4.
BOGACTWO PRZEŻYĆ SEKSUALNYCH
4.
BOGACTWO PRZEŻYĆ SEKSUALNYCH
Szukam cię – a gdy cię widzę,
udaję, że cię nie widzę.
Kocham cię – a gdy cię spotkam,
udaję, że cię nie kocham.
Zginę przez ciebie – nim zginę,
krzyknę, że ginę przypadkiem.
K. Przerwa-Tetmajer: Szukam cię…
Słuchałem zwierzeń jednego z małżonków:
– Już nie ma radości w domu. Tylko zwyczajność, powszedniość, zgrzebność. Zwyczajne śniadania i zwyczajne kolacje, wszystko w charakterze stołówki. Niby odbywa się tak, jak potrzeba. I mieszkanie niby wysprzątane, podłoga pozamiatana, kwiaty podlane. Ale dom – dla domu, kwiaty – dla kwiatów, obiad – dla obiadu. A już nie dla mnie. Ja już jestem obcym człowiekiem. Który gada, który milczy, którego prawie że nie ma, którego się nie widzi, nie zauważa, nie dostrzega. Ja nie mam żony. Mam kucharkę, mam sprzątającą. Ona nie ma męża. Ale tego, kto jest od zarabiania pieniędzy, żeby starczyło do końca miesiąca. Mur obcości. Gorzej niż złość, bo obojętność. Dom przestał być domem. Ja już tego nie wytrzymuję.
– A jak wasze stosunki małżeńskie? – pytam.
– Praktycznie biorąc, nie istnieją
– Dlaczego?
– Bo ona nie chce.
– Dlaczego? – pytam po raz wtóry.
– Jakoś żona nie mówi na ten temat.
– A co mówi? Proszę sobie przypomnieć.
– No pamiętam, raz powiedziała, że znudziło się jej, bo zawsze tak samo.
– A co jeszcze?
– Że jej to nic nie daje.
I to było w tej rozmowie dla mnie zupełnie istotne odkrycie. Po paru dniach rozmawiałem z drugą stroną. I usłyszałem wyznanie opowiadane prawie z płaczem:
– On nic nie rozumie. Wystarczy mu, że się zaspokoi, potem się odwraca.
– Dlaczego wobec tego pani mu o tym nie powie? On sobie sprawy nie zdaje, o co tu chodzi.
– Ale jak ja mam mu to powiedzieć?
– Mój Boże, całkiem po prostu. Przecież to człowiek, który panią kocha i chce dobrze.
* * *
Bo trzeba powiedzieć: ciągnie się za nami jakieś przeświadczenie, jak czarny kłąb dymu – nie wiadomo skąd się wzięło – że szanująca się żona, gdy spełnia swój „obowiązek małżeński”, nie powinna mieć z tego powodu żadnych przyjemności, nie odczuwać radości a tym bardziej szczęścia, bo to jest przynajmniej moralnie podejrzane. A przy tym powinna wykonywać te czynności oficjalnie, z całą powagą, nawet determinacją, nawet wbrew sobie, a najlepiej gdy się na akt małżeński zgadza wyłącznie z chęci posiadania dzieci. Dopiero wtedy jest w porządku, może czuć się rozgrzeszona, że podejmuje współżycie seksualne. A na wszelki wypadek, byłoby dobrze, gdyby ten akt był okupiony cierpieniem.
I konsekwentnie, w niektórych kręgach panuje wciąż przekonanie, że prawdziwie uczciwie żyjący mąż powinien traktować swoją „powinność małżeńską” jako przede wszystkim, a nawet wyłącznie czynność w celu prokreacji.
A tymczasem trzeba dopowiedzieć rzecz do końca. Bóg stworzył nas całych do szczęścia. Tego szczęścia na swój sposób powinna dostarczać małżonkom również sfera seksualna. Jak wszystko inne jest ona darem od Boga. I tak ją powinni małżonkowie traktować, czerpiąc ze współżycia małżeńskiego jak najwięcej radości jako wyraz ich miłości duchowej. To po pierwsze.
A co z tego wynika? żadne z małżonków nie powinno zachowywać się tak, jakby to było grzeszne. A przy tym, żona nie powinna zachowywać się tak, jakby jej na tym nie zależało, jakby przyzwalała na te kontakty z wyrozumiałości czy też z litości wobec męża. Albo z poświęcenia lub z poczucia obowiązku, że ustępuje, bo on się naprasza.
I z drugiej strony, jeżeli mąż czuje, że żona chce współżycia, to powinien tak zareagować jak ktoś, kto się tą gotowością raduje, jak ktoś kto tego pragnie. Tym bardziej gdy ona na to nalega, to wtedy mąż powinien natychmiast przyjąć jej propozycję jak dar najdroższy.
A już w żadnym wypadku nie wolno się tak zachowywać ani mężowi, ani żonie, aby dokuczyć, pognębić czy upokorzyć. Bo w ten sposób chce się zemścić za jakieś zaszłości, za krzywdy prawdziwe czy wyimaginowane, do których doszło w ciągu ostatniego dnia lub w przeszłości.
Z kolei należy podkreślić, że współżycie małżeńskie nie ogranicza się, nie zaczyna się ani nie kończy się na stosunku małżeńskim. Współżycie małżeńskie to również zachowania serdeczne przez przytulanki, pieszczoty, pocałunki, które nie muszą prowadzić do stosunku, a mogą być źródłem bogatych przeżyć i radości, które satysfakcjonują obie strony.
Bez przerwy podkreślamy: „obie strony”, bo współżycie małżeńskie z definicji to nie tylko branie, ale i dawanie. W przeciwnym razie zamienia się w egoizm, który prowadzi do tego momentu, aż jedna ze strony będzie usatysfakcjonowana, nie troszcząc się zupełnie o swojego partnera.
Tylko nie można ich bez końca powtarzać w takiej samej formie. Po jakimś czasie pojawia się przyzwyczajenie i zmęczenie. Te same zachowania, które na początku wywoływały wstrząs erotyczny czy nawet ekstazę, z biegiem czasu blakną, płowieją i zamieniają się w rutynę.
A tymczasem ciało ludzkie ma obszary przebogate i należy je wyszukiwać i odkrywać, i czerpać z nich nowe radości, życia nie starczy, żeby je wszystkie odkryć i nimi się nacieszyć. I z tego radosnego zadania małżonkowie nie powinni nigdy rezygnować, żeby nie usłyszeć tego potępienia: „Wciąż to samo”.