2. Ksiądz Michał Sopoćko
2.
Ksiądz Michał Sopoćko
I prawie tuż zaraz niespodzianka. W dniu wyznaczonym na spowiedź. Zobaczyła księdza. Tego samego, którego ujrzała w widzeniu w Krakowie. Równocześnie usłyszała w sobie głos Boga: „Oto wierny sługa mój, on ci dopomoże spełnić wolę moją tu na ziemi”. To był dla niej taki wstrząs, że wyszła z kaplicy. Musiała ochłonąć. Udała się do zakrystii.
– Kto to jest? – spytała siostry zakrystianki.
– O kogo siostrze chodzi?
– Ten ksiądz w konfesjonale po prawej stronie.
– To nasz spowiednik. Zresztą od niedawna.
– Jak się nazywa?
– Ksiądz profesor Michał Sopoćko.
– Skąd on jest?
– Z Litwy.
– Chcę o nim jak najwięcej wiedzieć.
– Mogę siostrze opowiadać o nim bez końca. Bo ja też z tamtych stron. Urodzony w 1888 roku w Juszewszczyźnie.
– W jakim seminarium się uczył?
– Wstąpił do seminarium w Wilnie.
– W którym roku wyświęcony?
– W 1914.
– Gdzie pracował?
– Wikary w Taboryszkach. Już tam się okazał wielkim patriotą. Zyskał popularność wśród ludzi. Niemcy postanowili go aresztować.
– I faktycznie aresztowali?
– Nie. Został uprzedzony i wyjechał do Warszawy. Tam kontynuował studia uniwersyteckie na teologii. Poza tym podjął studia w Instytucie Pedagogicznym. W czasie wojny bolszewickiej zgłosił się do wojska jako kapelan.
– A po wojnie?
– W 1924 roku mianowany kierownikiem Rejonu Duszpasterstwa Wojskowego. W 1927 powołany na ojca duchownego w Seminarium Wileńskim, przez arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego. Od 1928 roku profesor teologii pastoralnej. To by było tyle.
– No i w dalszym ciągu jest w Seminarium Duchownym?
– Nie, w tamtym roku skończył obowiązki w Seminarium Duchownym i koncentruje się na wykładach uniwersyteckich. A czemu siostra się nim tak interesuje?
– Bo on ma być moim ojcem duchownym.
– Już siostra z nim rozmawiała na ten temat?
– Nie, jeszcze nie. Jak przyjdzie czas, to się on o tym dowie.
Ale Helenka, gdy przyjrzała się księdzu Sopoćce, straciła odwagę, aby powiedzieć mu to, co czuła. On był dla niej zbyt surowy, poważny, jakoś kategoryczny, obcy, zajęty swoimi sprawami. Tymczasem Bóg nalegał. Wobec tego nie ma dyskusji. „Wszystko powiem, co mi tylko leży na sercu”.
Podeszła do konfesjonału. Zobaczyła przez kratkę znany jej surowy profil. Poczęła – jak zwyczajnie – od bieżących spraw, które wydarzyły się od ostatniej spowiedzi. Potem chciała poruszyć problemy, które jej ciążą. I nic z tego. Jakby słowa uwięzły jej w gardle.
– To wszystko? – zapytał spowiednik.
Nawet nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie. Skinęła tylko głową. Ksiądz nie zauważył. Powtórzył pytanie:
– Wszystko? – i spojrzał w jej kierunku.
Znowu to samo skinięcie głową. Wtedy ksiądz zaczął mówić coś, czego nie rozumiała. Odstukał. Koniec.
Odchodziła rozczarowana. „A miał to być taki trzeci spowiednik. Pierwszy Elter, drugi Andrasz i ten trzeci. A tymczasem nic z tego. Pomyliłam się. Nie zrozumiałam słów Bożych”.
Ale nie miała spokoju. I nagle przyszło upomnienie: „Dałem ci go wpierw poznać, nim cię tutaj przełożeni przysłali; jak będziesz postępować ze spowiednikiem, tak ja będę postępować z tobą. Jeżeli będziesz się ukrywać przed nim, to i ja ukryję się przed tobą”. Nie było wyjścia. Z całą determinacją, na jaką tylko mogła się zdobyć, przystąpiła do kolejnej spowiedzi. Zaczęła nietypowo, zupełnie brutalnie:
– Znam ojca od dawna.
Spojrzał na nią ciekawie, ale nie widać po nim było, żeby ją rozpoznawał.
– Ojciec z woli Boga ma być moim spowiednikiem i głosić światu prawdę o miłosierdziu Bożym.
Zobaczyła, że ksiądz Profesor jest wyraźnie poruszony. Ale zareagował szybko:
– Po spowiedzi, po rozgrzeszeniu proszę przyjść do zakrystii na krótką rozmowę.
Helenka nie była tym zaskoczona i tak zrobiła, jak jej spowiednik polecił.
– Nie znam siostry, ale zrozumiałem. Siostra chce mieć mnie za stałego spowiednika.
– Tak, to prawda.
– Stawiam warunek. Pójdzie siostra do dowolnego psychologa albo psychiatry i podda się siostra badaniom. Z wynikami siostra do mnie się zgłosi.
– Dobrze. Oczywiście. Zrobię tak, jak sobie ksiądz Profesor życzy. Tylko jeszcze moje pytanie. Czy może ksiądz mógłby mi kogoś podsunąć?
– Owszem. Proszę udać się do pani doktor Marii Maciejewskiej. Jest mi znana, mam do niej pełne zaufanie.