6
Odpoczynek i czas dla siebie
1. Są ludzie, którzy jak zaczarowani wpatrują się w swoje konto. Dziewczyna, która właśnie wróciła z USA, mówi mi, że marzy, aby jak najprędzej wyjechać tam z powrotem. Ja pytam: „A po co? Siedziałaś tam prawie trzy lata. Po co ty chcesz wracać? W języku się bardzo podciągnęłaś – bo akurat jest po anglistyce. – O co ci chodzi?” „Bo mi konto będzie rosło”. Tak jakbym w twarz dostał.
Znałem góralkę – Czarną Maryśkę. Czarna, bo z tych czarnowłosych górali. Niestety, zmarli jej rodzice. Trzeba było spłacić rodzeństwo. „Pojadę do Stanów na pół roku, zarobię i spłacę” – powiedziała, jak zwykle energicznie. „Pojechać, to chyba pojedziesz, ale czy wrócisz – wątpię” – odparłem, znając podobne przypadki. Minęło pół roku, nie wróciła. Po dziesięciu chyba latach natknąłem się na nią – zbaczając z high-wayu, gdzieś między Chicago a Detroit. Była właścicielką motelu. Pracowała jak opętana. Ale nie szło jej. Zły punkt. Sprzedała ze stratami. Po latach wróciła, ale już nie w góry. Bo to jakoś nie honor.
Tyle razy patrzyłem na to opętanie. Opętanie, mówię, bo co to za życie. Na wszystkim człowiek oszczędza, wszystkiego sobie odmawia, byle tylko więcej odłożyć. Najpierw, żeby wrócić z jak największą kupką zielonych. A potem już nie wraca, ale nadal się wpatruje w rosnące konto. Zresztą nie trzeba szukać przykładów w USA. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. Często widzi się takie domy, takie przedsiębiorstwa, gdzie panuje atmosfera grożącego kataklizmu, plajty. Często napotykamy ludzi żyjących w napięciu, że nie dadzą rady związać końca z końcem. Pracują od rana do nocy. Poza pracą nic nie widzą. I otoczenie zmuszają do podobnej pracy. Ciągle słychać ich biadolenie, że na nic nie wystarcza. Skąpią na każdym kroku, wyliczają każdy grosz, wymawiają każdy wydatek jako zbyteczny i jako taki, bez którego łatwo mogłoby się obejść. Podejrzewają wiecznie, że nawet najbliżsi ich oszukują. A naprawdę wszystko to jest czystą fikcją. Oni są tylko zafascynowani stanem swojego konta.
Bo przecież pieniądze mają szatański urok, wysuwają się na plan pierwszy, za wszelką cenę chcą zająć centralną pozycję w twoim myśleniu i przeżywaniu świata – ze środka stają się celem. I to jest ta katastrofa, która może się wydarzyć w twoim życiu. A jeżeli się nie wydarzyła, to dziękuj Panu Bogu, ale i o tym wiedz, że tu nie ma mocnego, i to niebezpieczeństwo wciąż ci grozi. Niezależnie od tego czyś kupiec, nauczyciel, przemysłowiec, zakonnik, czy masz tych pieniędzy dużo czy mało, zawsze ci jest potrzebny duch franciszkański.
2. A jak się przed tym zabezpieczyć? Po pierwsze, umiej odpoczywać. „Co to znaczy? – spytasz. – Spać?” To też. Bo w ciągu roku tyle pozarywanych, poskracanych nocy. Późne zasypianie i wczesne wstawanie. Zwłaszcza podczas ferii, wakacji, urlopów przypilnuj, żebyś miał te około 8 godzin; żebyś zasypiał przed północą i nie zrywał się zbyt wcześnie. To potrzebne do normalnego funkcjonowania organizmu. Ale to nie wszystko. Odpoczywać to znaczy na przykład: porozmawiać.
Na ogół panuje u nas przekonanie, że Włosi to naród leniwy. Żyjąc w tym kraju przez dobrych parę lat, przekonałem się o błędności tej opinii. Oni pracują bardzo intensywnie – swoista metoda to praca rodzinami, na przykład w sklepie zatrudnieni są wszyscy: od taty, mamy przez dziadka, babcię, a na dzieciach kończąc – ale i intensywnie odpoczywają. Pracę doktorską pisałem o Karlu Rahnerze, który w tym czasie wykładał w Monachium. Wobec tego pojechałem tam, by go słuchać. Ale promotora miałem na Angelicum w Rzymie. Dlatego też nie raz przemierzyłem trasę Rzym – Monachium swoim zielonkawym garbusem. Gdy się zmierzchało, zerkałem z „autostrada del sole”, żeby natrafić na miasteczko z dwiema wieżami. Gdy sterczała jedna, czyli kościół, to mogło nie być hotelu. Gdy sterczały dwie, czyli i ratusz, to hotel był na pewno. Wobec tego zjeżdżałem. Meldowałem się u właściciela. Przeważnie byłem zapraszany na kolację, do wspólnego stołu wraz z całą rodziną gospodarza. Potem szedłem na ryneczek, gdzie kościół, ratusz i fontanna, a przede wszystkim – gdzie ludzie, Siedzieli przy stolikach wystawionych przez trattorię, ristorante, pasticerię, caffeterię. Jedli kolację, pili wino, kawę i rozmawiali. Przy fontannie i nie tylko stały grupy młodzieży – przeważnie chłopcy osobno, dziewczęta osobno – i rozmawiali. Po upalnym dniu, po ciężkiej pracy – odpoczywali. Zazdrościłem im zwłaszcza tego, że oni umieją rozmawiać.
Tu mi się jeszcze jedno takie miejsce przypomina: rambla w Barcelonie – szeroki pas asfaltowy idący z centrum w kierunku morza, po jednej i drugiej stronie szosa, a rambla wypełniona rozmawiającymi mężczyznami, często z dziećmi na rękach. To było koło dziesiątej wieczorem. Szliśmy akurat na pokaz tańców kastylijskich i przypadkiem natknęliśmy się na ten – dla mnie – ósmy cud świata. Wracaliśmy koło drugiej w nocy. Rambla była przerzedzona, ale nie pusta. Mężczyźni nadal rozmawiali. Zrobiło to na mnie większe wrażenie niż tańce i muzyka kastylijska.
Bo mnie wciąż prześladuje obraz niektórych „naszych chłopców”: kupują po 10 butelek piwa i, posługując się paroma łacińskimi słowami, pokazują, jacy są dobrzy w prowadzeniu rozmowy. Oni inaczej nie umieją odpoczywać, tylko świadomie „zalać się w trupa” i w ten sposób odreagować. Chyba właśnie dlatego, że nie umieją rozmawiać.
Patrzyłem na ten włoski świat jak urzeczony, zazdroszcząc, że oni tak umieją odpoczywać. Tak na marginesie – żyjąc tyle czasu w Rzymie, ale nie tylko w Rzymie, nie napotkałem pijanego Włocha. Może miałem tylko takie szczęście, ale tak było.
Trzeba odpoczywać. Musisz odpoczywać. Bo zwariujesz. Bo wysiądziesz. Wyjedziesz na zawał albo coś innego. Umiej odpoczywać W ciągu dnia, w ciągu tygodnia, w czasie ferii, wakacji. Umiej sobie zrobić odpoczynek.
„Jak jeszcze można odpoczywać? – spytasz. – Spać, rozmawiać to za mało”. Odwiedzaj ludzi, przyjmuj ich, zapraszaj do siebie. Może w ciągu tygodnia nie ma na to zbyt dużo czasu, na ogół jesteś zmuszony do pośpiechu, do gonitwy, wciąż musisz coś załatwić, jesteś zabiegany. Ale podczas wakacji, a nawet w czasie weekendu – zaproś do siebie przyjaciół: z jakiejś okazji albo bez okazji, przygotuj jakieś mini przyjęcie – żeby, oczywiście, porozmawiać, wzmocnić osłabione nici przyjaźni.
Pisz listy. Niektóre z nich już dawno powinny być napisane. W pierwszej chwili odbierzesz to jako trud czy nawet znój. Ale gdy wejdziesz w tę robotę, okaże się, że to prawdziwa radość zwrócić się do człowieka bliskiego, z którym kiedyś wiele nas łączyło, a teraz z różnych powodów kontakty te osłabły. A przecież kiedyś były bardzo intensywne i warto je odnowić.
Jeszcze inną formą odpoczynku może być praca na działce. Oczywiście, tu może ktoś się zdenerwować: „Jak można traktować pracę jako odpoczynek po pracy”. Jeżeli dotąd tego nie powiedzieliśmy, powiedzmy teraz, że odpoczywanie polega przede wszystkim na odmianie. W tym sensie praca na działce jest dla niektórych osób znakomitym odpoczynkiem. Zresztą tych osób jest bardzo wiele, wystarczy tylko zobaczyć, jak dużo ogródków działkowych jest w naszym kraju.
3. Po drugie, miej chwile dla siebie. Kiedyś byłem z rekolekcjami wielkopostnymi w Bydgoszczy i na kazaniu niedzielnym przedpołudniowym, rozpoczynającym rekolekcje, powiedziałem mniej więcej tyle: „Do końca Wielkiego Postu codziennie wyjdź na 10 minut na spacer. Nie żeby kupić, nie żeby załatwić, nie żeby na pocztę, nie żeby z psem, nie żeby z dzieckiem. Nie. Wyjdź na spacer. Na 10 minut. Po nic”. Na drugi dzień przyszedł do mnie człowiek i mówi mi: „Słyszałem wczorajsze kazanie – i zgorszyłem się. To ja przychodzę do kościoła, żeby się pomodlić, ksiądz zaczyna rekolekcje niedzielną nauką i mówi, żebym poszedł na spacer na 10 minut. Żeby to jeszcze do kościoła albo żeby na różaniec. A ksiądz mówi, żeby wyjść tylko tak. Wróciłem do domu i pomyślałem: «Dobrze, ale poszedłem do kościoła, usłyszałem, co usłyszałem, rekolekcje się zaczęły, wobec tego pójdę». Wyszedłem na te 10 minut. I zorientowałem się, że ja w życiu nie byłem na spacerze. Jakem wychodził z domu, to na to, żeby załatwić albo na pocztę, albo kupić coś dla dziecka, albo z dzieckiem, ale na spacer tylko dla spaceru? Poczułem się jak wolny człowiek. Po raz pierwszy w życiu”.
Wyjdź na spacer. Miej 10 minut dla siebie. Codziennie. Żeby nabrać dystansu. Żeby nagle uciszył się świat, który ci trąbi od rana do wieczora, żeby uwolnić się od tego zamieszania, w którym żyjesz. Żebyś poczuł się samotny. O niczym nie myśl. Nawet nie podejrzewaj, że ci zaproponuję od razu, żebyś zmówił Ojcze nasz czy cząstkę Różańca. Nie! Żebyś się spotkał ze sobą. Żebyś nie stał się towarem. Żebyś był człowiekiem. I to tym człowiekiem, którym być powinieneś.