s. 20.
Szarpnięte drzwi otworzyły się. Wpadł pan Michał Łempicki.
– Ach, to pani hrabina jest tu. To dobrze.
– Bał się pan, że uciekłam ze strachu. Jestem bojaźliwa, ale nie aż tak.
– Sala pełniusieńka. Faktycznie wysłałem zaproszenia do wybitnych arystokratów jak również do wszystkich ważnych osobistości piastujących wysokie stanowisko w dyplomacji. Ale nie spodziewałem się, że aż tylu ich przyjdzie. Wszystkie miejsca zajęte. Cały Sztokholm. Jest Selma Lagerlöf, przecież największa pisarka. Są wszyscy ważni przedstawiciele Ententy rezydujący w Sztokholmie. Nie brakuje nikogo.
Zachłystywał się, jakby nie wiedział, że to działa na nią zupełnie przeciwnie niż przypuszczał: że ona nie tylko nie jest coraz bardziej zachwycona tymi nowinami, ale przerażona.
– Chciałem, żeby się pani poczuła usatysfakcjonowana.
– Czym?
– Jak to czym. Przecież to nie na odczyt przychodzą, ale na pani odczyt przychodzą – tu słowo „pani” wymówił głośniej i przeciągle. – Niech sobie łaskawa pani swój referat spokojnie przepowiada, a ja jeszcze tam pójdę witać, kogo trzeba.
I wypadł. „Mój Boże. Na co mi przyszło”. Stanęła przed lustrem, obciągnęła czarną sukienkę, dość ciasno opinającą jej kibić, poprawiła włosy. „A przecież wszystko to oddałam Bogu – tytuły, dostojeństwa, zaszczyty. A teraz wszystko nagle wróciło”. Zaczęła spacerować po saloniku. „Ale jeżeli to ma pomóc Polsce. Niech będzie i tak. Akuratnie jest karnawał. Niech będzie bal kostiumowy. W Lipnicy chodzili po wsi przebierańcy. To i ja teraz mogę zabawić się w przebierańców. Oni też zbierali pieniądze, tak jak ja. Tylko oni dla siebie. Ja dla Polski”. Znowu wpadł pan Łempicki.
– Już. Bardzo proszę. Nas również obowiązuje punktualność. Chodźmy. Proszę się nie ograniczać czasowo. Ale jeśli to możliwe, proszę utrzymać się w granicach jednej godziny. Po referacie jest przewidziany cocktail.
Podrzut serca. A do końca się spodziewała, że coś się stanie i nie dojdzie do referatu. Światło zgaśnie, ludzie nie przyjdą, salę odmówią. Wyszli. Roztańczyło się serce na dobre. Paniczny strach. „Boże, co ja im mam do powiedzenia. Przecież to wszystko, co przygotowałam, oni wiedzą lepiej ode mnie. Poczują się obrażeni, że traktuję ich jak przedszkolaków. Zmienić? Nie zmieniać już ani słowa. Powiedzieć słowo w słowo tak, jak sobie umyśliłam, w przeciwnym razie totalna klęska”. Szła do podium przy gasnącym szumie sali, jeszcze nie podnosząc głowy. Gdy stanęła obok stołu, sala się uciszyła. Nie usiadła na przygotowanym foteliku, ale pozostała w pozycji stojącej. „Na stojąco wygłaszałam konferencje na spotkaniach z siostrami w Krakowie” – przypomniało się jej nieoczekiwanie. Spojrzała na salę. Faktycznie sala wypełniona do ostatniego miejsca.
– Witam was, dostojni państwo, i dziękuję za przybycie. Właściwie należałoby wymienić po kolei nazwiska każdego, kto tu dzisiaj przyszedł, tak one są szanowne, wymienić również zajmowane stanowiska i pełnione funkcje, ale to zajęłoby nam cały czas przeznaczony na mój referat, wobec tego zmuszona jestem z żalem z tego zrezygnować.
To był pomysł, który jej przyszedł do głowy w ostatniej chwili i nie pożałowała, że zdecydowała się zaryzykować. Od razu zrobiło się cieplej na sali, pojawiły się uśmiechy.
– Dla wytłumaczenia, dlaczego ośmieliłam się szanownych państwa poprosić na ten wieczór, odczytam odezwę Henryka Sienkiewicza skierowaną do świata. Odezwę, bo jak państwo się domyślacie, on sam chciałby do was przybyć, ale rozliczne zajęcia organizacyjne jak i nie najlepszy stan zdrowia stanęły temu na przeszkodzie.
Rozłożyła kartkę i zaczęła czytać. Bogu dziękowała za tę chwilę wytchnienia. Nie wyobrażała sobie, co by było, gdyby jej przyszło od razu mówić. Sala słuchała uważnie słów znanego wszystkim laureata nagrody Nobla:
– „Vevey – Lozanna luty 1915.
Polska jest dotychczas głównym polem, przedmiotem i ofiarą toczącej się wojny. Front bojowy biegnie tu blisko 1000 km, od jezior mazurskich do przełęczy karpackich. A przerzyna samo serce Polski. Królestwo Kongresowe i Galicja, tj. przeszło 200 tys. km kw., 21 milionów ludności. Zmaga się tu ze sobą około 3 milionów wojsk niemiecko-austriackich i 4 miliony rosyjskich. Tych 7 milionów zbrojnych od pół roku tratuje, jałowi, wydziera sobie ziemię polską, ogładza, wypiera i wybija jej mieszkańców”.
Nawet się nie spostrzegła, jak znikła gdzieś cała trema, ta kulka w gardle, to lekkie drżenie dłoni, to trzepotanie serca. Przecież znała treść tego tekstu, bo przeczytała go parę razy. Ale wtedy dla siebie, teraz słuchała go uszami swoich gości, rozumiała ich sposobem myślenia, przeżywała ich sercem. I była wstrząśnięta tym obrazem, który malowały poszczególne słowa, zdania, akapity.
– „Polacy w tej walce odprawianej w ich domu i kosztem jego ruiny bić się muszą za dwie przeciwne sprawy cudze. Muszą kalać się bratobójstwem, używani wszędzie w pierwszej linii, gdzie przy spotkaniach na bagnety i szarżach kawaleryjskich z obu stron okrzyki polskie. Brani są przy tym do zaciągu w stosunku najwyższym”.
Przecież dla tych Szwedów, którzy od paru setek lat nie wiedzą, co to jest wojna, są to obrazy nieprawdopodobne przez swoją grozę. Gotowi by byli nie uwierzyć, gdyby nie autorytet, który im to podaje do wiadomości.
„Nie korzystają z ulg popisowych, udzielanych w prowincjach rdzennych miastom stołecznym i pewnym niezbędnym gałęziom wytwórczości. W Królestwie Polskim na 127,5 tys. km kw. i 13 milionów mieszkańców wojna bezpośrednio objęła 100 tys. km kw. i 10 milionów ludności. Wszędzie po dwakroć wracała fala walki i najazdu, w wielu miejscach po trzykroć i częściej. Dotknęła ona ogółem około 200 miast i osad i 9000 wsi, powodując bezpośrednie straty materialne obliczane na blisko 3 miliardy franków. 5000 wsi całkiem zrównano z ziemią, bądź podczas boju, bądź w odwrocie dla odcięcia się od pościgu pustkowiem. Spalono niezliczone zagrody, dwory, budynki folwarczne; samych kościołów uszkodzono 1000, a przeszło 100 zburzono doszczętnie. Zajęto lub zniszczono wszystkie zapasy zboża i furażu; milion koni i dwa miliony bydła rogatego uległo rekwizycji lub padło z braku paszy. Cała wytwórczość rolna krajów w rocznym szacunku 2,5 miliarda franków uległa zagładzie i nie wiadomo na jak długo, przy braku zasiewu i inwentarza. W nędzy znalazła się ludność wiejska stratowanych guberni w liczbie 7 milionów głów. Niemała jej część, której zwęglone siedziby leżą w samym pasie bojowym, zgoła bezdomna, po prostu mrze z głodu i chłodu, żywi się korzeniami, korą drzewną, padliną, tuła się po lasach albo ciągnie do miast. Ale trzy czwarte miast znalazło się również w promieniu wojennym. Niektóre, jak Kalisz, uległy zburzeniu, inne duże ośrodki przemysłowe – katastrofie gospodarczej. Wszędzie, zarówno w miastach jak i na wsi, szerzą się choroby epidemiczne, tyfus głodowy, tyfus plamiasty, dezynteria, wreszcie przynoszona zewsząd cholera.
Galicja obejmująca 78,5 tys. km kw. i 8 milionów mieszkańców została prawie w całości terenem wojennym. Zwłaszcza pas środkowy między Lwowem a Bochnią, gdzie toczyły się walne bitwy, wyludniony, przedstawia jedno wielkie cmentarzysko. W wielu z tych miejscowości fala walki i najazdu wracała po dwakroć, gdzieniegdzie aż siedmiokroć. Dotknęła ona ogółem 100 miast i osad i 6000 wsi. Przeszło 2500 wsi całkowicie zniszczono. Zabrano 800 tysięcy koni, 1,5 miliona bydła rogatego, wszystkie prawie zapasy zboża i furażu. Wytwórczość rolna w szacunku rocznym blisko miliarda franków zrujnowana na długo. Przeszło 700 kościołów zniszczono lub dotkliwie uszkodzono. Przymusowe wychodźstwo wojenne z Galicji do wnętrza monarchii, liczące z górą milion głów, przeważnie znajduje się w nędzy i nagości zupełnej”.
Skończyła czytać. Na sali trwała cisza. Najchętniej zeszłaby z podium na palcach i usiadła gdziekolwiek bądź. Była – jak oni – wstrząśnięta obrazem, który ten tekst przedstawił. Uważała, że nie godzi się już nic więcej dodawać. Z największym trudem przemogła te opory, żeby podjąć następny punkt: referat na temat historii Polski. Już zdążyła się uspokoić, oswoić z miejscem, na którym stała, z ludźmi, którzy byli w nią wpatrzeni. „Nie ma wyjścia, teraz kolej na mnie”.
– Upływa 950 lat, gdy Polska powstała jako państwo.
Krótko historia, byle nie nudno. Polska jako przedmurze Europy, przedmurze chrześcijaństwa, przejmująca uderzenia, jakie szły z Azji. Tatarzy, Turcy. Państwo tolerancji religijnej, podczas gdy w średniowieczu w całej Europie płonęły stosy inkwizycyjne. Państwo, które przystąpiło do pogodzenia wschodniego chrześcijaństwa z zachodnim przez stworzenie unii. Kraj wolności wyznaniowej w czasie, gdy obok trwały walki religijne pomiędzy katolikami a protestantami. Polska państwem demokratycznego ustroju w Europie: pierwsza konstytucja o charakterze prawdziwie demokratycznym. Polska ofiarą imperializmu carów rosyjskich dążących do zagarnięcia Litwy, Białorusi, Ukrainy. Rozbiór ziem Rzeczypospolitej z pomocą Prus i Austrii. Intensywne próby rusyfikacji i germanizacji. Powstania protestem przeciwko gwałtowi dokonanemu na państwie polskim. Polityka gospodarcza doprowadzająca do zacofania gospodarczego obszarów polskich.
– Niewątpliwie naród polski, jak każdy naród, ma swoje wady, ale spośród cech tworzących człowieka na plan pierwszy naród polski wysunął wolność i przy niej wiernie trwa. Mamy swój drugi – obok „Jeszcze Polska nie zginęła” – hymn narodowy o charakterze religijnym. Na zakończenie mojego wystąpienia zacytuję jego ostatnią zwrotkę: „Jedno Twe słowo, wielki niebios Panie, z prochów nas podnieść znowu będzie zdolne, a gdy zasłużym na Twe ukaranie, obróć nas w prochy, ale w prochy wolne”.
Schodziła z podium, mając wrażenie, że jeszcze moment, a upadnie. Poczuła się zupełnie wyczerpana po tym napięciu, w jakim trwała cały czas. Usiadła z ulgą na krześle. Ale miała zaledwie krótką chwilę odpoczynku. Oklaski, które się rozszumiały, nie ustawały. Posłyszała szuranie krzeseł. Wszyscy obecni wstali i na stojąco klaskali nadal. Nie pozostawało jej nic innego jak również wstać, zwrócić się w stronę sali, uśmiechać się, skłaniać głowę. Ledwo dowlokła się do swojego saloniku, zatrzymywana przez rozmaitych panów, którzy jej mówili komplementy, całowali ją po rękach, przez jakieś panie, które jeszcze zapłakane, z chusteczkami przy oczach, całowały ją w policzki. Chciała mieć choć kilka minut odpoczynku. Weszła i opadła na fotel. „Boże, ja się do takich wystąpień na pewno nie nadaję. Na prelegenta trzeba się chyba urodzić. Tak jak moja siostra, Maria Teresa”. Kręciło jej się w głowie. Wsunął się pan Łempicki.
– Najmocniej przepraszam, że ośmielam się przeszkadzać w zasłużonym odpoczynku, chciałem tylko pierwszy złożyć wyrazy najgłębszego podziwu. Nie. Nigdy się nie spodziewałem, że łaskawa pani hrabina ma takie nadzwyczajne talenty krasomówcze – a nawet coś więcej – że pani hrabina potrafi tak fascynować słuchaczy swoją osobowością. Przecież słuchali wszyscy jak zaczarowani.
– To odezwa pana Sienkiewicza tak nimi wstrząsnęła.
– Oczywiście, oczywiście. Ten straszny obraz kataklizmu wojennego, który rozgrywa się na naszych ziemiach. Ale nie mniej duże wrażenie zrobił obraz dziejów Polski w skrócie prawie historiozoficznym. Znakomita wizja. Sam słuchałem tego z najwyższym zainteresowaniem. Ale nie tylko z tym przyszedłem. Proszę na salę.
– Czy mam z kapeluszem w ręku zbierać datki? – uśmiechnęła się.
– Pani łaskawa raczy żartować. Od tego są panienki, które stoją przy drzwiach wyjściowych – na stolikach są tace do składania datków. Ale ludzie chcą się z panią zetknąć, porozmawiać.
– I to wpłynie na wzrost wysokości datków i na zainteresowanie się Polską – już idę.
Rozległo się ciche pukanie. Wszedł mężczyzna dość otyły, we fraku, z łysiną na okrągłej głowie, z zaczerwienionymi oczami.
– Ja tylko na moment – zaczął po rosyjsku – pożałujsta. Ja pani hrabinie powiedzieć chciałby, że nie wszyscy Rosjanie tacy. Nie wszyscy. Nie wszyscy. I ja taką małą ofiarkę złożywszy na ręce pani hrabiny, już odchodzę.
Pocałował ją w rękę, położył na stoliku 100 rubli i odszedł.
– Kto to taki? – spytała wciąż zaskoczona.
– Nie pamięta pani nazwiska, ale to minister rosyjski, który akuratnie bawi teraz w Sztokholmie.