3.
MAŁŻEŃSTWO Z NIEKATOLIKIEM
3.
MAŁŻEŃSTWO Z NIEKATOLIKIEM
Słońce wschodzi, głaszcze powietrze.
Dziecko się rodzi. Szumi deszcz.
Kwiat otwiera oczy w ogrodzie.
Zorza wieże złotem okleja.
Ptak ptaka strofuje w gnieżdzie.
Gwiazda dzień dobry mówi gwieżdzie.
Dziecko się rodzi.
Dziecko się rodzi.
Nasze dziecko się rodzi.
Nadzieja.
K.I. Gałczyński: Dziecko się rodzi
Pani w więcej niż w średnim wieku. Mówi:
– Przyszłam, bo mam problem. Chciałam przystąpić do spowiedzi świętej i do Komunii świętej. Nie wiem, czy mi wolno.
– Skąd takie wątpliwości? – pytam.
– Jestem w małżeństwie z ewangelikiem. Ale nie brałam ślubu w kościele katolickim, tylko w zborze ewangelickim, bo tak sobie mąż życzył. Nie byłam od tamtych lat u spowiedzi, bo myślałam, że mi nie wolno. Teraz mąż jest poważnie chory i chciałam w tej intencji być u Komunii świętej.
– Czy pastor, który dawał pani ślub, uważa małżeństwo za sakrament? – pytam na wszelki wypadek.
– Na pewno tak.
– Czy była przysięga na życie dozgonne w małżeństwie? – dopytuję się dalej.
– Pamiętam, że tak było.
– I oczywiście było ślubowanie wobec Pana Boga? – dopytuję się do końca.
– Również tak było.
– Pani była wolna i narzeczony był wolny?
– Tak.
– To wszystko w porządku, może pani przystąpić do spowiedzi i Komunii świętej. A jeszcze jedno: czy przed ślubem była pani w tej sprawie u swojego proboszcza?
– Nie, nie byłam.
– A wypadało być. Jak to po łacinie się nazywa: ad liceitatem, czyli kierując się lojalnością względem Kościoła katolickiego. Po prostu pani powinna zgłosić swojemu proboszczowi ten zamiar. Proboszcz by wniósł do Kurii biskupiej stosowne pismo, otrzymałaby pani zgodę i to by wystarczyło. Ale, jak już mówiłem, to nie jest potrzebne ad validitatem, do ważności tego małżeństwa, tylko ad liceitatem. Po prostu godzi się, żeby proboszcz, żeby biskup wiedział o tym, że parafianka zawarła związek małżeński. Nawet w niektórych parafiach są takie zwyczaje, że ksiądz katolicki zaprasza pastora ewangelickiego. Bywa i na odwrót, pastor ewangelicki zaprasza księdza katolickiego. I w dwójkę towarzyszą młodej parze w obrzędzie zawierania małżeństwa. To są takie uprzejmości, takie piękne zwyczaje po linii ekumenizmu.
– A ja nie byłam u swojego proboszcza. Po prostu nie myślałam wtedy o tym. To znaczy, że nie mogę przystąpić do spowiedzi i do Komunii świętej?
– Nie – powtarzam – ślub jest ważny. Nie ma żadnej przeszkody, by pani przystąpiła do sakramentu pokuty i do Komunii świętej. A zapytam jeszcze: A jak wychowywaliście dzieci, po katolicku czy po ewangelicku?
– Myśmy dzieci nie mieli.
Bo jeszcze jest i ta sprawa – wychowywanie dzieci po katolicku względnie po ewangelicku. W obrzędzie udzielania sakramentu małżeństwa ksiądz-celebrans stawia młodym, którzy chcą zawrzeć związek małżeński, i takie pytanie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzył?”
Tak więc Kościół domaga się obietnicy wychowywania dzieci po katolicku. Oczywiście, nie za wszelką cenę. Nie za cenę rozbicia małżeństwa, które jest w stanie kojarzenia się.
Może być tak, że strona ewangelicka na to się zgadza. Ale czasem tak się nie dzieje, przyszły małżonek nie zgadza się na wychowywanie dzieci po katolicku. Względnie żona nie zgadza się na takie wychowywanie. Na ile się orientuję, to utarł się zwyczaj – zwłaszcza w terenach bielskich i żywieckich, gdzie takich małżeństw mieszanych jest wiele – że jeżeli urodzi się chłopiec, to „idzie” za ojcem, jeżeli urodzi się dziewczynka, to „idzie” za matką. Czyli jeżeli matka jest katoliczką, to dziewczynka jest wychowywana po katolicku. Jeżeli ojciec jest protestant, to chłopiec jest wychowywany po ewangelicku.
Niemniej, to trzeba zawczasu dogadać, żeby nie dochodziło potem do nieporozumień, sprzeczek, kłótni, stałych rozdźwięków. I temu ma służyć wizyta u proboszcza, on ma przeważnie duże doświadczenie i jest w stanie poradzić, ustalić, zapobiec.
Zresztą, w praktyce zależy wszystko od kultury, jaka panuje w tym domu.