A w niebie – jak to w niebie. Święty Mikołaj siedział wygodnie na fotelu, a aniołki odczytywały mu listy, które dzieci napisały do niego z prośbą o prezenty. No to aniołki czytały – że dzieci proszą o misie, o puchatki, o muminki, o lalki, o dinozaury, o komputery, o rowery, o narty. Święty Mikołaj słuchał tego z uśmiechem na ustach, z przymrużonymi oczami, kiwał głową, czasem mruczał coś do siebie. Aż naraz drgnął, podniósł rękę do góry i powiedział:
– Przeczytaj to jeszcze raz.
Aniołek wziął list z powrotem do ręki i czyta:
– „Kochany Święty Mikołaju, proszę cię o Boże Narodzenie. Marek”.
– I więcej nic? – święty Mikołaj spytał aniołka.
– Nic.
– Nie ma więcej nic napisane?
– Nie ma więcej nic napisane.
Wszystkie aniołki zbiegły się i pochyliły się nad listem, żeby wyczytać coś więcej z tej kartki, która przyszła do świętego Mikołaja, ale nic więcej nie mogły wyczytać, co było napisane, a było napisane tylko: „Kochany Święty Mikołaju, proszę Cię o Boże Narodzenie”.
– Co to ma znaczyć? – zwrócił się święty Mikołaj z pytaniem do aniołków. – Czy on chce szopkę? Czy drzewko? Jakiś prezent pod drzewko? Co Marek chce ode mnie?
– A może on chory? – któryś z aniołków zapytał.
– Może bardzo biedny? – jeszcze inny aniołek podrzucił pytanie.
Ale żadna odpowiedź świętemu Mikołajowi nie spodobała się. To było coś innego. Wreszcie zadecydował:
– Będę musiał zejść na ziemię i spytać się Marka, o co mu chodzi.
– A jak chcesz przyjść do Marka?
– We śnie.
* * *
I tak też święty Mikołaj zrobił.
Marek spał, święty Mikołaj przyszedł, usiadł obok niego na krześle i spytał go:
– Marku, poznajesz mnie?
Marek odpowiedział:
– Tak. Tyś jest święty Mikołaj. Do ciebie napisałem list.
– Właśnie, ja w sprawie tego listu. Co to znaczy: „Daj mi Boże Narodzenie”? Co ty rozumiesz pod tym zdaniem, o co ci chodzi? O drzewko? Mam tu w worku drzewko pod sam sufit. Mogę ci zostawić.
– Nie, nie o drzewko.
– O szopkę? Mam prześliczną szopkę.
– Nie o szopkę.
– A jaki prezent chciałbyś ode mnie otrzymać?
– Nie, to nie o to chodzi.
– A o co ci chodzi?
– O Boże Narodzenie.
– Ale jak? – święty Mikołaj aż się podniósł z krzesła.
– To jest dłuższe opowiadanie – Marek odpowiedział.
– No to opowiadaj. Mamy czas.
– No to ci opowiem. Wiesz, u nas w domu, gdy przyjdzie Wigilia, będziemy się łamali opłatkiem, potem śpiewamy kolędy przy ubranym drzewku i czekamy na Pasterkę. Potem idziemy o dwunastej na Pasterkę. Ja już chodzę na Pasterkę z rodzicami do kościoła. W kościele śpiewamy kolędy. A potem wracamy do domu. Wtedy już mi się bardzo chce spać. I kładę się do łóżka. I wtedy… I wtedy śni mi się – a może to naprawdę jest tak? – że jestem w stajence Jezusowej. Razem z pastuszkami. Że jestem jednym z pasterzy. I patrzę się na Jezuska leżącego w żłobie. I tak chciałbym Go dotknąć. I to spostrzega Matka Najświętsza. I wyjmuje Dzieciątko z żłobu i daje mi na ręce. Ja biorę Jezuska w swoje ramiona i tulę Go do siebie. Czuję, jak serce Mu bije, czuję ciepło Jego ciała. I jestem najszczęśliwszy na świecie – tu Marek przerwał.
– To już?
– Tak, to już.
– A dlaczego mówisz, żebym ja ci dał Boże Narodzenie?
– Bo czasem przychodzi do mnie ten sen – ta jawa. A czasem wracam z kościoła i zasypiam, i śpię. I nic mi się nie dzieje. Nic nie widzę, nic nie czuję. Nie jestem pastuszkiem, nie widzę Jezusa, nie tulę do siebie – tu Marek znowu przerwał.
– I co dalej? – Święty go spytał.
– I chcę cię prosić, żeby tak się nie stało w tę noc Bożego Narodzenia.
Święty zamilkł. Po chwili zapytał Marka:
– A wiesz dlaczego jest raz tak, raz tak?
– Tak, wiem.
– No toś jest bardzo mądry.
Na to Marek odpowiedział:
– Ale ja cię chcę prosić, święty Mikołaju, żebyś mi pomógł.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI