Wielki Post to czas stosowny, aby zabrać się do naszych wykroczeń przeciwko miłości, czyli przeciwko Dziesięciu Przykazaniom Bożym.
Jeżeli istotą Dekalogu jest przykazanie miłości, istotą grzechu jest brak miłości. A ten brak miłości ujawnia się wyrządzaniem krzywdy sobie, drugiemu człowiekowi, światu. A to jest niczym innym, jak drogą na skróty do szczęścia wymyślonego przez nasz egoizm. To więc nieuporządkowana miłość samego siebie.
W poszukiwaniu grzechów możemy iść przykazaniami i zapytywać siebie samych, czy wykroczyliśmy przeciwko któremu z nich. Ale można wybrać inną drogę i zapytać się, co jest powodem, że dopuściliśmy się tej krzywdy czy tych krzywd. Czy nie ma w nas jakiegoś źródła zła, z którego biorą początek nasze grzechy.
I tutaj napotykamy na siedem takich źródeł:
pycha,
chciwość,
nieczystość,
zazdrość,
nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu,
gniew,
lenistwo.
To, do czego doszła teologia moralna – nazwała grzechami głównymi. Niektórzy wolą mówić o wadach głównych, o złych skłonnościach czy też o nałogach. Żeby nie mylić grzechów głównych z grzechami ciężkimi – bo to jest zupełnie co innego.
* * *
Można by zapytać, dlaczego siedem wad głównych nazywają się głównymi?
Dlatego, że pączkują rozmaitymi grzechami na przestrzeni wszystkich Dziesięciu Przykazań. Są wciąż obecne. Nie do uchwycenia przez jedno przykazanie, ale obecne wszędzie, po kolei we wszystkich. Tak jak są obecne w naszej osobowości.
Nie. Nie wszystkie siedem. Nie wszystkie naraz. Dla jednego tą dominującą wadą jest pycha, dla drugiego chciwość, dla innego alkoholizm, dla jeszcze innego bylejakość płynąca z lenistwa. Czasem pysze towarzyszy chciwość, lenistwu – pijaństwo. I niszczą nas. A to zniszczenie oznacza niezdolność do miłości. Pycha czy chciwość, alkohol czy nieczystość tak człowieka potrafią opętać, że on o niczym innym nie myśli, nie tęskni, nie pożąda, tylko za tym jednym.
I trzeba odkryć, co jest naszą wadą główną. Co nas najbardziej niszczy. Póki czas, póki jest przez nas do odkrycia. Bo potem tak się do niej przyzwyczaimy, że przestaniemy ją dostrzegać, stanie się naszą drugą naturą. I potrzeba będzie wielkiego wstrząsu albo nawet katastrofy, żeby nam oczy się otworzyły. Albo prawdziwego przyjaciela, który by powiedział nam prawdę.
Choć to może zawieść: nie uwierzymy mu. Obrazimy się na niego, że nam zarzucił takie wady, od których dzielą nas przepaście. Jak śmiał nam coś podobnego powiedzieć.
* * *
Krok dalej, a wtedy okazuje się, że jesteśmy w chorobach psychicznych, dewiacjach. Jeżeli wady główne nie są jeszcze chorobami psychicznymi wprost, to jednak są związane, idą ku temu. Stan zaawansowany oznacza odejście od normalności, odejście od człowieczeństwa. Tak zarozumiałość jak pazerność, erotomania, jak zazdrość, obżarstwo jak pijaństwo, wściekłość, jak lenistwo. To są zaburzenia już psychiczne. Odejścia od normy, kompleksy, zahamowania, psychozy, aberacje. To jest już konieczność leczenia. To jest droga do psychologa, do psychiatry, który może pomóc ratować się człowiekowi.
Ale zanim będzie konieczny psychiatra względnie psycholog, może instynkt samozachowawczy wezwie nas do samoobrony – do ratowania siebie samego. Bo jeszcze możemy lawinę wstrzymać, jeszcze możemy katastrofie zapobiec.
Tym ratunkiem jest nawrócenie, metanoia, którą można by nazwać zmianą usposobienia – zawrócenie z fałszywej drogi i powrót na drogę miłości. Na ten akt składa się zawstydzenie albo inaczej mówiąc żal, że odeszliśmy z właściwej drogi. I postanowienie, że z niej nie zrezygnujemy.
Takim dobrym miejscem na te odkrycia są czasem rekolekcje.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI