25 kwietnia 2004
3. NIEDZIELA WIELKANOCNA
„Czy miłujesz mnie?”
Trzeba, żebyś wydeptał sobie twoją ścieżkę do Boga. Trzeba, żebyś sobie wydeptywał dzień za dniem swoją ścieżkę do Boga.
Po co wydeptywać swoją ścieżkę? – powiesz. – Idzie autostrada. Wygodna, szybka, zmierzająca pewnie do celu. Wystarczy wejść na nią i wyniesie nas do Boga, do którego dążymy.
Nie. Nie autostrada.
Bo nie tylko należysz do ludzkości. Bo nie tylko należysz do chrześcijaństwa. Bo nie tylko należysz do Kościoła. Ale jesteś indywiduum, osobowością, człowiekiem jednostkowym, niepowtarzalnym, jedynym. I bierzesz odpowiedzialność za siebie. Nikt cię nie zwolni od tej odpowiedzialności – ani ludzkość, ani naród, ani Kościół. I dlatego też musisz swoją drogą iść do Boga. Musisz Go tam spotkać.
Żebyś zobaczył Go własnymi oczami, jak stanie przed tobą i powie ci: Kocham cię. Nie: Kocham wszystkich ludzi. – Bo się w nich zgubisz. Poczujesz się jak ziarnko piasku na pustyni, jak kropla wody w oceanie. Ty musisz usłyszeć: Kocham ciebie. Osobiście. Jakbyś był jedyny na świecie. Uwierz mojej miłości. Uwierz mojemu miłosierdziu.
Nawet gdybyś tak zakwestionował Jezusa, jak Tomasz – to przyjdzie do ciebie. Stanie przed tobą i powie: Pokój ci. Zobacz moje ręce. I nie bądź niewiernym, ale wiernym.
Nawet gdybyś tak postąpił, jak Piotr, który się zaparł Jezusa – to spojrzy na ciebie, tak jak spojrzał na niego. Aż zapłaczesz.
Nawet gdybyś prześladował Kościół jak Szaweł – to powali cię na ziemię, tak jak jego, i spyta: Czemu mnie prześladujesz?
* * *
Zobaczyła Zmartwychwstałego Faustyna. Prosta dziewczyna potrafiła iść do Boga swoją ścieżką. I spotkała na niej Słowo Boże, Jezusa Chrystusa. Prawie tak, jak Go widział Tomasz – z ranami na dłoniach, na nogach, z raną w boku.
I to w niej podziwiamy – że nie poszła autostradą. I nie pozwoliła ściągnąć się z własnej ścieżki ani przez dom rodzinny, ani przez religijność parafii, ani przez regułę zakonu, do którego wstąpiła. I ocaliła swój najbardziej intymny kontakt z Bogiem.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI