Jeszcze przed kilkoma dniami dudniły nam w uszach słowa: „Ostatki, ostatki, ostatki karnawału”. Poganiały nas do tego, żeby zdążyć się natańczyć, żeby zdążyć się najeść, żeby zdążyć się naszaleć. Tak szaleć, jak szalała samba w Rio de Janeiro. A u nas koniec karnawału zapowiadał „tłusty czwartek” z pączkami. I faktycznie kończył go „śledzik” w nocy z wtorku na środę. Skończył się karnawał i coś ważnego miało się zacząć. I zaczęło się. Wielki Post – czas pokuty. Bo jest czas zabawy – jest czas odnowy duchowej.
* * *
Czas pokuty służy temu, żeby człowiek sobie uświadomił, jak daleko odszedł od swojego ideału i żeby zatęsknił za pięknem swojego człowieczeństwa, by wrócił do swojej pierwotnej świętości. Dlatego zamiast słowa „pokuta” lepiej używać słowa „metanoia” – „odnowa duchowa” albo „nawrócenie”. Inaczej mówiąc, odwrócenie się od grzechu.
Grzech to nie jest pojęcie, które możemy umieszczać w kategoriach czysto religijnych w sensie – mój grzech obraża Pana Boga i na tym się sprawa kończy. Grzech niszczy osobowość człowieka, który grzeszy.
Popełnić grzech, to nie „wypadek przy pracy”, o którym można zapomnieć, zetrzeć, tak jak się ściera brudną plamę gąbką mokrą i nie ma śladu. To jest rana, którą zadaliśmy sobie samym. I tę ranę trzeba zagoić. Bo inaczej będzie się powiększała we wszystkich kierunkach.
Polecenie więc pokutowania to nie bezduszny przepis prawodawcy religijnego. Chodzi o człowieka. Kościół chce uratować człowieka od tego, żeby go grzech nie zniszczył.
A odnowić się duchowo, to powrócić do Boga. Bo grzech, w najgłębszym tego słowa znaczeniu, jest aktem niewiary. Bo porządek moralny, który człowiek odczuwa, o którym sumienie mu mówi, jest stworzony przez Boga – jest wyrazem Boga, Stwórcy.
* * *
Na to, żeby powrócić do Boga, trzeba najpierw uświadomić sobie, że zrobiliśmy coś złego, przyznać się do tego.
Choć należy stwierdzić, że to jest bardzo trudne. Nie chcemy się przyznać, nawet przed samym sobą, że myśmy zawinili. Bronimy się, tłumacząc, że: „Ludzie zawinili”. „Okoliczności tak się złożyły”. „Zostałem sprowokowany, obrażony”. A przynajmniej wyznajemy: „Nerwy mi puściły, byłem zmęczony”, „nie chciałem”, „nie zdawałem sobie sprawy”. A więc, najpierw trzeba się przyznać do tego, że to ja jestem winien temu złu, które się stało.
Pomocą na tej drodze jest modlitwa. Modlitwa pojęta w najszerszym tego słowa znaczeniu. Także jako udział w nabożeństwach, ale zwłaszcza we Mszy świętej. Modlitwa to również rozmyślanie czy lektura religijna, a przede wszystkim rozważanie słów Ewangelii – wpatrywanie się w Jezusa, który stara się nauczyć nas miłości słowami i swoim życiem. Obcując z Bogiem, łatwiej nam zobaczyć siebie w prawdzie. Doświadczyć, ile w nas egoizmu, interesowności, lenistwa, pychy i wszelakiej niemiłości.
Podobnie leczniczo jak modlitwa działa uczciwe nasze życie. To może być sumienne wykonywanie swoich obowiązków, bezinteresowna pomoc czy opieka nad człowiekiem.
* * *
Tak pojęty czas pokuty naprostowuje człowieka, przywraca go do pionu, leczy rany zadane przez grzech – dokonuje odnowy duchowej. Człowiek, powracając do Boga, wraca do siebie samego. I grzech, który został popełniony, już go nie niszczy, rana się zabliźnia, już głębiej nie sięga, nie wżera się w niego.
Pokuta tak rozumiana powinna towarzyszyć naszemu życiu. Ponieważ my, ludzie, wciąż się potykamy. Dlatego takim dniem, takim czasem jest nie tylko okres Wielkiego Postu, ale każdy piątek w ciągu całego roku.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI