Jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom
Przebacz, aby się uratować. Tym bardziej to dla ciebie ważne, im więcej doznałeś i doznajesz krzywd.
Bo nienawiść cię zniszczy. Sparciejesz. Jeżeli wejdziesz w błoto twoich nieprzyjaciół, to sam się błotem staniesz. Twoja pogarda przekształci się w cynizm. Skarlejesz. Wspominanie doznanych krzywd, tkwienie w żalu i bezsilnej złości wykrzywi cię i wypaczy. Sparszywiejesz. Przestaniesz iść własną drogą, a pójdziesz drogą twoich nieprzyjaciół, oszczekując ich bez końca jak oślepły pies.
Przebaczyć. Ale co to znaczy przebaczyć? Zapomnieć? Ale jak zapomnieć, skoro gdy spotykasz tych, którzy cię skrzywdzili, cały drętwiejesz? Jak zapomnieć, skoro zasnąć nie możesz, w nocy budzisz się i wracają przed oczy tamte chwile upokorzeń, fałszywych zarzutów, oszczerstw, wypaczania twoich intencji, odbierania ci tego, na co zasłużyłeś, czego się dorobiłeś – powraca tamta niesprawiedliwość, która cię spotkała? Jak zapomnieć, skoro twoja trudna sytuacja życiowa wciąż dolega, wciąż cię uwiera twoje kalekie życie – na co dzień towarzyszy ci krzywda, którą ci wyrządzono?
Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Bo tego się nie da. Bo to jest niemożliwe. Przebaczyć to znaczy przede wszystkim nie mścić się. Nie mścij się. Nie szukaj narzędzi, dróg, koalicji, układów, sprzymierzeńców w tym, aby twoim wrogom zapłacić, wyrównać rachunki metodą oko za oko, ząb za ząb. Po prostu idź dalej, rób swoje.
Jezus odpowiada: Aż siedemdziesiąt siedem razy. A więc zawsze przebaczać. To jest jedyna recepta na życie. Choć to wydaje się ponad twoją wytrzymałość. Bo im więcej masz lat, tym więcej dokucza ci krzywd, które ludzie ci uczynili wczoraj, które ci czynią dzisiaj i które będą ci czynili jutro. A więc przebaczać. Bo inaczej będziesz myślał wciąż i tylko o krzywdzie, jakiej doznałeś. Bo inaczej będziesz patrzył na ludzi z nienawiścią, jak wściekły pies. I nic w życiu nie zrobisz.
A jak nie żałuje? Potrącił cię, kopnął, dokuczył, obraził, nawymyślał, naubliżał, obmówił, oczernił, wyśmiał, wykpił, upokorzył, skompromitował, uniemożliwił dalszą działalność, odsunął od życia, może pożyczył i nie oddał, oszukał, okradł. I uważa, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku.
A ty byś mu chętnie przebaczył, ale gdybyś stwierdził, że coś w nim drgnęło, gdyby okazał, że jest świadomy twojej krzywdy. Ale on śmieje się ze swoimi kumplami z ciebie, który leżysz podeptany i sponiewierany. To co robić? Ty idź dalej. Spytasz: „To mam nie przebaczać?” To nie jest tutaj dobre słowo. Przecież on nie prosi cię o przebaczenie. Ale nie właź do rowu i nie czekaj sposobności, aby się zemścić, a przynajmniej wyrównać rachunki.. Idź dalej, abyś się nie zniszczył w nienawiści i zapamiętaniu. A za niego pomódl się czasem.
A gdy nie żałuje? Nie tylko nie żałuje, ale w twarz ci się śmieje, kpi z ciebie, drwi. Obciąża cię odpowiedzialnością za zło, które sam uczynił i zrzuca winę na ciebie. Nie tylko nie żałuje, ale swoją bezczelnością i arogancją doprowadza cię do świętego gniewu. Bo udaje, że wyciąga rękę do ciebie, a równocześnie cię upokarza.
A trzeba tym bardziej przebaczyć – im większa jego bezczelność. Tym bardziej – im większa arogancja, im większa głupota. Tym bardziej trzeba iść razem. Bo jedyną szansą dla niego jest twoja miłość i mądrość: że wreszcie przejrzy, że wreszcie coś zrozumie, że zacznie żyć po ludzku.
Byle ci starczyło wspaniałomyślności, cierpliwości.
Uderzenie za uderzenie. Cios za cios. Przezwisko za przezwisko. Przekleństwo za przekleństwo. Oszustwo za oszustwo. Wyrównanie rachunków – do ostatniego grosza. Na czysto. Jak ty mnie – tak ja tobie. Nie więcej – nie mniej. Tyś zły – ja też zły. Nie gorszy – taki jak ty.
Spirala zła. Droga samozniszczenia. Uratować możesz siebie i swoich braci tylko miłością. A więc nie oddawaj złem za złe, uderzeniem za uderzenie, ironią za ironię, cynizmem za cynizm, brutalnością za brutalność, chamstwem za chamstwo, przestępstwem za przestępstwo, zbrodnią za zbrodnię. Bo ani się spostrzeżesz, jak staniesz się taki jak ci, którymi byłeś tak niedawno przerażony. Bo wkrótce staniesz się jeszcze od nich gorszy, o całą gorycz i rozpacz.
Masz wielu takich, którzy zawinili przeciw tobie. Ale oni nie zwracają się do ciebie z prośbą o przebaczenie. I niech cię to nie dziwi. Bo na tym polega tajemnica zła, że widzisz je ty, który jesteś krzywdzony, a nie widzi go ten, kto cię krzywdzi. I wcale nie ma zamiaru cię przepraszać. A nawet uważa, że to ty powinieneś uczynić. Na tym polega tajemnica zła, że ty, który źle czynisz, tego nie widzisz – zapatrzony w siebie, w swój punkt widzenia, w swoje korzyści – uważając, że wciąż masz rację. I nawet do głowy ci nie przychodzi, byś miał kogokolwiek przepraszać.
Tylko trzeba pamiętać o tym, że ci, którzy nas skrzywdzili, nie potrafią żyć z poczuciem winy. Oni zbudują sobie bardzo szybko argumenty uzasadniające swoje działanie. I jeszcze szybciej uwierzą, że to my byliśmy winni, a oni wykonali tylko swój obowiązek, aby ukarać nas za głupotę, słabość, błędy, może jeszcze – aby zapobiec naszemu samozniszczeniu, jak i szkodzeniu innym. I w swoich oczach oni są w porządku, a my jesteśmy zbrodniarzami.
Jeżeli naprawdę chcesz kochać swojego nieprzyjaciela, to nie zaczynaj od wyrównywania rachunków. Bo gdy masz nadzieję, że on uwierzy w swoje zło, przyzna ci rację, zadośćuczyni i przeprosi, to się absolutnie mylisz. Po prostu dlatego, że ten, który cię skrzywdził, uważa, że on jest w porządku. Że on powinien tak postępować dla twojego dobra albo żeby bronić się przed tobą, albo żeby cię ukarać za twoje występki. Jeżeli nawet na początku, kiedyś, w pierwszym uderzeniu przeciwko tobie miał wewnętrzne wątpliwości czy wyrzuty sumienia, to potem swoje postępowanie dokładnie uzasadnił. Dlatego nie zaczynaj od obrachunków. On natychmiast wpadnie w panikę, że ty – w jego oczach będąc człowiekiem złym – chcesz go zniszczyć. Jeżeli chcesz naprawdę kochać swojego nieprzyjaciela, to zacznij od wyciągnięcia do niego ręki.
Codziennie jesteś sprzedawany za miskę soczewicy. Codziennie jesteś zdradzany za 30 srebrników. Codziennie napotykasz mnóstwo nietaktów, niedelikatności, interesowności, manipulowania twoją osobą, nie mówiąc już o atakach brutalności, chamstwa, nieuczciwości.
Naucz się mówić: nieważne. Bo inaczej zaleje cię fala błota. Bo inaczej, gdy będziesz to wszystko zapamiętywał, analizował, udusisz się. To jest droga do samozniszczenia. Ci, którzy lądują w zakładach psychiatrycznych albo popełniają samobójstwo, mają rację, oskarżając otoczenie. Ale są również sami winni.
Dlatego naucz się mówić: nieważne.
Tym bardziej, że i ty nie jesteś bez winy, i ty sprzedajesz swoich braci za miskę soczewicy, zdradzasz ich za 30 srebrników. I ty popełniasz wobec nich tysiące niedelikatności, jesteś interesowny, przewrotny, nie mówiąc o tych wszystkich nietaktach, z których sobie nie zdajesz sprawy, które weszły w styl twojego życia.
Spleceni w uścisku wzajemnej winy, umiejmy sobie nawzajem przebaczyć.
Każdy człowiek codziennie potrzebuje pewnej ilości pogłaskań. Bez nich nie potrafi żyć normalnie. Najwięcej potrzebują dzieci, mniej człowiek dorosły, ale znowu więcej człowiek stary.
Często bywa tak, że kiedy dziecko jest niegrzeczne, nie słucha, dokucza, robi na złość, wtedy wystarczy, żebyś się nim zainteresował, zwrócił na nie uwagę, współczuł. Gdy nagle okaże się, że twoi rodzice zrobili się uparci, niemożliwi, że nic nie rozumieją, wtedy uśmiechnij się do taty, powiedz mu dobre słowo, pocałuj mamę w buzię.
Wtedy, gdy zobaczysz, że twój mąż wstał lewą nogą z łóżka albo może miał ciężkie sny, to zagadnij serdecznie, podziękuj za stare nawet już sprawy, pochwal go za jakieś osiągnięcie. Gdy spostrzeżesz, że żona nie wiadomo o co ma muchy w nosie, powiedz jej jakiś komplement, przynieś kwiatki.
A gdy ty sam będziesz już zmęczony, zdenerwowany, kup sobie ciepłe pantofle albo inny drobiazg. A gdy już sobie obrzydniesz ponad wytrzymanie, idź do fryzjera. Umiej uśmiechnąć się do siebie.
Są chrześcijanie chropowaci jak zardzewiałe żelazo. Sztywni jak patyki sterczące w płocie. Twardzi jak kamień przydrożny, o który człowiek zawadza czubkiem buta. Zimni – przy których człowiek nie zagrzeje nosa. Recytują dogmaty, znają na pamięć wszystkie zasady etyki, przytaczają całe partie Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu.
A są chrześcijanie, którzy potrafili od Jezusa wziąć całe ciepło, serdeczność, łagodność, wyrozumiałość i cierpliwość, którzy rzadko o Nim mówią, a przecież jest On w ich życiu obecny prawie namacalnie. Takich chrześcijan na czas trudny, który przeżywamy, najbardziej potrzebujemy.
Mieć zaufanie do ludzi. Chociaż tylekroć daremne. Choć tyle razy ludzie zatrzasnęli ci drzwi przed nosem, tyle razy oszukali, okłamali, zawiedli. Tyle razy nie dotrzymali słowa, nie przyszli, nie zapamiętali, nie zauważyli cię. Mieć wciąż zaufanie do ludzi. Chociaż tylekroć zakwestionowane, choć tyle razy zadawano pytanie: czy są w ogóle coś warci? Czy to nie wyłącznie egoiści, złośliwcy, przewrotni? Mieć wciąż zaufanie do ludzi, choć w miarę jak płyną dni, tygodnie, miesiące i lata, wygasa w tobie chęć do dalszych doświadczeń. Bo coraz bardziej jesteś zrażony, zniechęcony, cofasz się, zamykasz jak ślimak w skorupie, odcinasz się od nich. Nawet od tych najbliższych ludzi w domu, tych ludzi na co dzień. Bo tu pole doświadczenia jest ogromne i – jak twierdzisz – masz podstawy do tego, żeby tysiąc razy się zniechęcić.
A przecież trzeba wciąż ufać, bo każdy człowiek, nawet najgorszy, jest dziełem Boga. I w każdym jest coś z Niego – okruch Jego piękna, dobroci, mądrości. Bo nad każdym z nich On pracuje i wciąż jest szansa, że nawet w tych najgorszych coś drgnie, rozświeci się i rozpłomieni.