Biblioteka


POGADAJMY O WAŻNEJ SPRAWIE



7. OPATRZNOŚĆ BOŻA

      1. Znowu przyszedł do mnie człowiek z wiadomością: „Córka moja popełniła samobójstwo”. Na pozór był spokojny. Ale to tylko pozór, bo – jak mówił dalej: „Życie moje stanęło. Niby coś robię, spełniam swoje obowiązki, ale to już nie jest życie. Zadaję sobie pytanie: W którym miejscu popełniłem błąd, dlaczego do tego doszło? Mówią mi, że miała jakąś ważną rozmowę w przeddzień”.

Może spytasz: „Czy ksiądz tłumaczy?” Tak, ale to nic nie pomaga. Tłumaczyłem w takich czy podobnych tragediach wiele razy. I – groch o ścianę. Nie odbierają, nie przyjmują. Nie tylko te matki, nie tylko ci ojcowie – czy inni ludzie. Bo, jak się przekonałem, tragedia to – wbrew pozorom i obiegowym opiniom – nie czas na nawrócenie. Sposób na życie trzeba odnaleźć wcześniej.

Nieraz gdy leżę już w łóżku, przed zaśnięciem, myślę sobie: „Jaką ty mi, Boże, wymyślisz śmierć? Czy będę też tak kiedyś leżał w łóżku jak teraz – ze świadomością wyroku, który mi oznajmi lekarz czy zaprzyjaźniony człowiek? Jak ja wtedy będę myślał o Tobie i o sobie? Bo przecież kiedyś się to stanie. Czy Ci popatrzę w twarz – tak spokojnie jak dziś staram się patrzeć?”

„Ale niech ksiądz powie, co ksiądz mówił do tych ludzi, którzy przychodzili do księdza. Co ksiądz mówi?”

W odpowiedzi mam niewiele – a mam wszystko. Mam niewiele, bo nie chcę używać swoich słów, które są zawsze w takich wypadkach niepoważne. Po prostu wstyd mi mówić swoimi słowami do ludzi, którzy z taką tragedią do mnie przychodzą, z tragedią tak przeżytą, tak przyjętą. Z takim buntem. Z takim odrzuceniem wszystkiego.

„Ale co ksiądz mówi, proszę powiedzieć”.

Ja mówię bardzo proste zdanie, które znasz na pamięć – z Ewangelii świętej: „Czyż dwóch wróbli nie sprzedają na targu za grosz? A żaden z nich nie spadnie bez woli Ojca, który jest w niebiesiech. Drożsi jesteście niż wiele wróbli”. To wszystko, co mogę powiedzieć. Może jeszcze trochę – co będzie powtórzeniem tego samego, chociaż innymi słowami: „Przypatrzcie się ptakom: nie sieją, nie orzą i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski żywi je. Czyż nie jesteście ważniejsi niż one. Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie pracują ani przędą, a powiadam wam, nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był ubrany jako jedna z nich. Jeśli więc trawę polną, która dzisiaj jest, a jutro będzie w piec wrzucona, Bóg tak przyodziewa, jakoż daleko więcej was, małej wiary”. To jest – jak widać – powtórzenie tej samej myśli. Jeszcze w którymś momencie Jezus powiedział: „I włosy na głowach waszych są policzone”. Po prostu Pan Bóg pisze człowiekowi scenariusz.

Ja nie wiem, co się stało, ja naprawdę nie wiem, co zaszło. I nie wiem, kto winien. Czy tamta ostatnia rozmowa zadecydowała. Ja nie wiem, która rozmowa i czy w ogóle jakaś rozmowa miała te tragiczne skutki.

„No, ale gdyby Bóg kochał, to by nie dopuścił do tego”.

Bóg kocha. Ale każdy człowiek ma jeszcze wolną wolę.

„Teraz ksiądz mówi »wolną wolę«, a przedtem »scenariusz napisany przez Pana Boga«, to albo – albo, albo jedno – albo drugie”.

Tak, to prawda. Na nasz ludzki sposób pojmowania jedno z drugim się nie zgadza, ale w rzeczywistości Bożej tak to jest.

„Jeżeli człowiek odejdzie od scenariusza Bożego, to się wszystkie plany Boże załamują. Czy nie tak?”

Dobrze, żeś to tak powiedział. Otóż, gdyby po ludzku na to pytanie odpowiedzieć, należałoby tak sformułować zdanie: Gdy człowiek odchodzi od planu Bożego, Pan Bóg natychmiast proponuje człowiekowi nową alternatywę i niesie mu pomoc, by mógł tej nowej wersji sprostać.

„A samobójstwa?”

A jeżeli chodzi o wypadki samobójstwa, i nie tylko samobójstwa, to po pierwsze, nie można zapominać o wolnej woli człowieka, a po drugie, Kościół wyraźnie mówi o tym, że – generalnie rzecz biorąc – człowiek, który odbiera sobie życie, w tym momencie jest nienormalny. Życie jest zbyt drogie. Nie ma ceny, która w oczach normalnego człowieka potrafiłaby je przebić. Jak widać, usiłuję też tłumaczyć, używając autorytetu Kościoła. Ale ważne jest przede wszystkim tamto zdanie Jezusa. I albo się w nie uwierzy – od dziecka – ale żeby się w nie uwierzyło w momencie tragedii, to wybijmy sobie z głowy. Trzeba się tak wychować. Trzeba znaleźć w nim sposób na życie. Nie na wypadek, gdy cię porazi samobójstwo twojego najbliższego człowieka czy inne wydarzenie tego typu.

     2. Ty musisz najpierw uwierzyć, że Bóg jest – o właśnie – Abba. To nawet nie „Ojciec”, bo to może czasem brzmi groźnie, nawet za surowo – w nim sprawiedliwość wysuwa się na plan pierwszy. Ale Papa. Tatuś. Tatulek. Ktoś najdroższy, najbardziej kochający, jedyny. Z tą miłością taką niepojętą, jaką może mieć tylko Bóg dla swoich stworzeń.

„Jak można w to uwierzyć, co ksiądz mówi, jeżeli życie jest takie ciężkie, jeżeli w nim jest tyle cierpienia”.

Czy myślałeś kiedyś o życiu Jezusa? Przecież to jest – jak wierzymy – Syn Boży. Zesłał Go Bóg Ojciec na świat po raz pierwszy i ostatni. Zgodzisz się ze mną, że na nasz ludzki gust, powinien Mu wymyślić jakiś przynajmniej normalny scenariusz, jeżeli już nie luksusowy – co Mu się powinno należeć. A jak było naprawdę? Niewiele wiemy, ale wiemy, że zaraz na początku Jego Matkę Jej mąż Józef posądził o cudzołóstwo. A potem narodziny Jezusa – a więc to niepojęte wydarzenie, na które Izrael, a z nim cała ludzkość czekała od wieków – odbyły się prawie przypadkowo, w drodze, w skrajnie prymitywnych warunkach. Zaraz ucieczka w daleki, obcy kraj. Powrót po paru latach – do jakiegoś Nazaretu, w pogardzanej krainie zwanej Galileą. A więc, przyznasz, jak na początek to łatwo nie było. Co działo się dalej, nie wiemy: mało informacji do nas dotarło, oprócz jednej: że był Synem cieśli i sam – według wszelkiego prawdopodobieństwa – też był cieślą. A więc rzemiosło ciężkie. O okresie Jego nauczania wiemy więcej – że czasem było biednie, tak, że uczniowie kłosy z głodu łuskali. Jak i to, że On, bywało, „nie miał gdzie głowy skłonić”. Prześladowany, przepędzany – jako taki, którego szatan opętał – żył w nieustannym zagrożeniu. Wiemy o dwóch zamachach: gdy Go chcieli w Nazarecie zrzucić w przepaść i gdy Go w świątyni jerozolimskiej chcieli ukamienować. Jakimś sposobem udało Mu się śmierci uniknąć. Ile w ogóle było zamachów, nie wiadomo. I nauczał – najbardziej optymalnie – niecałe trzy lata. A więc zgodzisz się, że jeżeli Bóg zesłał Syna na świat, żeby przekazał prawdę, to należało Mu się przynajmniej trzydzieści lat nauczania, jeżeli nie więcej. Przecież w Starym Testamencie wszyscy sprawiedliwi byli wynagradzani długim życiem. O Jego męce i śmierci nie będę mówił, bo to już by było nietaktem. Niemniej, jeżeli już miał umrzeć, to czy koniecznie śmiercią najokrutniejszą – On, umiłowany Syn Boży? Przepraszam za ten przydługi wywód, ale chcę zestawić życie Syna Bożego z twoimi pretensjami, że dla ciebie to Pan Bóg powinien wymyślić jakieś specjalne – to znaczy wygodne i przyjemne – życie.

On ci wymyślił scenariusz na twoje życie zanim się narodziłeś. Jeden wpada pod samochód, mając pięć lat, a drugi umiera na raka, gdy ma dwadzieścia dwa. Jeszcze inny odchodzi mając 82 lata, na skutek trudności w krążeniu. Każdy ma swój scenariusz przez Niego wymyślony. I ty żyjesz według tego scenariusza.

     3. Po co ci to mówię? Po to, żeby – gdy cokolwiek cię spotka w twoim osobistym życiu, co jest trzęsieniem ziemi dla twoich planów, celów, zamierzeń, ustaleń, tego, coś sobie założył i konsekwentnie, mniej lub więcej, starałeś się realizować to, coś sobie wymarzył, do czego idziesz – nie strzelaj sobie w łeb, gdy dzieje się inaczej, niż chciałeś. Bo „nie mogłem zrealizować swoich planów”. Pomyśl, że On ma plany względem ciebie. Jeżeli ci jakąś przeszkodę tu, na tym miejscu i w tym momencie postawił i na niej się wywróciłeś, to nie po to, żebyś życie oddawał walkowerem czy żebyś szalał, żebyś uznał to za katastrofę w pełnym tego słowa znaczeniu, która zamyka ci życie: „że w takim razie – nie mam po co dalej żyć”. Tylko po to, żebyś ją podjął – tak: podjął – tę nową sprawę, która zaistniała w twoim życiu. I ją realizował.

Tylko to wszystko musisz sobie powiedzieć nie wtedy, gdy się to stanie – ale przez całe życie trzeba mieć wyraźną świadomość, że jesteś w Jego rękach. I że zaskakuje cię, i będzie cię zaskakiwał – do śmierci. Nawet łącznie ze śmiercią. I zgódź się z tym. On jest twoim Bogiem i wie, dlaczego tak to robi. A ponieważ ciebie kocha – bo jest Miłością – to robi dla twojego dobra. Stwarza ci takie warunki, w których masz się zbawić – powiedzmy jeszcze inaczej – w których masz dać z siebie wszystko. On chce, żebyś wydarł z siebie wszystko, na co cię tylko stać. Żebyś się zrealizował jako człowiek. A nie chce ci przetrącić karku – jak czasem myślisz. I dlatego stwarza ci takie okoliczności.

On nie jest Bogiem zemsty. Właśnie. Jedna z tez Jezusa, którą głosił, na owe czasy bardzo rewolucyjna, brzmiała, że Bóg się nie mści. To było zaprzeczeniem tego, czego faryzeusze nauczali: że ten, kto chory, to dlatego, że ukarany przez Boga za swoje grzechy; że ten kto ubogi, ten kto nieustosunkowany – za każdym razem dlatego, że grzeszny: Bóg go skarał. A ten kto bogaty, to dlatego że Bóg mu błogosławi za jego uczciwość; a ten kto zdrowy, a ten kto na stanowisku, to dlatego, że Bóg mu błogosławi – wciąż za jego prawość. Tym ludziom Pan Jezus powiedział: Nie! Gdy się razu pewnego uczniowie spytali, wskazując na niewidomego: „Panie, to on zgrzeszył czy jego rodzice?”, Jezus odpowiedział – dosłownie: „Ani on, ani jego rodzice”.

Bóg się na nikim nie mści. Również na tobie się nie mści ani na twojej siostrze czy bracie. Na nikim się nie mści. Nawet na najgorszym grzeszniku. Jezus powiedział, że Bóg daje deszcz dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych. I słońce świeci sprawiedliwym i niesprawiedliwym po równo. Bo jest miłością. Tylko wymyślił ci scenariusz, którym ty idziesz. Dla twojego dobra. W to uwierz. I to sprawdzaj – wciąż, czy to tak przyjmujesz: każdy dzień i wszystko, co się w nim dzieje. A staraj się tylko o jedno: żeby ten scenariusz, który ci Bóg wymyślił, wykonać perfekcyjnie.

Jak to zrobić? Odpowiedź daje Jezus: Należy pełnić wolę Bożą – wolę Ojca naszego. Co to znaczy? Trzeba słuchać głosu Bożego. „To Bóg do mnie mówi? – zdziwisz się. A tak. Niekoniecznie słowami. Niepokojem serca, radością, tęsknotą, chęcią – czasem nawet nakazem, że „należy” albo „nie wolno”. Poddaje ci obowiązki, słyszysz pochwały i nagany. Tak jest naprawdę: wszystko najważniejsze dzieje się w tobie: pomiędzy Bogiem i tobą. Nie zawsze jest to dialog w „pustym pokoju”. Często dzieje się to przez ludzi, przy okazji sytuacji, która się rozwija na twoich oczach, w której się znalazłeś i trzeba podejmować decyzje podczas rozmowy, dyskusji. Bywa, że słyszysz Go w słowach nawet twoich rozmówców. Pełnisz wolę Bożą, gdy zawsze idziesz drogą prawdy, odwagi, sprawiedliwości i miłości.