Biblioteka


OJCOWIE KOŚCIOŁA.
          TEOLOGOWIE



 


OJCOWIE KOŚCIOŁA.
                TEOLOGOWIE



     To mój taki całkiem prywatny sprawdzian: gdy mówię kazanie, a w kościele panuje cisza, to dobry znak; gdy zaczyna się kaszel, zaczyna być niedobrze; gdy kaszel nie ustaje, ale się zwiększa, stwierdzam: „Źle. Groch o ścianę”. Naturalnie wina nie słuchaczy, ale moja.
     Pan Jezus przemawiał do rybaków, rolników, rzemieślników żydowskich. Prawdy nadprzyrodzone podawał w sposób dostępny mentalności swoich słuchaczy: Mówił o siejbie, o niewodzie, o ptakach, o gospodarzu i o sługach. Gdyby dzisiaj przemawiał do robotników, inżynierów, ekspedientek, szoferów, urzędników, polityków, chyba nie użyłby ani jednej z tych przypowieści, które podawał wtedy.
     Chrześcijaństwo zaledwie w kilka lat po śmierci Pana Jezusa znalazło się w sytuacji zupełnie nowej: rozproszenia wśród pogan. To było zupełnie inne środowisko, to byli zupełnie inni ludzie. Mam tu na myśli nie tylko pogan. Nawet Żydzi, ci którzy żyli w rozproszeniu, to byli zupełnie inni ludzie niż ci palestyńscy. A poza tym pojawił się oczywiście nowy problem: dotarcia do pogan. Nowy, ponieważ to byli ludzie, dla których Stary Testament był całkiem obcy. Oni nie mieli pojęcia o takich elementarnych prawdach religii objawionej, jak na przykład: Przymierze, Syn Boży, Odkupienie. Trzeba im było wszystko tłumaczyć od początku, i to tłumaczyć tak, żeby zrozumieli: pojęciami dla nich dostępnymi.
     Zachowały się do naszych czasów pisma z tego pierwszego etapu rozwoju chrześcijaństwa. Pisma te są jak najbardziej okazjonalne, noszą ślady autentycznego życia. Wzruszają, tak jak w muzeum prehistorycznym drobiazgi codziennego użytku: pierścionki, zausznice, laski. Ot, jakaś awantura wybuchła w gminie korynckiej i pisze do niej list papież św. Klemens, trzeci następca św. Piotra, około roku 96. To znowu św. Ignacy, biskup antiocheński, skazany na śmierć za wiarę, pisze w roku 107 listy z ostatnimi poleceniami do gmin Efezjan, Magnezjan, Trallan, Rzymian, Filadelfian, Smyrnian i do św. Polikarpa…
     Z pism o charakterze oficjalnie nauczycielskim pozostało niewiele: Didache, z wiele mówiącym podtytułem: czyli nauka dwunastu Apostołów, powstałe między 95 a 100 rokiem, i Pasterz Hermasa, napisany między 140 a 155 rokiem.
     Zaistniała nowa sytuacja również dlatego, że chrześcijaństwo zostało zaatakowane przez pisarzy pogańskich. Pomiędzy nimi byli i tacy, którzy zwalczali chrześcijaństwo kpiną, ale byli i tacy, którzy przystępowali do walki poważnie, posługując się solidnym aparatem filozoficznym (np. Krescencjusz, Lukian z Samosaty, Celsus). Dla całości obrazu należy wspomnieć o herezji gnostycyzmu, której wyznawcy dużo publikowali. Na koniec trzeba dodać, że Kościół od samego początku postawił sobie zadanie dotarcia nie tylko do ludzi prostych, którym wystarczały popularne sformułowania, ale również do inteligencji, pragnącej wyjaśnień w ramach filozofii, na której się wychowała.
     W odpowiedzi na te zapotrzebowania pojawia się cała seria pisarzy chrześcijańskich zwanych apologetami. Znamy dwunastu. Są to m. in. Quadratus, autor Apologii napisanej około roku 124, św. Justyn, autor wielu dzieł, m. in. Apologii (150-155). Do grupy apologetów – ze względu na poruszaną przez nich problematykę – zalicza się św. Ireneusza (140-202) z jego Adversus haereses, Minucjusza Feliksa (Octavius) i Tertuliana (Apologeticus, 197 r.).
     To dążenie do przekazywania Ewangelii wciąż w inny sposób obserwujemy wciąż w Kościele. W wieku XIII św. Tomasz z Akwinu przemyślał na nowo Objawienie i przy pomocy systemu filozoficznego Arystotelesa zbudował genialny system teologii chrześcijańskiej, który znakomicie odpowiadał jego epoce. Ale jeżeliby ktoś, zapatrzony w cudowną konstrukcję systemu Tomaszowego, chciał ją tylko powielać bez końca we wszystkich następnych epokach, popełniałby zwyczajny błąd anachronizmu. To tak, jakby bez przerwy, niezależnie od epoki, w której żyje, chciał budować kościół w stylu gotyckim. Każda epoka musi podejmować trud przemyślenia na nowo Objawienia, w konfrontacji z pojęciami swojego wieku i uwzględniając dorobek myśli swojej epoki – jeżeli chce podać Prawdę Objawioną w języku zrozumiałym dla ludzi współcześnie żyjących.


     Z pewnością zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że się zbłądzi, że się zafałszuje prawdę. Ustrzec może przed tym wierność Tradycji: temu, czego nauczył Jezus, co przekazali nam apostołowie. I dlatego, praktycznie biorąc, potrzeba jakiegoś – w wymiarach ludzkich – bezwzględnego poznania tego, co jest nauką Kościoła, żeby można było wyrazić Prawdę w nowy sposób. Tego byli zawsze świadomi ci, którzy podejmowali trud nauczania. O tym często mówi św. Paweł, np. w Pierwszym Liście do Koryntian (15,1): „Przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którą przyjęliście, w której trwacie. Przez nią też i zbawieni będziecie, jeżeli ją zachowacie taką, jaką wam głosiłem”. Albo tamże (11,23): „Ja bowiem otrzymałem od Pana, co też wam podałem”. Świadomość tej zasady występuje bardzo wyraźnie u wszystkich wielkich teologów, tak pierwszych wieków, jak i u późniejszych, takich jak św. Hieronim, św. Augustyn, czy jeszcze późniejszych, jak św. Tomasz z Akwinu, nazwanych przez Kościół – dla powagi, jaką mają w Tradycji, w przekazie – Ojcami Kościoła (ci wcześniejsi) albo Doktorami Kościoła (ci późniejsi).


     Tylko tego „przemyślenia Objawienia poprzez nowe pojęcia” nie należy widzieć jako czegoś z zewnątrz. Nie można na zagadnienie teologii patrzeć z punktu widzenia świeckiego, bo się nic nie zrozumie. Nie można zapominać, że Kościół jest rzeczywistością nadprzyrodzoną, że jest nieomylny, że działa w nim Duch Święty przez charyzmaty, a te nie są związane tylko ze stopniami hierarchicznymi. Otrzymać je mogą wszyscy członkowie Kościoła, niezależnie od tego, czy posiadają jakąś oficjalną władzę, czy też nie. A charyzmaty to nie tylko moc czynienia cudów, ale właśnie, a może przede wszystkim, dar nauczania. Bo przecież budowanie systemu teologicznego to jakieś krystalizowanie własnej wiary. Nie dla siebie, dla swojego lepszego zrozumienia, ale przede wszystkim dla nauczania innych.
     Znaczenie i rola teologów ujawniły się w sposób charakterystyczny w przebiegu prac Soboru Watykańskiego II. Teologowie byli we wszystkich komisjach przygotowawczych, pracowali obok biskupów nad „schematami” będącymi podkładem do dyskusji. Po wnioskach i propozycjach wysuniętych w dyskusjach przepracowywali „schematy”, nadając im kształt ostateczny, gotowy do zatwierdzenia przez plenum w formie konstytucji. (Dodajmy tu: wciąż brakowało teologów polskich). W czasie trwania obrad soboru można było zobaczyć elitę teologów świata. W dwa dni po moim przyjeździe na studia do Rzymu (podczas II sesji) na via Conciliazione pokazał mi Jerzy Turowicz ojca Daniélou (po soborze mianowanego kardynałem): „Popatrz, to ten śmiejący się, z rękami w kieszeniach sutanny”. Ojca Congara po raz pierwszy zobaczyłem, gdy na zaproszenie Ks. Ks. Biskupów mieszkających w naszym Coleggio Polacco przyszedł na kolację i krótką prelekcję. (Ma twarz arlekina, nieśmiały, zapala się dopiero, gdy zaczyna mówić). Potem często widziałem go w auli soborowej w loży ekspertów, jak wciąż pisał.
     Spośród teologów współczesnych na plan pierwszy wysuwa się Karl Rahner. Pamiętam, ktoś mi to na KUL-u powiedział jako żart, że tak jak dawniej na soborach kładło się obok Pisma Świętego Summę teologiczną św. Tomasza, tak dzisiaj powinno się położyć dzieła Rahnera. Powiedziałem mu to w Rzymie. Uśmiechnął się.
     Słuchał Heideggera i od niego przejął egzystencjalne traktowanie rzeczywistości. Był długie lata profesorem teologii w Innsbrucku i w roku 1964 został zaproszony na katedrę filozofii do Monachium, w roku 1966 przeszedł na katedrę dogmatyki do Münster. Od 1968 roku jako emeryt zamieszkał w Monachium.
     Z okazji 60-lecia jego urodzin zebrano bibliografię dzieł Rahnera. Okazało się, że jest tego do 1 stycznia 1964 r. 887 pozycji: od drobnych artykułów aż do książek.
     Oczywiście, poszczególni teologowie mogą się mylić i faktycznie mylą się niejeden raz. Oczywiście, że władzą w szczególny sposób odpowiedzialną za Prawdę jest episkopat i on ma prawo, ma moc zabraniać teologom nauczania, publikowania takich poglądów, które uważa za błędne albo niebezpieczne dla wiernych, które mogą być źle zrozumiane i w ten sposób narobić więcej szkody niż pożytku. To wszystko jednak nie świadczy, jakoby Urząd Nauczycielski nie posługiwał się teologami; nie świadczy, jakoby Urząd Nauczycielski nie zdawał sobie sprawy, że Prawda Objawiona musi być sformułowana językiem współczesnym, musi być przemyślana na nowo w każdej epoce.


*


     10. – Czy jedynie to nam zarzucacie, iż nie żyjemy według Zakonu i nie święcimy szabatu, czy też macie również zastrzeżenia natury moralnej i wierzycie, że naprawdę jadamy ludzkie mięso, pod koniec zaś uczty gasimy światło i oddajemy się pijaństwu oraz najgorszej rozpuście? A może tylko za to nas potępiacie, że trzymamy się naszej nauki, nie zaś tej, którą wy uważacie za jedynie słuszną?
     – Tak – odrzekł – to ostatnie nas gorszy. Bajek bowiem krążących między pospólstwem nie bierzemy poważnie, jako że przypisują wam rzeczy sprzeczne z naturą ludzką. Zresztą sam czytałem z zainteresowaniem przykazania waszej tzw. Ewangelii i wiem, że są one nawet zbyt wzniosłe, by ktoś potrafił je w całości zachować. Nie możemy jednak zrozumieć tego, że wy, którzy uważacie się za pobożnych, a nawet doskonalszych od innych ludzi, nie trzymacie się z dala od pogan, lecz przeciwnie, sami żyjecie po pogańsku, nie zachowując świąt ani szabatu, ani zwyczaju obrzezania – co więcej, że pokładacie nadzieję w jakimś ukrzyżowanym człowieku, a równocześnie spodziewacie się dobrodziejstw od Boga, mimo iż lekceważycie Jego przykazania… Przekonujecie nas, że znacie Boga, a jednak nie praktykujecie tego, co wszyscy ludzie bogobojni. Jeśli masz coś na swą obronę… powiedz, to chętnie cię posłuchamy, by następnie przejść do dalszych kwestii.
     11. Odpowiedziałem mu na to:
     – Nigdy, Tryfonie, nie będzie ani nie było innego Boga oprócz tego, który stworzył i urządził świat. Nie twierdzimy też bynajmniej, jakoby inny był nasz, a inny wasz Bóg, owszem wierzymy w tego samego Boga, który Ojców waszych wywiódł z Egiptu „ręką potężną i ramieniem wyniosłym” (Pwt 5,15), oraz w tym samym co wy „Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba” pokładamy nadzieję, jako że nie ma ponad Nim innego Boga. Różnimy się jednak od was tym, że nadziei naszej nie opieramy, tak jak wy, na Zakonie Mojżeszowym.


Św. Justyn męczennik, Dialog z Tryfonem



cdn.