OKRES ZWYKŁY
OKRES ZWYKŁY
II NIEDZIELA ZWYKŁA
„Wesele”
Każdy chce mieć swój dom. Chociażby najmniejszy. Chociażby to było mieszkanie prawie miniaturowe. Ale swoje. Pomalowane na takie kolory, jakie nam się podobają. Urządzone tak, jak nam to najbardziej odpowiada. Z takimi obrazami na ścianie, jakie lubimy. Chce mieć swój dom. Swój. Własnymi rękami zbudowany. Własnym gustem zorganizowany.
Każdy potrzebuje domu. Potrzebuje miejsca na świecie, gdzie mógłby za sobą zamknąć drzwi, zostawić poza drzwiami wszystkie brudy, hałas, krzyk, gwar, kłopoty, które zdają się go przerastać – i mieć wreszcie chwilę wytchnienia. Rozluźnić się, uspokoić się. Być sobą, nie pod nieustannym ciśnieniem środowiska, w którym pracuje. Odpocząć.
Każdy potrzebuje domu. Nie tylko tych ścian, nie tylko tych wyczyszczonych okien, nie tylko tych mebli, jak on sobie zawsze marzył. Ale potrzebuje domu jako atmosfery, jako klimatu – jako miejsca duchowego. Żeby mu było dobrze. Czy jest sam, czy z najbliższymi ludźmi.
I tak jak trzeba budować dom materialny, tak trzeba budować dom duchowy. Żeby to był przedsionek nieba. Dla mnie i dla tych, którzy ze mną mieszkają. Żeby nie było świętokradztwa, zbezczeszczenia, bluźnierstwa. Żeby nie było przekleństwa, kłótni, awantur, nieporządku, bałaganu, złego słowa, niepotrzebnego harmideru, hałasu.
Ale ażeby w naszym domu nie brakło nigdy uśmiechu, śpiewania, kwiatów. Żeby w naszym domu nie brakło słońca, które dajemy bliskim naszym. Miłości, serdeczności, ciepła, dobroci. Żeby nie brakło słowa „przepraszam”.
Każdy potrzebuje domu. Każdy musi budować ten dom swoimi rękami. Każdy jest odpowiedzialny za swój dom. Taki masz dom, jakim ty jesteś. „Pokaż mi dom, a powiem ci, kim jesteś”. Taki masz dom, jaki budujesz przez całe życie. Każdy jest odpowiedzialny za swój dom.
Są domy, gdzie mieszka tylko jeden człowiek. Są domy pełne dzieci. Ale każdy dom obowiązuje, żeby w nim panowała atmosfera miłości. Wtedy do niego będą przychodzili ludzie, żeby się nacieszyć atmosferą tego domu.
* * *
Są domy smutne, domy zagniewane. Z cichymi godzinami, z cichymi dniami – gdzie się jedno do drugiego nie odzywa.
Są domy rozbite. Które są norą, jaskinią, a nie domem. Gdzie nie ma miłości, darowania win, uśmiechu, serdeczności, ale panuje niezgoda, podejrzliwość, niechęć, prowokowanie, drażnienie jeden drugiego, nienawiść, zazdrość, pogarda, chęć zemsty.
Jak do tego doszło? Jak taki dom uratować? Czy da się w ogóle uratować go? Na pewno potrzeba pomocy przyjaciół, krewnych, rodziny. I potrzeba dobrej woli. Przebaczenia. Darowania. Zobaczenia też swoich win. I wyciągnięcia ręki do drugiego.
=====================================================
III NIEDZIELA ZWYKŁA
„Dziś spełniły się te słowa Pisma”
Jezus przychodzi do swojego miasta, aby proklamować prawdę, którą chce przekazać światu. A tą prawdą jest: miłość. To, wbrew temu, czego się można było spodziewać, stanowi szok dla słuchaczy. Wstrząs tak wielki, że reagują jak w amoku, z brutalnością w najgorszym stylu.
A przecież trzeba sobie powiedzieć, że nie ma domu bez miłości – to może być jadłodajnie, poczekalnia dworcowa, najwyżej świetlica, ale nie dom. Nie ma domu bez radości, bez serdeczności wyrozumiałości, bez przebaczania, darowania, bez przyznawania się do winy. Tu się musi zmieścić jeszcze uśmiech, piosenka, pogłaskanie, podźwignięcie.
Nie ma zakładu pracy bez miłości. Bez porozumienia się między kierownictwem a załogą. Bez przyjaznego współżycia załogi ze sobą. Nie ma zakładu pracy bez poszanowania drugiego człowieka, bez starania się o zachowanie godności własnej i godności drugiego.
Nie ma międzynarodowego pokoju bez tolerancji wobec innych narodów. Tolerancji dla innego koloru skóry, dla innej kultury, religii, dla innych przekonań, zwyczajów i obyczajów. Nie ma pokoju międzynarodowego bez przebaczania, darowania, bez przyznawania się do winy, bez wyciągnięcia ręki.
* * *
Nam trudno to realizować. Nawet trudno nam tego słuchać. My wciąż domagamy się sprawiedliwości, wyrównywania rachunków. Wciąż liczymy uważnie, ile on mnie, a ile ja jemu dałem dobra, pomocy. Wciąż liczymy, ile krzywdy przyszło na mnie z jego strony, obliczamy skrupulatnie, żeby było po równo.
Ale czujemy, że to nie jest ta droga. Że nią nigdzie nie dojdziemy. Najwyżej przed ścianę, przez którą przejść nikt nie potrafi.
I tak idziemy, potykając się o kamienie, wykroty, wpadając w kałuże, babrając się w błocie, wodząc po bezdrożach. Nie chcemy się przyznać nawet sami przed sobą, że nas stać na miłość.
====================================================
IV NIEDZIELA ZWYKŁA
„Wszyscy Mu przyświadczali”
Polska otrzymała chrzest z rąk misjonarzy z Rzymu. Wschód – z rąk misjonarzy z Bizancjum. My weszliśmy w obszar kultury łacińskiej, podczas gdy oni – greckiej.
Ta inność nasza i Wschodu wyraża się najbardziej w liturgii. Religia jest zawsze najczulszym strumieniem kultury.
Cerkiew nie przypomina naszego kościoła. Tam dominuje ikonostas – ściana, na której wiszą ikony. Do nich podchodzą wierni, całują, dotykają, modlą się. Kontakt z ikoną traktują prawie jak sakrament.
Ich Msza święta trwa około trzy godziny. W bogatej oprawie, w złotolitych szatach celebransa. Jest pełna śpiewów – innych niż nasze, procesji, okadzań, znaków krzyża świętego, pokłonów. Kazania nie ma. Gdy czekamy na Podniesienie, nie doczekamy się. Komunia święta jest podawana inaczej.
Bo tutaj Objawienie Boże jest przekazywane nie kazaniem, nawet nie czytaniem Pisma Świętego, ale obrzędem, liturgią. Stąd ona tak bogata, tak długo trwająca.
* * *
My należymy do Zachodniej Europy. Ale my jesteśmy inni niż Niemcy – protestanci, niż wszyscy protestanccy anglosasi.
Ich protestanckie zbory są inne niż nasze kościoły. Przeważnie wybielone, bez obrazów. Elementem centralnym – pulpit, na nim Pismo Święte. Jest czytane i komentowane. Ono stanowi istotę rzeczy. Liturgia Mszy świętej ograniczona do minimum. Chór śpiewa psalmy.
Bo tu Objawienie Boże jest przekazywane słowem Pisma Świętego. Czytanym albo pisanym. Nie obrzędami liturgicznymi, ale słowem. Kazania są inne niż nasze, przypominają wykłady egzegetyczne. To interpretacje, analizy, komentarze do tekstów Pisma Świętego.
* * *
Jesteśmy w Europie tysiąc lat. My Słowianie – a jakby nie Słowianie, bo różniący się od całego Wschodu właśnie kulturą łacińską.
Ale przecież wszyscy – tak katolicy jak prawosławni i protestanci – wierzymy w Chrystusa. Który jest Słowem Bożym. Wszystkie podstawowe prawdy są nam wspólne, zwłaszcza gdy chodzi o prawosławie.
I my nie domagamy się, ażeby prawosławni i protestanci odprawiali tak samo Mszę świętą, sprawowali obrzędy liturgiczne tak jak my. Niech zostaną przy swoim. Tylko żebyśmy nie patrzyli na siebie wilkiem. Ani my na nich, ani oni na nas. Żebyśmy patrzyli na siebie jak bracia.
===================================================
V NIEDZIELA ZWYKŁA
„Nauczał z łodzi”
Jezus nauczał tak, jak w owych czasach nauczali – czyli w synagodze. Ale nie tkwił w jednym miejscu. Wciąż był w drodze – szedł od miasteczka do miasteczka, od wsi do wsi. Bywało również, że wychodził na górę albo wypływał nieco łodzią od brzegu, żeby ogarnąć głosem tłumy, które wokół Niego się gromadziły.
Gdyby teraz żył, myślę, że pisałby artykuły, książki, kręciłby filmy, byłby w radiu, telewizji i w Internecie. Posługiwałby się wszystkimi środkami masowego przekazu, jakie by były do dyspozycji. I w ten sposób podawałby ludziom prawdę o sensie naszego życia, czyli o Bogu. Że jest Mądrością, Pokojem, Wolnością, Prostotą, Ciszą, Światłem, Przebaczeniem. Że jest w mądrości człowieczej, w jego uczciwości, wolności, wierności, miłości.
I dzisiaj są synowie Boży, którzy – posługując się wszystkimi środkami masowego przekazu – starają się podawać ludziom prawdę o sensie życia, czyli o Bogu. To ci, którzy idą przez siedem rzek, przez siedem lasów, przez siedem gór, przez siedem mórz, aby poznać prawdę o człowieku, którzy wgłębiają się w samych siebie, w społeczeństwo w którym żyją, w ludzkość do której należą, w świat który ich otacza, aby znaleźć sens wszystkiego. To również ci, którzy starają się za wszelką cenę, aby godność żadnego człowieka nie została naruszona, walczą o to, aby żaden człowiek nie był wykorzystywany, aby żył w ludzkich warunkach, miał dach nad głową i nie był głodny. Żeby nie był traktowany jak przedmiot. Żeby nie był przymuszany do niczego, ale żeby żył wolny, zgodnie ze swoimi przekonaniami, byle tylko nie szkodził innym ludziom ani sobie. To armia nauczycieli, profesorów, wychowawców. To armia myślicieli, pisarzy, artystów, muzyków, reżyserów, aktorów, wszelakich twórców i wszelakich wykonawców, którzy ciągną ludzi ku górze – ku prawdzie, mądrości, wolności, ciszy, ku światłu, ku miłości – ku Bogu.
====================================================
VI NIEDZIELA ZWYKŁA
„Błogosławieni”
Gdyby zapytać o istotę chrześcijaństwa, to można powiedzieć krótko: Treścią nauki Jezusa jest prawda, że Bóg jest Miłością. I właściwie na tym się sprawa kończy. Wszystko, co powiemy potem, będzie tylko rozbudowaniem tego zdania.
W Ewangelii nie ma żadnej wiedzy tajemnej, tu jest prosta sprawa – trzeba zrozumieć, pojąć i żyć tą prawdą coraz lepiej i głębiej.
Należy jeszcze dodać, że z serca każdego człowieka wyrywa się prawie że zachwyt: „Przecież tę prawdę ja noszę w sobie od zawsze. Ja to wiem!”.
I tak to jest. Jezus wyraził prawdę, którą my jako stworzenia Boga nosimy w sobie. Może przytłumiona sprawami codziennego życia, jednak ona w nas tli, tak jak ognisko przyrzucone stosem mokrych patyków.
Ta prostota chrześcijaństwa jest urzekająca. I urzekające są konsekwencje, jakie z niej wynikają. Dotyczą one nawiązywania kontaktu z Bogiem i zjednoczenia się z Nim po śmierci. Aby spotkać się z Bogiem, nie potrzeba wykonywać jakichś magicznych obrzędów, zaklęć, wezwań. Niepotrzebne są ofiary z bydła czy z płodów rolnych. Nie są konieczni kapłani jako pośrednicy między ludźmi a Bogiem. Na to, żeby się z Nim zjednoczyć, trzeba być miłością. Związek między Bogiem a człowiekiem dokonuje się przez codzienne uczciwe życie.
Ktoś spyta: „To w takim razie po co nam modlitwa, liturgia chrześcijańska?”
Wszystkie sakramenty, łącznie z Mszami świętymi, wszystkie nabożeństwa, modlitwy, śpiewy, ceremonie liturgiczne są pomoce do tego, żebyśmy chcieli kochać i umieli kochać.
I tu się zaczynają schody. Bo miłość zdajemy się rozumieć dobrze w wymiarze rodziny, grupy przyjaciół, znajomych. Już nam trudniej sięgnąć do miłości w życiu zawodowym. A życie społeczne jest już zupełnie poza zasięgiem naszych możliwości.
I tym się tłumaczy fakt, że tak nam brakuje na szczeblu samorządowym i państwowym gospodarzy z prawdziwego zdarzenia. Ludzi, którzy prawdziwie troszczą się o swoją wieś, swoje miasto, o nasze państwo. A tak często zdarzają się tacy, którzy wykorzystują swoje stanowisko, by się dorobić, i to niejednokrotnie drogą rozmaitych przekrętów, oszustw, „prania brudnych pieniędzy”.
Bo miłość to nie taka prosta rzecz, jakby się na pozór wydawało.
======================================================
VII NIEDZIELA ZWYKŁA
„Powiadam wam, którzy słuchacie”
Jezus mówi trudnym językiem. Obok zdań prostych, orzekających, obok poleceń konkretnych posługuje się przypowieściami, porównaniami, metaforami, analogiami, hiperbolami. Przerysowuje obrazy, kładzie nowy, niespodziewany akcent, podaje zaskakujący kontrapunkt, zestawia sprzeczne obrazy, podaje wprost absurdalne stwierdzenia. Bo chce nami wstrząsnąć, pobudzić do myślenia, przekazać Bożą prawdę.
Chociażby wtedy, gdy mówi: „Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego. Jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny”.
* * *
Tak jest i w dzisiejszej perykopie, która jest zestawem poleceń skierowanych do nas. Jezus nam mówi: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych”. Tak, to jest czytelne. Ale kolejne zdanie już budzi opory: „Błogosławcie tym, którzy was przeklinają”. I tuż zaraz idzie polecenie całkowicie nas zaskakujące: „Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty”.
Gdyby pytać, co Jezus chce nam powiedzieć poprzez te polecenia, to chyba jest coś z tego, co św. Paweł pisze, że uczeń Jezusa nawet gdy: „wszystko ma, to nic nie powinien posiadać”.
A więc chodzi Jezusowi o to, abyśmy byli wolnymi ludźmi. O to, żebyśmy się nie związywali ani z pieniądzem, ani z żadną rzeczą. Ani ze stanowiskiem, ani z dobrym imieniem, ani z tytułem, ani z godnością. Że najważniejsza jest miłość. A wszystko inne może być albo nie być.