– „Miłować siebie samego” – to brzmi podejrzanie.
– Skąd takie stwierdzenie?
– No bo jak to inaczej rozumieć, skoro od razu kojarzy się nam to z narcyzmem, a przynajmniej z egoizmem, egotyzmem, samolubstwem, a nawet z samouwielbieniem. Nasuwają się nam na myśl takie wady, jak pycha, próżność, kompleks wyższości, zarozumiałość, przechwalanie się.
– Ale grożą nam też inne, odwrotne kompleksy, nie wiadomo czy nie bardziej niebezpieczne. Takie jak kompleks niższości, niedowartościowania, niewiara – a przynajmniej niedowierzanie – we własne siły, wyrzuty sumienia niewspółmierne do popełnionych wykroczeń, strach, bojaźń przed ludźmi, niepewność jutra, poczucie zmarnowanego życia. A to powoduje w nas frustrację, bezradność prowadzącą do rozpaczy.
– Czyli są dwie przepaście, które zieją po obu stronach miłości siebie. Ta jawi się nam jak spacer po ostrzu noża albo wędrówka po linie.
– Od czego trzeba zaczynać miłość siebie, żeby nie spaść w przepaść?
– Myślę, że od obiektywnej oceny „stanu naszego posiadania”. Bo to nam pomoże ucieszyć się talentami, którymi zostaliśmy obdarzeni. A równocześnie pomoże nam określić cele, do których możemy dążyć, poprzeczki które potrafimy przeskoczyć.
– Jeżeli do miłości potrzebny jest zachwyt, to z drugiej strony miłość legitymuje się czynieniem dobrze temu, kogo pokochaliśmy. I to jest podstawa miłości siebie: czynić sobie dobrze.
– Zgoda. Bo to stwierdzenie otwiera nas na bardzo szerokie obszary działania – tak fizyczne jak duchowe. Począwszy od tego, aby sobie nie szkodzić – ani przez palenie papierosów, ani nadużywanie alkoholu, ani narkotykami, ani fatalną dietą, ale odżywiać się racjonalnie, kontrolować stan swojego zdrowia, dbać o kondycję fizyczną, łącznie z uprawianiem sportu. Mądrze organizować swój dzień. Dbać o to, by każda praca była twórczością, a nie powtarzanym schematem. Stale się dokształcać. Czytać, szukać dobrych opracowań, szukać lepszych rozwiązań, nieustannie udoskonalać metody pracy. Rozmawiać na te tematy, uczestniczyć w kursach, konferencjach zajmujących się „moimi” tematami. Wzbogacać swoją wiedzę, korzystając ze środków medialnych, takich jak Internet. Nawiązywać kontakty z ludźmi mądrymi i prawymi. Żeby od nich zarażać się mądrością i szlachetnością na zasadzie również takiej: Jeżeli ich stać na takie życie, to i mnie powinno stać na takie piękne człowieczeństwo.
– Tylko byle się za bardzo nie rozpędzić! „Czynić sobie dobrze” musi oznaczać również: pilnować się, żeby nie stać się pracoholikiem. Umieć odpoczywać, choćby w sensie przerwy w pracy. Wykorzystywać weekendy na wypoczynek, choćby przez nadrobienie niedospanych nocy. „Czynić sobie dobrze” to oznacza również: świętować.
– Jak to należy rozumieć?
– Świętować w formie spaceru, wyjazdu za miasto, odwiedzin znajomych, pójściem na koncert, mecz, do kina, teatru. W niedzielę uczestniczyć we Mszy świętej. A poza tym, nie pomijać uczestnictwa w nabożeństwach typu majowe, czerwcowe, październikowe, droga krzyżowa w Wielkim Poście. A to wszystko w tym celu, aby się wzbogacić wewnętrznie, aby nie utracić sensu życia.
– I tak to w dwójkę wymieniliśmy garść darów, jakie powinniśmy sobie przekazywać, aby rozwijać swoją osobowość.
– Zaraz, zaraz. Nie tylko swoją osobowość wyłącznie dla siebie. Ale abyśmy mieli czym służyć społeczności, do której należymy – tak społeczności rodziny jak i społeczności, dla której pracujemy zawodowo. Tylko wtedy budujemy wiarę we własne siły i poczucie własnej godności, bez której człowiek przestaje być człowiekiem, bo jest spętany chociażby ustawicznym strachem przed kompromitacją, że otoczenie odkryje jego niekompetencję, niedojrzałość, niewiedzę, ograniczoność.
– To znaczy, że człowiek powinien być zawsze pewny swojego?
– Nie. Powinien być otwarty na dialog, nawet z nastawieniem na ustępstwa, jeżeli usłyszy argumenty przekonywające. Ale ma iść do ludzi jako partner.
– Trzeba kończyć. A warto jeszcze dodać, że to, czego nam zawsze bardzo potrzeba, to dobroci względem samych siebie. Cierpliwości i wybaczania sobie popełnionych błędów. Nie w sensie upierania się, że się nic nie stało albo że to nie ja zawiniłem. A więc nie okłamywanie się, ale cierpliwość i wyrozumiałość.
– Czyli trzeba mądrze siebie wychowywać.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI