CZAS
UMIERANIA
Ojciec ma życie w sobie
Boimy się żywego Boga. I dlatego umieszczamy Go gdzieś w dalekim niebie, jako Tego, kto kiedyś stworzył świat, ustanowił prawa przyrody, ludziom raz na zawsze dał paragrafy tablic kamiennych, a teraz trwa w doskonałym bezruchu. A On jest Życiem, Stawaniem się, Działaniem. Spotkać Go możesz na twoich trudnych ścieżkach dnia powszedniego, dotknąć tylko spracowanymi rękami, usłyszeć, gdy jesteś w stanie słuchać.
Łatwiej postawić w kącie bożka, któremu od czasu do czasu rzucisz grudkę kadzidła i skłonisz głowę. A prawda jest taka, że ponieważ On jest Życiem, to życiem możesz Go spotkać.
A gdy przyjdą te dni
Zawirowało nam w głowie. Od wynalazków, odkryć, osiągnięć, perspektyw. A przecież – nic się nie zmieniło w zasadniczych sprawach. I jak świat miał początek, tak zbliża się coraz prędzej do swego końca – choć go sobie jeszcze nie bardzo wyobrażamy. I tak jak się narodziłeś, tak umrzesz – chociaż w to nie bardzo wierzysz.
Ojciec wasz niebieski
Jeszcze jeden kęs chleba, łyk wody, uderzenie serca. Jeszcze jeden dzień, noc, pogoda, deszcz, powiew wiatru, płatek śniegu.
Jeszcze jedna radość, smutek, zmęczenie, odpoczynek, dobroć, przykrość, zachwyt, rozczarowanie, przyjaźń, samotność.
Jak dziękować?
Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi
Z biegiem lat stajesz się podobny do sztandaru coraz bardziej przez wiatr postrzępionego; do drzewa na rozstajnych drogach powykręcanego przez wichry, spękanego na mrozie, zeschłego w upale; do muru postrzelanego. Aż przyjdzie kolejny cios, szarpnięcie, burza, która rzuci cię o ziemię.
Byle tylko do końca z podniesionym czołem. Byle tylko jak pochodnia, która oświetla drogę ludziom.
Niech weźmie krzyż swój
Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w tobie nadzieja, że twoja umiejętność życia i oszczędzania się nie dopuści do ciężkich chorób i kalekiej starości.
Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w tobie nadzieja, że twoja mądrość życiowa uratuje cię od krzywd, które mogą wyrządzić ci ludzie.
I choć idziesz przez pustynię bezwodną, i choć nic ci nie zostało oszczędzone, nic podarowane – gdzieś w mroku niepewności tli w tobie nadzieja.
Przypatrzcie się liliom polnym
Wędrujemy, wypatrując najlepszego miejsca dla siebie: gdzie by żaden cień nie zasłaniał nam słońca, gdzie by gwar ulicy nie zakłócał nam ciszy, gdzie by nas nic nie uciskało, nie przeszkadzało, gdzie by nas nikt nie potrącał ani nam nie zagrażał.
A gdy wreszcie znajdziemy miejsce tak długo poszukiwane, wtedy okazuje się, że dokucza nam brak cienia, pustka, brak ludzkich głosów, drażni nas i uwiera cisza. Więc podnosimy się ze znienawidzonego miejsca i wędrujemy dalej, wierząc, że na pewno znajdziemy nasze upragnione miejsce.
Aby osiągnąć życie wieczne
A gdy sobie już wszystko ułożysz, nagromadzisz, zbudujesz, przyklepiesz, wywindujesz się i rozgościsz, On ci to wszystko zdmuchnie, strąci ci twoją czapkę tytułów z głowy, bogactwa zamieni w popiół. Ale ty z uporem będziesz z powrotem składał rozbite skorupy, zlepiał papierowe korony, z powrotem wspinał się na piedestał – i gdy na nowo zbudujesz sobie swoje królestwo i zaczniesz w nim panować, On ci po raz wtóry je zniszczy. I tak ci będzie wciąż niszczył i w piołun zamieniał słodycz i w popiół bogactwo, w nicość twoje plany. – Żebyś zrozumiał.
Gwałtownicy
Gdyby można było powtórzyć życie. Gdyby można było powtórzyć choć rok, choć miesiąc, choć dzień, choć godzinę. Gdyby można było cofnąć słowo, odwołać czyn.
Mimo to nie staraj się żyć zbyt ostrożnie. Nie zajmuj się zbytnio wyplenianiem swych wad. Zrób coś w życiu. Tylko w rozmachu, tylko w takim rozpędzie wygubisz to, co się grzechem, wadą, złem nazywa. Nie będzie na nie czasu. A zresztą wkalkuluj to ryzyko: że ci nie wyjdzie tu i tam, że nawet kogoś potrącisz, zahaczysz. Bo to będzie niewspółmierne do dobra, które realizujesz; wynagrodzisz nim wszystkie tamte niedociągnięcia.
Na ziemi
Oszczędzamy, skupujemy, gromadzimy, utykamy, chowamy do naszych kryjówek. Wybieramy co najtrwalsze, co najtańsze. Wyszukujemy to, co się opłaca najlepiej. Kalkulujemy, na czym można zarobić najwięcej, co można sprzedać najdrożej. Zatroskani, żeby nic nie stracić, a jak najwięcej zyskać, żeby nigdy nie przegrać, ale zawsze wygrać. Spazmatycznie broniąc tego, co nagromadziliśmy, kurczowo dzierżąc to, co zdobyliśmy.
Ile nocy bezsennych spędzonych na takich analizach. Ile czasu zużytego na takich przemyśliwaniach. Ile życia straconego.
Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi
Bo naprawdę to, czego zazdrościmy ludziom – aż po nienawiść, aż po szkodzenie – to życia. Bo naprawdę to, czego się boimy, to śmierci. I w tym strachu ładujesz kieszenie aż po brzegi, napychasz żołądek, zastawiasz półki, układasz w szuflady, napełniasz szafy, zbierasz, utykasz, upychasz, barykadujesz się u siebie, coraz bardziej żal ci wydawać, coraz bardziej oszczędzasz na wszystkim, gromadzisz wokół siebie tych, którzy ci się przydadzą na czas zły.
Czy tak się obronisz przed śmiercią?
Nie troszczcie się zbytnio
Umrzesz za wcześnie o rok a może i o dziesięć lat. Na udar serca. Bo cię zdenerwuje do granic wytrzymałości obelga rzucona ci na ulicy przez nieznajomego, trzaśnięcie drzwiami tobie na złość, plotka na twój temat.
Umrzesz za wcześnie. Bo się złościsz do utraty tchu, że ktoś przed tobą wchodzi do kolejki, że ktoś nie oddaje ci pożyczonych pieniędzy, że ktoś cię potrąca na ulicy nie przepraszając, że płacisz niesłusznie karę.
Umrzesz za wcześnie i nie zrobisz tego, co byś mógł zrobić – zabraknie ci sił na sprawy istotne. Boś się nie nauczył mówić: „nieważne” na rzeczy, które są naprawdę nieważne. Bo dajesz się ponosić ambicji tam, gdzie naprawdę na nią nie powinno być miejsca.
I zaczął się obliczać z nimi
Za szybko się wykruszamy.
Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się, za krótko żyjemy. Nie umiemy pracować, odpoczywać – nie umiemy żyć. Byle jak jemy, byle co pijemy. Źle wydatkujemy swoją energię, źle gospodarujemy swoim czasem, źle organizujemy swój dzień. Szastamy swoimi siłami. Zdaje się nam, że ich źródło jest nieograniczone. Marnujemy je na głupstwa, wyczerpujemy złoszczeniem się, pośpiechem, denerwowaniem, martwieniem się.
Aż przyjdzie uderzenie. Wtedy uwierzyć nam trudno, że już jest za późno, że już nie ma skąd brać – że zmiany są nieodwracalne, procesy za daleko posunięte, że – już po życiu.
Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się, za wcześnie umieramy.
I roztrwonił tam majętność swoją
Tak jakoś życie zleciało. I zanim się spostrzegłeś, już przestałeś być dzieckiem. I zanim się spostrzegłeś, przestałeś być chłopcem, dziewczyną a jesteś człowiekiem dojrzałym. I zanim się spostrzegłeś, już przestałeś być człowiekiem dojrzałym. Tak jakoś ci życie zleciało. Coraz wyraźniej dźwięczy ci pytanie: „To miałoby być już wszystko?” Ale sobie wciąż obiecujesz, że gdy tylko przebrniesz przez najpilniejsze sprawy, wtedy zaczniesz cieszyć się życiem: pójdziesz do teatru, na koncert, wyjedziesz na wakacje, uładzisz swoje sprawy z Bogiem.
A przecież ma być inaczej. Masz się cieszyć twoim codziennym życiem. Masz być z Bogiem każdym swoim czynem.
Oczekujący powrotu Pana swego
Jak żyć pomiędzy niebem a ziemią? Po co walczyć o każdy oddech, o każde kolejne uderzenie serca, skoro nas czeka szczęście wieczne? Po co budować to, co zostanie zburzone? Po co gromadzić to, co zostanie rozniesione? Po co się rozsiadać, skoro zaraz trzeba wstać i odejść?
Jak żyć pomiędzy ziemią i wiecznością? Jakie znaleźć reguły gry w walce o każdą godzinę naszego życia? Bo przecież trzeba budować, choć zostanie zburzone. Gromadzić, choć zostanie rozniesione. Tylko się nie rozsiadaj, bo przecież trzeba zaraz wstać i odejść.
Wykonało się
A jeżeli tobie przyjdzie umierać na krzyżu. Umierać w świadomości, że ani pieniędzy się nie dorobiłeś, ani stanowiska nie zdobyłeś, ani nazwiska nie zyskałeś. A gdy tobie przyjdzie umierać na krzyżu: w samotności i opuszczeniu.
Jakie życie uznasz za przegrane, zmarnowane, stracone? Czego ty chcesz, o co ci chodzi w życiu, co uważasz za wartość, na czym ci zależy? Odpowiedz, zanim przyjdzie ci umierać na krzyżu.
A on odszedł, ponieważ miał majętności wiele
Nie ma przykrości, krzywdy, nieszczęścia, klęski, która by mogła dla ciebie stanowić totalną katastrofę. To byłoby tylko wtedy możliwe, gdybyś na ziemi żył wiecznie. A ty ile lat masz przed sobą? Dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt? Chyba nie więcej. I to jak dobrze pójdzie.
Nie ma sukcesu, osiągnięcia, majątku, pieniędzy, które mogłyby ci zagwarantować trwałe szczęście. To byłoby tylko wtedy do pomyślenia, gdybyś na ziemi żył wiecznie. A ty ile jeszcze pożyjesz? Może pięćdziesiąt lat a może dziesięć, i to tylko wtedy, gdy wszystko przebiegać będzie normalnie.
Do końca, do ostatniego tchnienia nosisz w sobie nadzieję, że wobec ciebie zostanie uczyniony wyjątek. I tak spotka cię śmierć w pół kroku. Zobaczysz ją w największym zdumieniu.
Królestwo Boże podobne jest do skarbu ukrytego w roli
Gdzież jest świat pełen słońca, śmiechu, przyjaźni, beztroski, zdrowia? W Londynie mówią, że to w Nowym Jorku; w Nowym Jorku mówią, że w Kalifornii; w Kalifornii mówią, że to w Paryżu i w Rzymie; w Rzymie i w Paryżu mówią, że w Londynie.
Ale gdzieś jest świat pełen szczęścia.
Zdaj sprawę z włodarstwa swego
Gdy wypompujemy wszystką ropę, wygrzebiemy wszystek węgiel, wyrąbiemy wszystkie lasy, zadepczemy łąki, zabudujemy pola, zabrudzimy wody, zatrujemy rośliny, zanieczyścimy całą atmosferę – wtedy trzeba będzie zdać sprawę z tego, jak gospodarowaliśmy światem.
I księżyc nie da światłości swojej
Dochodzimy do szczytów naszej cywilizacji i już jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jej koniec. I tak, nawet gdy nie zginiemy w wyniku jakiejś monstrualnej katastrofy nuklearnej, to umrzemy z braku węgla, ropy, żelaza, zatruci jedzeniem, zaduszeni plastykowymi śmieciami albo spalinami, zamarzniemy albo wyparujemy z gorąca.
I chociaż nadal musimy budować fabryki, autostrady i kopalnie, to widzimy jasno, jak nigdy dotąd, że to wszystko nie ma wartości samo w sobie, nie jest ostatecznym naszym celem.
Nie zostawię was sierotami
Często śnią mi się moi bliscy zmarli: moja matka, ojciec, brat. Czasem są smutni, czasem weseli. Coś mówią. Budzę się i jeszcze słyszę ich głosy. Czasem pozostawiają spokój, czasem grozę.
Nasi zmarli – bliscy. O wiele bardziej intensywnie obecni niż dawniej. Bo są nie tylko tu albo tam: teraz są zawsze z nami.
Przychodzimy na ich groby, kładziemy kwiaty, palimy świece – znaki naszej pamięci, wdzięczności, miłości. Ale prawdziwym znakiem pamięci, wdzięczności, miłości może być tylko nasze codzienne życie – które się dzieje na ich oczach.
Których Pan znajdzie czuwających
Stajemy przed ich grobami, kładziemy wieńce i kwiaty, palimy świece. Patrzymy w ich życie, z którym nasze życie było związane – na ich radości, troski, smutki; na ich prace, osiągnięcia, wzloty, błędy, pomyłki, upadki. Ale teraz już cisza. Oni swojego biegu dokonali. Koniec naszego drżenia o nich, zmartwień, kłopotów. Oni są w rękach miłosiernego Ojca.
Odchodzimy od ich grobów spokojni o nich, a coraz bardziej niespokojni o nas samych i naszych bliskich.
W godzinie, w której się nie spodziewacie
To nie jest czas umierania: w wiośnie, gdyś cały w zieleni.
To nie jest czas umierania, gdy jesteś w pełni sił twórczych – w lecie twojego życia.
To nie jest czas umierania, gdy wreszcie możesz cieszyć się owocami swojej pracy.
Czy jest czas umierania?
Ale nas zbaw ode złego
Nie trzeba bać się śmierci. To będzie jeszcze jedno wyjście ponad strach o własne życie, o swoją przyszłość. To będzie jeszcze jedno wyjście poza troskę o własną wygodę i oszczędzanie się. To będzie jeszcze jedno przekroczenie siebie, jakim jest każde poświęcenie się, bezinteresowna pomoc, zaangażowanie w sprawy drugiego człowieka czy społeczeństwa, jakim jest każda uczciwa praca. To będzie jeszcze jeden krok w miłość.
Jako przechodnie
Wyobrażasz sobie, że to będzie tak, jak było tyle razy, gdy wyjeżdżałeś w daleką podróż. Uporządkujesz pospiesznie swoje ostatnie sprawy, które od dawna leżały niezałatwione: zostawisz ostatnie zlecenia. Sprawdzą się znowu twoi przyjaciele i koledzy: w ostatnich godzinach okażą się interesowni, obrażający się albo wyrozumiali, przebaczający i absolutnie wierni. Powiesz jeszcze każdemu z nich: wybacz uchybienia, wybacz pośpiech; pozdrów siostrę, kłaniaj się twojemu ojcu; do widzenia, do zobaczenia – zobaczymy się przecież. Ostatnie uśmiechy, ostatnie uściski dłoni, ostatni widok tych, którzy ci w życiu towarzyszyli. Ostatnie westchnienie i ostatnia łza potoczy się po twojej twarzy.
A tymczasem to będzie zaskoczenie. A tymczasem ty do końca nie będziesz wiedział, że to już.
Twoje dni
Potem przyjdzie cisza. I chłód popiołu. Ale teraz jeszcze płoniesz. Wystrzelasz ogniem. Świecisz, trzaskasz fajerwerkami iskier. Czasem przycichasz, żeby znowu błysnąć. Dajesz ciepło. Schodzą się do ciebie. Patrzą w cud twojej osobowości. Grzeją ręce. Często nie wiedzą, czy to miłość, czy namiętność, odwaga czy próżność, dobroć czy strach. Ale ty musisz wiedzieć. Ty musisz sobie wciąż to pytanie zadawać: co w tobie płonie? Odwaga czy próżność, miłość czy namiętność, dobroć czy strach?
Bo wkrótce zgaśniesz. Wtedy On przyjdzie i zacznie przegrzebywać popiół, szukając, co po twoim życiu zostało.
Wyciągnij rękę i włóż w bok mój
Przeniesiemy na drugi świat tylko nasz krzyż: codzienne wyrywanie się z egoizmu – z naszej obojętności, lenistwa, strachu.
Na drugi świat przenieść nas może tylko nasz krzyż.
Nie ma większej miłości
To był czas ich próby i czas ich wielkości. Mają prawo, by im łopotał sztandar biało-czerwony. Mają prawo, by im szumiały polskie brzozy. Mają prawo, by ich przyjęła ta ziemia. – Mają prawo do naszej czci.
Dlatego musimy święcić corocznie rocznicę tego września, abyśmy i my zasłużyli na łopot sztandaru, szum brzóz i prawo do spoczywania w polskiej ziemi.
Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci najmniejszych
Tam nie będą się ciebie pytali, czy byłeś ochrzczony, czy nosiłeś sutannę albo habit, golf albo krawat, czy miałeś tytuł majstra albo doktora, czy miałeś powierzone sobie klucze państwa czy mieszkania. Tam będą się ciebie pytali, czy byłeś człowiekiem.
Kto wierzy we mnie
Gdyby była na świecie woda życia, to szlibyśmy po nią przez siedem rzek, przez siedem gór, przez siedem lasów, przez siedem mórz. Gdybyśmy mogli zdobyć wodę życia, to nie byłoby poświęcenia, nie byłoby wysiłku, nie byłoby ceny, jakiej byśmy nie zapłacili. Gdyby ktoś nam obiecał wodę życia, nie byłoby większej wdzięczności, niż nasza wdzięczność dla niego.
Woda życia. Życie wieczne.