– Jest ksiądz dla mnie ostatnią deską ratunku.
Zdziwiłem się:
– Dlaczego ja jestem ostatnią deską ratunku?
– Bo już obszedłem rozmaitych psychologów i psychiatrów i mi nic nie pomogli. Jak ksiądz mnie nie uratuje, jak ksiądz mi nie pomoże, to już stracę nadzieję zupełnie.
– O co chodzi?
– Jestem homoseksualistą – oświadczył. – Ale niepraktykującym. Mam pociąg tylko do mężczyzn, nie do kobiet. Kobiety mnie nie interesują. I co ja mam z tym zrobić?
Przypomniałem sobie jednego zakonnika, który jest specjalistą od psychologii. Napisał nawet parę książek na te tematy. Na tematy psychologii w ogóle i psychologii seksualnej w szczególności. I posłałem go tam.
Pojawił się wkrótce. Powiedział:
– Nic nie pomogło. Ten ksiądz powiedział, że on nie jest od leczenia, on jest od pisania.
No to posłałem go do pani psycholog-psychiatry, którą mi naraiły jakieś panie. Nie widziałem kobiety na oczy, no ale jak już panie radzą, no to wobec tego niech tam idzie.
Przyszedł po krótkim czasie, powiedział:
– Doradziła mi, żebym sobie znalazł podobnego do siebie i razem z nim współżył. Ale ja, proszę księdza, jestem katolikiem, jestem wierzącym człowiekiem. Chcę być konsekwentny. Chcę znaleźć wyjście z mojej sytuacji.
Wtedy mu doradziłem:
– Niechże pan się rozejrzy między swoimi znajomymi, niech pan znajdzie dziewczynę atrakcyjną, która się panu spodoba, i przyjdzie. A poza tym będziemy się modlili, żeby się pan uratował.
To sprawa opowiedziana w skrócie, ale w rzeczywistości ciągnęła się parę lat. Tych spotkań było, a było.
Aż razu pewnego pojawił się z śliczną dziewczyną. Już więcej nic nie potrzebowałem do pełni szczęścia.
Wyznał mi kiedyś przy okazji, że prawdziwie zakochał się w tej dziewczynie. Ale postawił mi pytanie:
– A co by ksiądz zrobił, jakbym się nie zakochał? Co by ksiądz powiedział?
– To co mówiłem. A mówiłem tak: Każdy ma swój krzyż. Jeden taki, drugi inny, a trzeci ma obciążenie tego typu, jakie ma pan. I z tym trzeba iść przez życie, gdy Pan Bóg taki krzyż dał, to trzeba się z nim zmagać. Ale pan wyszedł na prostą.
* * *
Skłonności do homoseksualizmu są wrodzone i nabyte.
Skłonności wrodzone, czyli dziedziczne są spowodowane przez geny. Skłonności nabyte często są następstwem pierwszego kontaktu. Czyli jeżeli jakiś chłopiec zostanie namówiony przez drugiego chłopca i dojdzie do takiego aktu seksualnego, to on zdominuje przeżycia seksualne tego chłopca. Do tego stopnia, że może on stać się homoseksualistą. To samo gdy chodzi o dziewczęta. Jeżeli dziewczyna pierwszy akt seksualny będzie miała z drugą dziewczyną, to wydarzenie może zdominować jej psychikę do tego stopnia, że stanie się lesbijką.
Trzeba więc przyglądać się swojemu dziecku również pod tym względem. Dziecko powinno być pod kontrolą rodziców. Wtedy, kiedy przychodzi kolega czy koleżanka, idą do swojego pokoju, ojciec albo matka musi wchodzić od czasu do czasu, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. Dziecko musi mieć świadomość tego, że jest wychowywane, że nie jest samowolne.
Sprawa rośnie do n-tej potęgi, gdy chodzi o internaty – chłopięce i dziewczęce. I dlatego trzeba zwrócić uwagę – już nie tylko rodziców, bo tam nie ma rodziców – ale i wychowawców, żeby dopilnowali tej sprawy. Bo to, co tam się niekiedy dzieje, dzieje się często pod naciskiem, pod przymusem, pod terrorem. Gwałcone są dziewczęta przez dziewczęta, chłopcy przez chłopców. Horror.
* * *
Tyle w skrócie na temat genezy homoseksualizmu. Tylko potem nie każdemu homoseksualiście uda się wyjść na prostą – tak jak temu, o którym była mowa. I należy powiedzieć, że nie mogą być otoczeni pogardą, wyśmiewaniem, złośliwością przez społeczeństwo. Powtarzam: to są ludzie, którzy mają ciężki krzyż do niesienia, zdający się czasem przerastać ich siły. Bywa, że się miotają, są uwikłani, rozdarci, uzależnieni, osamotnieni, schorowani. Bywa, że wpadają w alkoholizm, narkomanię. Potrzebują ze strony środowiska pomocy, jakiejś formy akceptacji. Bo inaczej czasem kończą samobójstwem.
Ale bywa przeciwnie. Że homoseksualiści obnoszą się ze swoją „innością”. Nie kryją się, wprost uważają się za tych lepszych, pogardzają heteroseksualistami. Zakładają kluby, domagają się prawa zawierania związków małżeńskich, adoptowania dzieci. I w niektórych krajach już to uzyskali. W tym miejscu trzeba powiedzieć: Nie dajmy się zwariować.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI