2 stycznia 2005
II NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM
„Narodzeni z Boga”
Skąd ten wybuch radości? Skąd ten wulkan szczęścia? W ten wieczór wigilijny, w tę noc Pasterki, w te święta, które co dopiero za nami. Że byliśmy jak pasterze, którzy przyszli do żłóbka Jezusa. Jak Trzej Królowie idący za Gwiazdą. A nawet coś więcej niż „jak” – byliśmy razem z nimi na spotkaniu z Nowonarodzonym, czuliśmy się jakby wyniesieni ponad poziom tej ziemi, jakby w samym niebie.
Na tym polega tajemnica rocznicowego świętowania: w nas się uobecnia tamto wydarzenie. I nas przemienia. Przemienia naszą optykę jak i sposób odnoszenia się do innych ludzi – również do siebie samych. W takim stopniu, że patrzyliśmy na ludzi jak na braci i siostry – bez strachu, że nas ktoś skrzywdzi, upokorzy, odezwie się ironicznie, wykpi, wyszydzi. Była tylko radość, serdeczność, uśmiech i uścisk dłoni. A przez łamany opłatek poczuliśmy prawie namacalnie Boga – w sobie i w naszych bliźnich. Staliśmy się autentycznie synami Bożymi. Nie dopiero wtedy, kiedy znaleźliśmy się w kościele, ale już w naszym domu, przy stole wigilijnym.
I obyśmy tego nie utracili, nie zmarnowali, nie roztrwonili. Obyśmy zachowali to, że możesz popatrzeć prosto w oczy człowieka, że możesz mu zaufać. Że możesz sobie zaufać, sobie zawierzyć. Dorastać do godności syna Bożego. Bo mogłeś się stać słowem Bożym – to poczułeś w te święta i obyś takim pozostał jak najdłużej.
* * *
Nie widzę naszej rzeczywistości w różowych okularach. Patrzę z całą ostrością na chropowatość naszych czasów. Boję się żeby nas nie zjadł świat. Żebyśmy się nie dali pochłonąć przez zło. Żebyśmy uwierzyli, że ono nie jest wszechmocne i wszechogarniające każdego z nas.
I dlatego na początku nowego roku proszę, świętujmy nasze uroczystości. Żeby się wzmocnić, ugruntować, uwierzyć jeszcze głębiej, że jest sens być prawdziwym człowiekiem.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI