30
HIGIENA
„Częste mycie skraca życie”
Kąpiesz się? Przepraszam. Czy się kąpiesz? Spytasz może: Jak proszę? Nad morzem? Nie, nie – w łazience. Mówię w rodzaju męskim i żeńskim, chociaż to tak zabrzmiało po męsku. Czy pierzesz codziennie skarpety, pończochy czy rajtki? Czy pierzesz codziennie slipy? Mówię w męskim i żeńskim wydaniu. Codziennie. Zwracam się z tymi pytaniami przede wszystkim do tych, którzy – względnie które – mieszkacie poza domem rodzicielskim, ale nie tylko. A więc: Czy kąpiesz się przynajmniej – mój Boże, jaki ja wyrozumiały – raz w tygodniu? Czy myjesz się codziennie? (nie w sensie lavabo: przetarcie wodą zmęczonych oczu).
Jak wygląda porządek w twoim mieszkaniu? Powiedz, jak przebiega twoja droga z łóżka do stołu czy do drzwi wejściowych. Czy to nie jest stąpanie ostrożne, balansowanie pomiędzy przeszkodami, aby nie strącić, ściągnąć, zahaczyć, przewrócić; wyszukiwanie z trudem wolnego skrawka podłogi, gdzie by można było postawić fragment stopy. Jak wygląda u ciebie szukanie potrzebnego adresu, rachunku, listu, na który trzeba było dawno odpowiedzieć, pożyczonej książki, którą trzeba od dawna oddać, świeżej koszuli, zeszytu. Czy to nie jest nieprzytomne przekopywanie stosów książek, odwalanie zwałów papieru, grzebanie w jakichś starych betach z obłędem w oczach, w najwyższym zdenerwowaniu. W tym miejscu prawie boję się, że jakaś z pań czy któryś z panów przestanie czytać i powie: Ksiądz o takich rzeczach? Ksiądz, zamiast zajmować się sprawami zbawienia, pyta czy codziennie piorę pończochy albo rajtki.
Pytam się, bo znam życie i ty znasz życie i dlatego wcale się nie dziw. Tak, bo my jesteśmy tacy trochę jaśniepańscy – do wyższych rzeczy stworzeni – którym nie godzi się zajmować tak przyziemnymi sprawami jak pranie skarpet albo robienie porządków w pokoju. Ja nie chcę cię przekonywać, że niestety należy sprzątać u siebie w pokoju, że to chwalebne albo wskazane dla zdrowia. Nie chcę cię przepraszać za to, że się tak głupio złożyło i nie urodziłeś się wcześniej i w innych okolicznościach, kiedy miałbyś do dyspozycji paru lokajów, a przynajmniej jednego. I że, niestety, bardzo mi przykro, ale jednak musisz codziennie poświęcić spory procent swojej energii twórczej na podejmowanie decyzji, czy się myć. Właśnie że nie. Chcę, żebyś się nie bawił w Hamleta stojącego z rozdartą duszą nad wanną: myć czy nie myć się? Wprost przeciwnie. Sprowadź, proszę, te sprawy do takiej rangi, jaka im się należy. Nie rób z nich problemu. Uprość je i maksymalnie zmechanizuj. Ustaw je raz, abyś nie musiał wciąż zastanawiać się nad tym, czy koniecznie trzeba sprzątać, prać, kąpać się, czy by nie pożyć bez tego jeszcze parę dni. Niech to, co ustalisz raz na zawsze, wejdzie ci w krew. I tak o wyznaczonej porze, bez zastanowienia się czyść zęby, pierz skarpety, zamiataj.
Może i w twoim domu był taki zwyczaj, że oprócz codziennego sprzątania robiło się w sobotę solidne sprzątanie i zmieniało się bieliznę pościelową. Może i w twoim domu był taki zwyczaj, że z okazji zbliżających się świąt organizowało się generalne sprzątanie, myło się okna, a nawet przeprowadzało się mały remont mieszkania. Nie, nie upieram się, żebyś ty również robił podobnie – właśnie w soboty i właśnie przed świętami. Chociaż to nie jest takie głupie. Tym bardziej, że gdy się zastanowisz, zauważysz, że złączenie tych spraw ze świętami religijnymi nie jest bez powodu, nie doszło do tego na zasadzie przypadku. Ale cię wcale do powtarzania tych zwyczajów nie namawiam. Chcę ci tylko wskazać, że nasi przodkowie usiłowali rozwiązywać podobne problemy, jakie stoją i przed tobą.
Trzeba, żebyś sobie wytworzył mechanizmy, które cię uwolnią od niepotrzebnych strat czasu i energii na namysł i decyzję, a które ci potrafią zupełnie zasadniczo pomóc żyć. A więc dla przykładu – odpisuj natychmiast na listy. Załóż teczkę na listy, na które nie możesz od razu odpisać. Miej stałe miejsca, gdzie kładziesz swoje rzeczy codziennego użytku. Wymyślaj sobie drobne uproszczenia, ułatwienia, które na każdym kroku pozwolą ci oszczędzać maksymalnie siły i czas. Wprowadź racjonalizację jak najdalej posuniętą, po to, żeby zaoszczędzić jak najwięcej siły i czasu na pracę twórczą. Jej wyniki są uzależnione w dużej mierze od tego, ile czasu i sił ci na nią zostanie.
Nie wiem, czy o tym czytałeś: była kiedyś wyprawa przez Atlantyk dwóch łodzi dwuosobowych na wiosła. W jednej łodzi płynęli oficerowie marynarki, a w drugiej płynęli dziennikarz i literat. (Nie jestem przeciwko dziennikarzom i literatom). Marynarze dopłynęli, dziennikarz i literat nie dopłynęli, znaleziono ich łódkę mniej więcej w trzech czwartych przebytej drogi, ich nie znaleziono. Na łódce było wszystko. Tajemnicą pozostało do dzisiejszego dnia, co się z nimi stało. Najwyraźniej utonęli. Ale dlaczego? Łódź była cała, wiosła nie były połamane i były zapasy jedzenia. Jako jeden z warunków otrzymania nagrody postawiono obowiązek prowadzenia dziennika: i tu dopiero sprawa nabiera całej powagi. Ujawniły się ciekawe szczegóły. Marynarze codziennie się golili i myli, ci drudzy: literat i dziennikarz ani razu się nie ogolili, ani razu się nie umyli. Pierwsi mieli uregulowane godziny kładzenia się do snu, wstawania i posiłków, w wypadku dziennikarza i literata wszystko to było improwizowane. Poza tym w tym drugim przypadku dochodziło do spięć i starć słownych, a nawet do walki wręcz pomiędzy tymi dwoma ludźmi, przede wszystkim na tle kto ile pracuje przy wiosłach. U marynarzy nic takiego nie zaszło.
Nie jestem za marynarzami, a przeciwko dziennikarzom i literatom, prawie wprost przeciwnie. Tylko wiesz, o co mi chodzi: higiena fizyczna jest nieodzownie potrzebna do zachowania higieny psychicznej. Samodyscyplina musi obejmować nie tylko tereny psychiki, ale i fizjologii. Tak to już jest i nie ma na to rady: jesteśmy jednocześnie psycho-fizyczni i na to, żeby jedna strona była w porządku, musi być zachowane jakieś minimum i w drugiej w twoim planie dnia. Musisz mieć czas na to, aby włosy umyć, kąpać się, porządkować pokój. Nie chcę z ciebie robić pedanta, wariata na punkcie czystości, który w niej upatruje istotę rzeczy. Mnie tylko chodzi o to, by czystość i porządek spełniały w twoim życiu funkcję służebną, żeby ci pomagały intensywnie żyć, ażebyś się ciągle nie potykał o brud i bałagan.
Wybacz ten mój ton, ale w końcu nie mogłem tych tematów przechodzić na najwyższych obrotach i fortissimo, bo to nie miałoby sensu, to by nawet wyglądało niepoważnie, ale że doniosła to jest rzecz, z tego sobie znakomicie zdajesz sprawę i ja też. Gdyby było inaczej, to bym o tym nie pisał.
W stosunku do dziewcząt – proszę pani, proszę pilnować siebie i odwiedzić panią doktor, jak będzie potrzeba, bo zaniedbania tego wieku mogą pozostawić ślady na całe życie i to czasem nieodwracalne. Błagam, nie mów, że się wstydzisz. W jakich okolicznościach powinnaś się wstydzić, nie będę ci wymieniał, ale na pewno nie w tych.
W odniesieniu do chłopców i dziewcząt – proszę: pilnujcie zębów. Nie mówię w tej chwili o myciu zębów codziennie, bo to jest znowu oczywiste, w tym wypadku chodzi o dentystę. Jak cię inny argument nie przekona, to ci powiem tak: Pamiętaj, że całować się ze sztuczną szczęką jest fatalnie. A już bardziej poważnie: jak niebezpieczna jest ropa w organizmie, jakie ma ona powiązania z sercem, ze stawami, nie muszę mówić – powinieneś o tym wiedzieć.
I jeszcze: ureguluj tryb twojego dnia, nie przewracaj porządku. Znowu metoda rozpowszechniona fatalnie: uczenie się po nocach. Nie rób tego. Organizm ludzki ma swój rytm. Musisz go złapać i z nim współdziałać. Niechże dzień będzie dniem, a noc nocą. I pilnuj, żebyś miał przynajmniej osiem godzin snu. Musisz się wyspać. Nie możesz pracować nieprzytomny. Jak długo można tak ciągnąć. Powtarzam: musisz sobie zapewnić minimum jedzenia i minimum snu, bo inaczej nie dasz rady. Niedospany, niedojedzony nie potrafisz żyć i działać twórczo. Taki to już jest nasz osioł-ciało – jak zwykł był mawiać święty Franciszek z Asyżu.