13 listopada 2005
XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA
„Oto drugie pięć”
Nie wiemy, ile otrzymaliśmy talentów. Pięć, dwa czy jeden. Tak chcielibyśmy, żeby nam ktoś to powiedział. Żebyśmy wiedzieli, ile musimy od siebie wymagać. Czy już wystarcza to, co zrobiliśmy dotychczas? Czy jeszcze dalej musimy główkować.
Najbardziej dokucza nam to, że nie wiemy, ile otrzymaliśmy talentów. Czy możemy się zadowolić tymi sukcesami, osiągnięciami, które dotąd zrealizowaliśmy. I ze spokojnym sumieniem możemy je powtarzać – jak nagraną płytę, jak stary dowcip. Czy też mamy dalej wymagać od siebie, wysilać się, szukać nowych dróg, rozwiązań, pomysłów, nie spać po nocach, tkwić pochylony nad swoim zadaniem, obowiązkiem, powinnością, zawodem?
* * *
Na tym polega tajemnica tej przypowieści – że nie wiemy. Że musimy się zachowywać tak, jak byśmy otrzymali pięć talentów. Być od siebie wymagający tak, jakbyśmy byli obdarowani nad miarę, jakby wymagano od nas wyników nas przerastających.
Właściwie to jest jedynie możliwe stanowisko człowiecze. Niezadowolenie ze siebie. Niezadowolenie z dzieła, któreśmy dokonali. Stwierdzenie, że to nie jest ostatnie słowo, które potrafiliśmy powiedzieć. Że stać nas na więcej. Byle tylko lepiej pracować, lepiej organizować swój dzień, swoje lektury, swoje kontakty z ludźmi.
I nie ustawać w tym do końca. Nawet gdy osiągnęliśmy znaczące stanowisko, dobre wyniki, pochwały, odznaczenia, wyróżnienia, które zdają się potwierdzać to, że wystarczy, że już dość, że możemy spocząć na laurach. A tymczasem ma być zupełnie przeciwnie – one powinny nas dopingować, siać niepokój, że stać nas na więcej, na lepiej, na odważniej.
Nawet gdy już emerytura. I czas na zasłużony odpoczynek. Nawet wtedy nie wolno kapitulować. Bo wtedy jest więcej wolnego czasu i jest okazja, by się zająć tym, co odkładaliśmy na ten okres życia.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI