14 września 2003
XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA
„Każdy kto w Niego wierzy”
Aniela Salawa urodzona w 1881 roku w Sieprawiu. W 1897 zaczyna pracować w Krakowie jako służąca. Umiera w 1922 roku.
Była służącą. A my przyzwyczajeni byliśmy do wielkich świętych, do małych świętych, do średnich świętych – ale to przeważnie byli pustelnicy, założyciele zakonów, zgromadzeń, zakonnicy, zakonnice, profesorowie, teologowie, królowie, księżne. Tak to było i ten obraz jakoś w nas pozostaje – że być świętym, to trzeba być wielkim człowiekiem.
A nawet jeżeli prostym człowiekiem, to otrzymującym objawienia – choćby Matki Boskiej. Albo być obdarzonym nadzwyczajnymi charyzmatami. Dokonywać nadzwyczajnych dzieł. Przynajmniej wygrzebać w ziemi źródełko. Żeby trysnęła woda i uzdrawiała ludzi. Albo spowodować, żeby malarz wymalował cudowny obraz. Albo domagać się, żeby został wystawiony kościół w tym miejscu, gdzie się dokonywały objawienia. Żeby było coś nadzwyczajnego w jego życiu.
I patrzymy na życie Anieli Salawy tak porażająco zwyczajne. A nawet porażająco małe. Co to znaczy być służącą. Nawet to słowo „służąca” uznano za obraźliwe, zastąpiono je określeniem „pomoc domowa”. A przy tym nie było żadnych wizji, żadnych objawień, żadnych zleceń które powinna przekazać ludzkości.
Tym bardziej dziwne i zastanawiające czy wręcz cudowne to wyniesienie jej na ołtarze. Przecież Aniela nie należała do żadnego zakonu czy zgromadzenia. Nie wstąpiła do karmelitanek za surową klauzurę, ani nie była działaczką jak oblatki. Była po prostu zwyczajną służącą. Nie bardzo miał się kto starać o to, żeby była ogłoszona przez Kościół beatyfikowaną.
A to wszystko po to, żebyśmy się nauczyli świętej zwyczajności. Tego że zwyczajność może być święta, jeżeli jest wykonywana w miłości – a więc z zaangażowaniem, z oddaniem, w ciągłej twórczości i obowiązkowości.
Żebyśmy uwierzyli, że wypełnianie swojego powołania jest istotą świętości.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI