Biblioteka


Religia jako czynnik kulturotwórczy



 

Religia jako czynnik kulturotwórczy

 Tylko nie patrzmy na te polskie zwyczaje, obrzędy kościelne i domowe, na to całe nasze polskie świętowanie jak na akt wyłącznie religijny, ale również – kulturotwórczy. To nie przypadek ani tym bardziej nieporozumienie, że chociażby święta Bożego Narodzenia, praktycznie biorąc, wyszły poza kręgi chrześcijańskiej społeczności i świętują je wszyscy – zarówno wierzący, jak niewierzący, że świętego Mikołaja znają wszyscy – zarówno chrześcijanie, jak niechrześcijanie.
 Powiedzmy wyraźniej: każdy akt religijny jest kulturotwórczy. Ma funkcję budowania zarówno osobistej, jak i społecznej kultury człowieka. Kształtuje osobowość indywidualnego człowieka i całego narodu.
 I tak dla przykładu: przez cześć oddawaną Maryi uwrażliwiamy każdego człowieka, a także całe społeczeństwo na kobietę nie tylko w stanie błogosławionym, ale na kobietę w ogóle. Przez cześć oddawaną narodzonemu Dziecięciu uwrażliwiamy społeczeństwo na narodziny każdego dziecka, ale i na dziecko w ogóle. Przez cześć oddawaną świętemu Józefowi uwrażliwiamy społeczeństwo na ojcostwo, ale i na rolę mężczyzny w rodzinie i społeczeństwie. To nie jest pusta ideologia ani spis poleceń: jak żyć. Ale wzorce. To nie są tylko hasła, ale przykłady osób żyjących kiedyś między nami, z całym dramatem ich drobnych wydarzeń i całą historią życiową.
 Stąd tez dla kultury Europy – ale i całego świata – historia życia Jezusa jest nie do przecenienia. Albo, mówiąc po prostu, jest przez kulturoznawców niedowartościowana.
 Człowiek, który idzie na śmierć krzyżową za to, że stanął w obronie ludzi chorych, kalekich, ubogich, umierających w młodości – twierdząc, że Bóg ich nie skarał, ale ich kocha. Stanął w obronie grzeszników, złoczyńców i celników, twierdząc, że Bóg ich również kocha. Stanął w obronie innowierców – w tym wypadku Samarytan, pogan, zwłaszcza Rzymian – twierdząc, że Bóg ich także kocha. Stanął w obronie skazanych na śmierć – zwłaszcza krzyżową – twierdząc, że to nie kara Boża, że tych Bóg także kocha.
 Nie tylko to twierdził, ale uzdrawiał chorych, kalekich, wskrzesił właśnie młodego człowieka z Naim i córeczkę Jaira; do grona najbliższych przyjaciół – tak zwanej Dwunastki – zaliczył między innymi celnika Mateusza, Szymona – partyzanta z grupy zelotów, Judasza – syna Szymona Iskarioty, chyba nie z Kariotu, ale sykkaryjczyka, czyli po prostu nożownika – z grupy zelotów, którzy walczyli z Rzymianami cichcem na ulicy, napadając na pojedynczych osobników. Przyjął ich do grona przyjaciół. Bo zarówno Szymona, jak i Judasza przekonał, że królestwo Boże to królestwo miłości.
 Jezus zginął za swoje przekonania, za swoją wolność osobistą, za swoją godność człowieczą, bo nie zrezygnował z żadnej tezy, którą głosił, oświadczając nawet współkonającemu towarzyszowi niedoli na krzyżu: „Dziś jeszcze będziesz ze mną w raju”.
 I jak długo ludzkość będzie istniała, ten wolny człowiek – o imieniu Jezus – będzie kształtował – powinien kształtować – kolejne pokolenia człowiecze albo ludzkość przestanie być ludzkością, a stanie się bandą zżerających się dzikich zwierząt. I jak długo ludzkość będzie szanowała godność człowieka, wolność i odwagę, prawdomówność i nieugiętość, szacunek dla biednych, złych i obcokrajowców, tolerancję dla innowierców, będzie sięgała – powinna sięgać – po ten wzorzec, który się nazywa Jezus.
 Z Jezusa wszystko wyrosło. Również święci, którzy rozumieli i w sposób nadzwyczajny naśladowali Jego miłość. Z Jezusa wyrosło wszystkie siedem sakramentów: siedem etapów, na których powtarzamy sobie, Bogu i Kościołowi, do którego przynależymy: Chcę żyć w miłości. Z Jezusa wyrósł cały rok liturgiczny, w czasie którego przeżywamy Jego życie od narodzenia poprzez czas Jego dorastania, nauczania, aż do śmierci i zmartwychwstania. A zarazem przeżywamy nasze życie od narodzenia aż do swojej śmierci i przyszłego zmartwychwstania. Innymi słowy, na Jezusie kształtujemy swoje życie w miłości.
 Kończąc: Piękno człowieka jest promieniowaniem jego unum, verum, bonum. To na pewno. Ale jest czymś więcej. Jest harmonią tych trzech wyznaczników człowieczych. Bo można sobie wyobrazić człowieka, który byłby godny, ale równocześnie nie byłby wystarczająco mądry i nie byłby dobry. I to nie byłoby to. Podobnie można sobie wyobrazić człowieka, który byłby mądry, ale nie byłby dobry i nie byłby godny. I to też nie byłoby to. Wreszcie można sobie wyobrazić człowieka, który byłby dobry, ale ani mądry, ani godny. I to też nie byłoby to. Aż wreszcie znajdujemy człowieka pięknego – który ma wszystkie te wyznaczniki wyważone. Tworzą one jedną harmonijną całość. I wtedy ten człowiek ma urok, czar, wdzięk człowieczy. Jest piękny.