już przy nim i mówi:
– Nic się nie odzywaj. Udawaj, że ich nie widzisz, że nie słyszysz, idź spokojnie do domu. Idź tak, jak gdyby nic się nie stało. Jak gdyby nic się nie działo. Idź spokojnie do domu.
A chłopcy wołają do Mateusza:
– Dychę! Dawaj dychę, to ci damy spokój! Dychę dasz, to masz święty spokój. A nie dasz, to pożałujesz.
Diabeł szepcze do Mateusza:
– Odwarknij. Nie pozwól im tak ci grozić. Nie bój się. Co oni sobie wyobrażają. Nie bądź taki. Nie bądź tchórzem. Odwarknij! Powiedz im coś!
Aniołek mówi:
– Idź spokojnie, jak gdybyś tego nie słyszał. Idź spokojnie do domu, tak jakbyś tego nie widział. Idź spokojnie do domu.
A oni wołają do niego:
– No, dasz dychę, czy nie dasz dychy?!
Mateusz widzi, że jest źle. Czuje, że niebezpieczeństwo wzrasta. Nie ma przy sobie dziesięciu złotych, o które oni się dopominają. Równocześnie wie, że gdy im nie da pieniędzy, to go stłuką, tak jak się to już niejednemu przytrafiło, że jeszcze moment, a dojdzie do katastrofy.
Aniołek też widzi, że jest źle, że trzeba znaleźć jakieś wyjście. Spostrzega mężczyznę, który idzie przed Mateuszem. Wpada na pomysł i szepcze do Mateusza:
– Widzisz tego pana, który idzie przed tobą? Podejdź szybko do niego i poproś go, żeby ci pozwolił wziąć go za rękę.
Mateusz rozumie, o co chodzi, ale słyszy głos szatana:
– Nie bój się. Będziesz prosił obcego człowieka o pomoc? Idź do chłopaków i przyrżnij pierwszemu, i przyrżnij drugiemu, niech wiedzą, z kim mają do czynienia.
Aniołek radzi:
– Nie! Podbiegnij do tego człowieka i poproś go, żeby cię wziął za rękę. Za rękę! Po prostu tak jak dziecko się bierze za rękę.
Mateusz czuje, że nie ma już nic do stracenia, że jedyną szansą na uratowanie się jest ten wysoki mężczyzna, który idzie przed nim. Szybko podchodzi do niego, choć go nie zna, i prosi:
– Czy mogę pana wziąć za rękę? Czy pan mnie może wziąć za rękę?
Pan jest zaskoczony, zdziwiony. Jeszcze nie orientuje się, o co Mateuszowi chodzi. Ale widząc jego wystraszone oczy, zgadza się i mówi:
– Dobrze. Dobrze.
I Mateusz, już uspokojony, idzie trzymany za rękę przez nieznajomego człowieka. Przechodzi obok zaskoczonych takim obrotem sprawy trzech rozrabiaczy, z których jeden mówi półgłosem:
– Widzisz go. Jaki cwany.
Dopiero teraz mężczyzna, który trzyma w swojej dłoni dłoń Mateusza, mówi porozumiewawczo:
– Bardzo mądrze się zachowałeś, chłopcze. Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
Jeszcze kilka kroków idą razem. Dopiero gdy skręcają w boczną ulicę, Mateusz mówi:
– Dziękuję panu.
I wraca do domu szczęśliwy.
MATEUSZ A ANIA
Mateusz chciał to wszystko opowiedzieć mamie, ale gdy mama wróciła z pracy, wzięła Anię na ręce, wycałowała po buzi i po oczkach, przytuliła, głaskała:
– Moja Ania kochana, moja dziewczynka.
Przywitała Mateusza krótkim:
– Jak się masz, mój synu.
I przelotnym pocałunkiem w czoło.
A diabeł podszepnął Mateuszowi:
– Widzisz, ukochała Anię, a ciebie nie ukochała. To tak zawsze jest, odkąd Ania się pojawiła na świecie. Tyś już dla niej nieważny, ważna jest tylko Ania. Wcale cię nie ukochała.
Aniołek podbiegł z drugiej strony i szepcze:
– Mateuszku, przecież Ania jest malutka. Przecież Ani trzeba więcej ciepła. Kiedy ty byłeś malutki, mama tobą się też opiekowała tak, jak teraz opiekuje się Anią. Przecież ona potrzebuje więcej serca, więcej troski. A ty już jesteś duży. A ty już chodzisz do szkoły. A ty już jesteś samodzielny.
Diabeł szeptał Mateuszkowi do uszka:
– Nieprawda, mama już cię nie cierpi. Przestała cię lubić. Kocha tylko Anię.
Wtedy anioł podszedł do mamy i podszepnął:
– Zrób coś. Widzisz, że Mateusz jest smutny. Zrób coś. Zwróć na niego uwagę, pocałuj go, przytul, tak jak Anię przytulasz.
Ale diabeł już był przy mamie i buntował ją:
– Jeszcze co. Pocałować Mateuszka. Za co? Że wciąż jest naburmuszony? Tak, jakby mu się krzywda jakaś działa w tym domu. Ma wszystko podstawione pod nos. Niczego mu nie brakuje. Powinien być wdzięczny. A on obrażony książę.
Aniołek nie dawał za wygraną. Tłumaczył:
– On tęskni za twoją czułością, za twoją serdecznością. Pogłaskaj go. Powiedz mu, że go kochasz.
Mama się zorientowała, że zrobiła błąd, podeszła do Mateusza, objęła go ramionami, przytuliła i powiedziała:
– Mateuszku, przecież wiesz, że cię kocham. A to, że cię tak nie przytulam i nie całuję jak twoją siostrzyczkę, to dlatego, żeś ty jest już duży chłopiec.
Ale Mateusz nie dawał się pocieszyć. Buntowany przez diabła złościł się:
– Tak. Mama tylko „Aniu, Aniu”, a dla mnie nie ma miejsca w tym domu.
– Ależ Mateuszku, jak możesz tak mówić? Ty nie masz miejsca w tym domu? Czego ci brakuje? Masz wszystko, czego potrzebujesz. No, co mogę zrobić, żeby cię ucieszyć? – spytała mama.
Mateusz jeszcze chwilę milczał, potem wykrztusił to, co mu najbardziej leżało na sercu:
– Bo ty Ani opowiadasz bajki na dobranoc, a mnie nie.
Mama się roześmiała i objęła Mateuszka rękami:
– To o to ci chodzi, a ja myślałam, że ty już nie lubisz bajek.
– Lubię.
– Dobrze, dobrze. No to ci opowiem bajkę na dobranoc.
– Nie śpiewasz mi kołysanek.
– No to ci zaśpiewam. Chcesz? Dobrze. Umowa stoi?
– Stoi.
– Już nie będziesz naburmuszony?
– Już nie.
No i tak się stało. Mateuszek poszedł do łóżka, mama przytuliła go, pocałowała i mówi:
– A teraz śpij. A ja ci zaśpiewam piosenkę. Kołysankę.
Syneczku mały, już zasnął nawet twój pluszowy miś,
a ty wieczór cały wciąż bajek słuchałbyś.
Syneczku miły, już bajkom spokój trzeba dać,
bajki się skończyły, bajki poszły spać.
Usnął głupi Jaś wraz z swym bratem złym,
śpi królewna i jej paź w złotym zamku swym.
Śpią już wszystkie krasnoludki, las uśpiony śpi.
I Kapturek śpi malutki. Babcia śpi i wilk.
Zbójców zmorzył sen i królewna śpi,
w złotej trumnie leży hen, o łóżeczku śni.
Śpisz już, Mateuszku?
– Jeszcze nie. Śpiewaj, proszę. Ty tak ładnie śpiewasz.
No to mama śpiewała dalej:
– A jutro rano bajeczki zbudzą się ze swego snu.
I z radością wstaną, by dzieciom służyć znów.
I przyjdą nieraz, przynosząc z sobą cudów moc,
ale już nie teraz, bo dziś późna noc.
Mama szeptem zapytała:
– Śpisz, Mateuszku?
Ale nie było odpowiedzi. Mateusz spał.
Pogłaskała delikatnie Mateuszka po główce, przytuliła, zrobiła krzyżyk, pocałowała i poszła.