17 kwietnia 2005
IV NIEDZIELA WIELKANOCNA
„Brama”
Tak zapatrzyłem się w Twoją trumnę, zamyślałem się w wspomnieniach, aż zbudziły mnie skandowania: „Santo, subito santo”. Zdałem sobie sprawę, że te domagania, aby Cię oficjalny Kościół ogłosił jak najprędzej, a nawet natychmiast, podnoszą się od dawna, prawie od początku obrzędu pogrzebowego. Rozglądnąłem się do tyłu i dopiero teraz spostrzegłem, że wśród rozmaitych flag, transparentów, dominują te z napisem: SANTO SUBITO.
Kto to woła, kto rozwiesza transparenty z takim żądaniem? I zdumiałem się – to młodzież. Zdumiałem się po raz drugi, gdy przy tej okazji zobaczyłem tłum wypełniający plac i uliczki zapełnione zwartą ciżbą ludzką – że to przyszła młodzież. Przede wszystkim młodzież.
Czy oni rozumieją to słowo „święty”? – zadałem sobie pytanie. Przecież to słowo nie istnieje w ich języku, wyszło z obiegu, a jeżeli, to było przez nich traktowane jako obraźliwe. Czy to nie jest cud, który Bóg dokonał za Twoim pośrednictwem.
Przypominam sobie Twoją ostatnią pielgrzymkę do USA. Ty zaplanowałeś między innymi spotkanie z młodzieżą na stadionie sportowym. Organizatorzy amerykańscy skreślili ten punkt programu, ponieważ socjologowie oświadczyli, że doszłoby do kompromitacji. Twierdzili, że żadna młodzież nie przyjdzie na stadion, aby się spotkać z człowiekiem starym, a w dodatku z duchownym katolickim. Ale Tyś został przy swoim. I miałeś rację. Stadion pękał w szwach. Młodzież szalała. Nie chciała Cię puścić.
Jeżeli oni zrozumieli Ciebie – tego człowieka mającego osiemdziesiąt lat – to znaczy, że zrozumiał Cię cały świat.
Zrozumieli Cię. Świadczą o tym fragmenty, strzępy Twoich przemówień pisane na transparentach, na placach, na plakatach, recytowane. Już się trochę nauczyli Twojego myślenia, rozumowania. Już Twoje ideały stają się ich ideałami. Oczywiście, nie od razu. Ale stopniowo będzie to przesiąkało przez skórę i docierało do serc, do umysłów.
I nie jest tak, że od dziś świat się zmieni. On się zmienia, on jest w trakcie zmieniania. To tak jak Cracovia z Wisłą przyrzekła sobie, że nie będą się bić. Nie, może znowu będzie wpadka, ale z czasem wyjdą na prostą.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI