Pycha to cecha charakteru trudna do zdefiniowania. Na pychę składa się cały szereg czynników, takich jak kompleks wyższości, wygórowana ambicja, próżność, egoizm, egotyzm. Można ją bliżej określić, mówiąc: jest to widzenie siebie w krzywym zwierciadle, wywyższającym nas ponad innych ludzi. Równocześnie należy powiedzieć: to jest widzenie wyłącznie siebie. Ważna jest tylko nasza osoba, a innymi ludźmi posługujemy się jak przedmiotami. Dbamy tylko o siebie, nie interesując się ani nie przejmując się innymi.
Tak więc pycha łączy się w sposób konstytutywny z pogardą. Gardzimy drugim człowiekiem. Nie jest nas godny. Jest głupi, zły, prymitywny, nieinteligentny.
Z takiej postawy płynie ogólne lekceważenie, brak szacunku w stosunku do wszystkich ludzi. To odczuwa otoczenie. Stajemy się dla niektórych nieznośni, dla innych śmieszni. Jeszcze innych takie stanowisko obraża. Odchodzą od nas ludzie nawet ci najbardziej tolerancyjni i wyrozumiali. Bo czują, że nas rozsadza pycha i chcemy górować nad innymi za wszelką cenę.
A my żyjemy w świecie nierealnym – w świecie wywyższonym ponad wszystkich ludzi. To jest życie w fałszu, w zakłamaniu – w iluzji, z której trudno jest obudzić się. Każde – choćby najdrobniejsze – wyróżnienie, pochwała, odznaczenie potwierdza i umacnia naszą pychę: przekonanie o własnej wielkości. Ale gdy te wyróżnienia nie pojawią się, to i tak nie powoduje przyprowadzenia nas do porządku. Tylko rośnie gorycz, że naszej wielkości nie potwierdza świat, a nawet otoczenie najbliższe. Rośnie pretensja do społeczeństwa, które nas nie dostrzega, nie uznaje, nie wyróżnia, nie nagradza.
* * *
Szczególną okazją pojawienia się czy wzrostu pychy jest pójście w górę po drabinie społecznej. Awans jakikolwiek, choćby na stanowisko kierownika, nie mówiąc nawet o dyrektorze czy prezesie. Albo uzyskanie tytułu doktora, docenta czy profesora. Honores mutant mores – jak Rzymianie mówili – godności zmieniają obyczaje. Bywa, że „odbije nam”, „uderzy nam woda sodowa do głowy”. Tak dalece, że stajemy się innymi ludźmi. Dawni przyjaciele nas nie poznają, tak bardzo się zmieniamy. Inny sposób bycia. Inaczej rozmawiamy. Inaczej się do nich odnosimy. Roznosi nas władza. Inaczej traktujemy ludzi. I czekamy na ukłony. Na słowa uwielbienia. Żeby nas chwalili. A niech nas ktoś spróbuje skrytykować. To mu tego nigdy nie zapomnimy.
* * *
Innym szczególnym miejscem, gdzie się objawia pycha, są rozmaite organizacje, stowarzyszenia, związki, które wchodzą w skład społeczeństwa. Utworzone zostały dla określonych zadań, celów. Niektóre są pradawne, inne powstałe co dopiero. Przynależenie do wielu z nich oznacza jakąś nobilitację, z racji funkcji, jaką wykonują dla dobra ogółu. Ale powstaje niebezpieczeństwo, że ze względu na szacunek, jakim się cieszy konkretna społeczność, będą się zgłaszać typowi figuranci: ludzie, którym imponuje sam tytuł, a nie praca, która jest z nim związana.
Dotyczy to każdej społeczności. Również takich, jak arystokracja, masoneria, „Bractwo Kurkowe”, „Opus Dei”, Buisnes Club, „Kawalerowie Maltańscy”, Pen Club. Ludzie, którzy przynależą do tych społeczności, poświęcają swój czas i energię, aby realizować ich szczytne idee. Ale są i tacy, którzy przynależą tylko dlatego, by obnosić się z tym faktem.
Rzecz godna uwagi: ten podział nie jest sztywny. Przejście z jednej pozycji na drugą jest płynne – bez wyjątku. Istnieje tu punkt, który przekroczyć jest łatwo. Praktycznie biorąc, grozi to każdemu. Bo on jest szlachcic, hrabia, hrabina, baron, książę. Bo on jest adwokat, pielęgniarka, ksiądz, komputerowiec, biznesmen, policjant, menadżer! Bo on jest artysta! I teraz wszystko zależy od tego, co on z tymi tytułami zrobi. Czy go uskrzydlą, czy też zniszczą. Popchną go ku nowej twórczości czy ograniczą do chwalenia się nimi.
Bo i takie jest oblicze pychy. Niszczy naszą osobowość, robi z nas karykaturę człowieka, a nawet wpycha nas w obsesje, urojenia, kompleksy, w choroby psychiczne i nerwice.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI