STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / Dziennik Polski


19 sierpnia 2005

ARTYSTA


     Fontanna di Trevi. Oblężona przez turystów. Jedno z miejsc kultowych Rzymu. Woda w fontannach szumi. Barokowe postacie z białego marmuru w upozorowanym ustawicznym ruchu. Błyskają flesze. Siedzę z moimi gośćmi w barze, popijając kawę, rozmawiamy.
     – Jak widać, Japończyków wciąż najwięcej wśród turystów.
     – Ano, odpoczywają po ciężkiej pracy. I świętują.
     – Skąd to słowo?
– „Odpoczywać” to bliskie słowu „leniuchować”, czyli wyspać się, dobrze zjeść, a „świętować” to coś innego. To uruchomić w sobie, pogłębić podstawowe wartości człowiecze, takie jak piękno, wolność, godność, odpowiedzialność, mądrość.
     – Co ksiądz rozumie pod słowem „świętowanie”?
     – Świętowanie to sztuka i sport, i zwiedzanie, i turystyka, i zabawy, i religijne uroczystości i obrzędy.
     – Jeżeli chodzi o sztukę, to Rzym jest miejscem idealnym. Dzieł sztuki tu pod dostatkiem. Choćby ta Fontanna di Trevi.
     – Kiedyś w rozmowie na ten temat z Karolem powiedziałem: „Przyjechałem do Rzymu nie po to, by zwiedzać zabytki, ale żeby studiować teologię i napisać pracę doktorską”. I to moje oświadczenie spotkało się z krytyką Karola. Powiedział, że nie mam racji, bo pobyt w Rzymie ma za cel oprócz pracy również zwiedzanie. I muszę przyznać, Karol umiał odbierać dzieła sztuki.
     – Świadczy o tym choćby jego utwór „Tryptyk Rzymski”, wyrażający podziw dla kaplicy Sykstyńskiej wymalowanej przez Michała Anioła.
     – Ale on nie ograniczał się do kontemplacji obrazów. Pamiętam, gdy zobaczyłem film „Prymas”, w reżyserii pani Kotlarczyk, o kardynale Wyszyńskim, zadzwoniłem do Watykanu i powiedziałem księdzu biskupowi Stanisławowi Dziwiszowi, że Papież powinien zobaczyć ten film. I wytłumaczyłem, dlaczego tak sądzę. Usłyszałem odpowiedź: „Przyjeżdżajcie”. No i przyjechaliśmy. Około 15 osób, z Andrzejem Sewerynem, z Kwiatkowskim – prezesem TVP, z dyrektorką drugiego programu TVP Niną Terentiew, z producentem Marianem Terleckim. Po pokazie, gdy zapalono światło, Karol nadal siedział w fotelu. W pierwszej chwili myślałem, że zasnął. Podszedłem, nie spał. Spytałem: „Podobał się film?”. Odpowiedział: „Zrobił duże wrażenie”.
     Na drugi dzień byliśmy zaproszeni na Mszę świętą papieską w kaplicy prywatnej. W czasie Mszy świętej czytał Lekcję przepięknie Andrzej Seweryn. Z kolei Karol przyjął nas w bibliotece na audiencji prywatnej, w czasie której każdy z uczestników miał okazję z nim porozmawiać.
     – Zauważyłem, że w czasie prawie każdej pielgrzymki nasz Papież spotykał się z ludźmi kultury, w tym również z artystami. Pokrewieństwo duchowe?
     – Można to tak nazwać. Artyści nie tylko głębiej przeżywają człowieczeństwo, naszą wolność i opętanie, mądrość i głupotę, sprawiedliwość i krzywdę, dobro i zło, Boga i szatana. Ale artyści chcą i potrafią dzielić się z ludźmi swoimi przeżyciami – rozterkami i zachwytami, przestrachem, ufnością, miłością, nienawiścią, fanatyzmem, tolerancją. Są z jednej strony prorokami, ale z drugiej są wyrazicielami tego, co w każdym człowieku drzemie, choć nienazwane, choć nieuświadomione.
     – I w tym sensie można powiedzieć: każdy człowiek jest artystą?
     – Nie tylko jest w stanie odebrać dzieło sztuki, ale i „ma zapotrzebowanie” na dzieła sztuki. Ludzie wszyscy chcą być otoczeni pięknem, żyć pięknie. W liście do artystów z 4 kwietnia 1999 roku Papież napisał: „Świat potrzebuje piękna, aby nie pogrążyć się w rozpaczy”.
     – Tylko żebyśmy nie pogubili się – zastrzega się dziennikarz. – Trzeba odróżnić twórców od odbiorców. Czym innym jest pisanie wierszy, prozy literackiej, dramatów teatralnych, scenariuszy, malowanie, rzeźbienie, komponowanie, a czym innym recytacja napisanych wierszy, odgrywanie skomponowanych utworów muzycznych, patrzenie się na namalowane obrazy czy na rzeźby, na utwory sceniczne odgrywane w teatrze, na filmy pokazywane na ekranach kin czy w telewizorach.
     – I tak, i nie – odpowiadam. – I tak, bo co innego jest tworzyć, a co innego odbierać. Ale z drugiej strony, istotna różnica leży pomiędzy biernym przyglądaniem się i przysłuchiwaniem się, a braniem udziału, uczestniczeniem.
     – Na czym to polega? Co jest istotą odbioru prawdziwego?
     – Na utożsamianiu się z dziełem sztuki. W ten sposób jednoczymy się z samym twórcą, z przeżyciami, z których wyrósł ten utwór. 
     – Dla przykładu? – zapytuje mnie mój rozmówca.
     – Teatr. Przychodzimy. Zajmujemy miejsce. Zaczyna się spektakl. Oglądamy ten dramat, który się rozwija przed naszymi oczami. Ale to wszystko nie jest najważniejsze. Najważniejsi jesteśmy my sami, którzy utożsamiamy się z bohaterami dramatu, który się dzieje na scenie. To nasz dramat, to nasze losy, to nasze błędy, nasza małość albo nasza wielkość. Nasza głupota albo nasza mądrość. Nasza odwaga albo nasze tchórzostwo. Nasza szlachetność albo nasza podłość.
     Podobnie gdy chodzi o beletrystykę. To znowu losy postaci czytanej powieści to nasze losy. Trochę inaczej rzecz się ma, gdy chodzi o poezję. Wzruszenia poety, jego zachwyt, przerażenie, jego odkrycia stają się naszym odkryciem. Można więc mówić o jeszcze większym zespoleniu się odbiorcy z twórcą.
     Oczywiście nie można przesadzić. Nie można wciąż odbierać. Trzeba mieć czas na to, by tworzyć życiem codziennym. A czasem utworami artystycznymi. I tak potrafił żyć Jan Paweł II.


KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI