SZKOŁA ŻYCIA
Z okazji dziesięciolecia matury, już po oficjalnych imprezach przedpołudniowych siedzieliśmy przy stolikach w kawiarni. Kiedy wspominania się pokończyły, przyszedł czas na pytania – zwierzenia – relacje.
– Jak ci się życie układa? Co robisz? Pracujesz? Założyłaś rodzinę? Masz dzieci? Jesteś zadowolony z życia? Jakie plany na przyszłość? Masz kontakt z rodzicami, z rodzeństwem?
Pytałem, słuchałem, przysłuchiwałem się. Wpatrywałem się w życie moich byłych uczniów i uczennic. Czas się cofał. Znowu widziałem ich takimi, jakimi byli przed dziesięcioma laty.
I nagle spostrzegłem, że wszystko mi się zgadza, że nie ma niespodzianek, że oni są tacy sami, jakimi byli w szkole. Ci, którzy pracowali twórczo, pracują twórczo. Ci, którzy byli leserami, są takimi samymi leserami. Kombinatorzy są kombinatorami. Podrywacze – podrywaczami. Flirtujące flirtują dalej. Ci z inicjatywą są tymi z inicjatywą. Ci, którzy dawali sobie radę, dają sobie radę. Malkontenci są malkontentami.
Tyle szkoła potrafiła ich nauczyć, ile potrafiła. Tak ich ukształtowała, jak ich ukształtowała. Na tyle przygotowała ich do życia, na ile przygotowała. Czy można było więcej, lepiej, bogaciej? Na pewno tak. Czy można było stworzyć lepsze motywacje do życia twórczego, pracowitego, uczciwego? Na pewno tak. Tylko na pewno to nie należało wyłącznie do szkoły, ale przecież ważny był dom, ale przede wszystkim własna decyzja ucznia była rozstrzygająca, podejmowana dzień po dniu, rok po roku.
* * *
Szkoła to nie jest coś samoistnego, wymyślonego samo dla siebie. Ani nie jest instytucją dostarczającą dzieciom wiadomości, które mogą się im przydać w życiu. Ale to jest przede wszystkim szkoła życia. Warsztat, gdzie dziecko czy młody człowiek uczy się żyć. Bo jak traktuje swoje obowiązki szkolne, tak będzie traktował kiedyś obowiązki rodzinne i zawodowe.
I tu pytanie: Czy szkoła jest dla twojego dziecka prawdziwą pracą, czy tylko zbywaniem, spychaniem, traktowaniem zajęć szkolnych per nogam. Czy twoje dziecko idzie do szkoły solidnie przygotowane? Czy na lekcji wykazuje żywe zainteresowanie tym, co się dzieje? Czy aktywnie uczestniczy w lekcji szkolnej? Czy wprost przeciwnie?
I oczywiście szkoła rozbudowuje się na dom. Bo po powrocie ze szkoły, po wypełnieniu obowiązków domowych przychodzi czas na obowiązki szkolne – czytanie, pisanie, odrabianie zadań, uczenie się tego materiału, który jest zadany na następną lekcję. I tu pytanie, jak twoje dziecko traktuje obowiązki szkolne. Czy do nich się przykłada, czy je lekceważy? Czy woli oglądać telewizor, bawić się grami komputerowymi, czy też zabierze się do odrabiania lekcji. I o tym dziecko samo musi decydować.
Oczywiście rodzice obserwują, rodzice kontrolują. Ale niech nie tylko zwracają baczną uwagę, co dziecko robi, ale niech zainteresują się tym, co się dzieje w szkole. Nie w sensie przesłuchania: „Byłeś pytany? Umiałeś? Jaką dostałeś notę?”. Ale inaczej: „O czym mówiliście na lekcji polskiego? A na biologii? Ciekawa jestem. A jak było na geografii? A na historii?” Niech dziecko opowiada. A rodzice niech wykazują autentyczne zainteresowanie. Niech dopytują się, proszą o szczegóły. Niech rodzice uczestniczą w tym, co dziecko czuje. Niech szkoła będzie dla nich ważną sprawą.
Ale nie w takim sensie, żeby odrabiać z dzieckiem zadania domowe, uczyć się z dzieckiem. To już jest jego działka. Owszem, gdy poprosi, żeby mu pomóc, to tak. Można się podjąć popracowania z nim. Ale na zasadzie wyjątku. A już nigdy na zasadzie napisania za niego wypracowania.
Innymi słowy, nie należy wtrącać się do jego pracy. To nie może być tak, żeby rodzice przerabiali z dzieckiem jeszcze raz materiał szkoły podstawowej. Niech dziecko ma świadomość, że praca szkolna to jest jego osobista sprawa. Niech potraktuje ją jako swój nowy obowiązek życiowy, któremu ma sprostać.
Bo szkoła – czy ktoś chce, czy ktoś nie chce – to dla dziecka początek życia dorosłego. A nawet początek życia zawodowego.