s. 10.
– Stasieńku, coś ty taki dziś poważny. Przecież to moje największe święto. Nigdy większego nie miałem ani mieć nie będę. A tyś taki poważny. Popatrz, cała sala, cały zamek się bawi, śmieje. A ty co. Przecież wiesz, bym ci nieba chciał przychylić. Nie za to, żeś się tak walnie przyczynił do tej koronacji, ale za to, że mnie swoją przyjaźnią obdarzasz.
– Nie. Jestem szczęśliwy jak rzadko kiedy. Ale jeżeli poważny, to i prawda. Bo zdaję sobie sprawę, że to nie koniec drogi ciernistej, po której już będzie wszystko szło jak po maśle.
– O czym myślisz.
– Czeka cię w najbliższej przyszłości sprawa Węgier i sprawa Kijowa.
– Węgry to bagatelka. Osadzę Władysława na tronie.
– Zgoda. Ale Kijów to sprawa inna.
– Przez to, że tego Izjasława nie chcą, a nie chcą. Gdyby nie to, że krewny, nie mieszałbym się do tego nic a nic. A tu w dodatku Grzegorz VII nalega, aby go popierać, bo obiecał poddać swoje ziemie Rzymowi, a nie Bizancjum. I masz babo placek.
– Ale nawet dla papieża nie możesz zaniedbywać spraw swojego kraju.
– Nie zaniedbuję, do ostatniej kropli krwi.
– Nie mów tak, bo to już rozmaicie bywało. Wiesz, co się dzieje, jak dłuższy czas nie ma ciebie i rycerzy w kraju. Chłopi zaczynają się burzyć, bywa, zajmują dwory. Potem rycerze wracają i dochodzi do rzezi. A ty się wściekasz. I tak za każdym razem. Nawet gdy cię nie ma parę miesięcy.
– Bo i nie pozwolę. Chłopi są moi i nie wolno się na nich mścić bezkarnie. Za to ja łby ścinam.
– Tak być nie może. Bezprawie nie może być karane bezprawiem.
– Moja wola jest prawem.
– O nie. Prawa wyznaczają przykazania Boże i Ewangelia. A ja jestem od tego, by była przestrzegana.
– A cóż ty możesz zrobić, gdy nie będzie.
– Mogę upominać.
– A upominaj sobie, ile chcesz – tu Bolesław się już zaperzył.
– A jak nie posłuchasz, mogę rzucić klątwę.
To go oprzytomniło, chyba i przestraszyło.
– Stasieńku, ty na mnie potrafiłbyś rzucić klątwę?
– Kochany. Nie zapominaj, że ja nie jestem tylko twój Staszek, najwierniejszy druh – bo takim też jestem – ale jestem biskupem krakowskim i mam obowiązek strzec, by się nikomu nie działa krzywda.
– Staszek, nie waż mi się tak myśleć, nie waż mi się grozić. – Bolesław zezłościł się na dobre. – Bo wiesz, że cię kocham, ale nie zniósłbym tego, gdybyś mnie zdradził. Pamiętaj, ty nie jesteś Grzegorzem VII ani ja Henrykiem IV.