2 kwietnia 2006
V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
„Zobaczyć Jezusa”
Zanim się z nim poznałem, zauważyłem go w kościele Świętego Stanisława Kostki u nas na Dębnikach. Przychodził na Mszę świętą o godzinie szóstej rano. To był rok 1940, okupacja. Kościół był nowy, niewykończony. Klęczał na betonie. Z głową pochyloną.
Był człowiekiem modlitwy
Byłem z nim w górach – bodaj na Prehybie – w roku chyba 1951. Już jako księża. Nie rozmawialiśmy dużo. On nagle zboczył z ścieżki w trawy, uklęknął. I tak długa chwilę w trawie klęczał.
Był człowiekiem modlitwy
Gdy został biskupem ordynariuszem, przed Mszą świętą szedł do kościoła Franciszkanów na vis-a-vis rezydencji biskupów krakowskich na modlitwę brewiarzową. Potem wracał, odprawiał Mszę świętą, jadł śniadanie i szedł do kaplicy na parę godzin. Poprosił stolarza, żeby mu zrobili klęcznik taki, żeby miał pulpit po prawej stronie, tak że można było położyć książkę i pisać. Do 11 godziny był w kaplicy. Samotnie. Modlił się, myślał, pisał.
W czasie soboru w weekendy jechaliśmy nad morze, aby popływać. Plaża była pusta, to był przeważnie wrzesień i październik, Włosi uważają, że już za zimno na kąpiel. Gdyśmy skończyli, Karol owijał się kocem, skulony, z głową, i tak trwał. Alojz i ja milkliśmy.
Gdy był w Watykanie, pamiętam, kiedyś przyjechałem z Krakowa późno. Jak zwyczajnie zameldowałem się u księdza prałata Staszka Dziwisza. To było po południu. W windzie powiedział do mnie: „Ale dzisiaj nie zobaczysz się z Ojcem świętym, tylko posiedzimy razem u mnie. Bo Ojciec święty jest po długiej wyczerpującej rozmowie z arcybiskupem Lefebrvem. Ale – mówi – chce się z tobą przywitać. Nie rozmawiaj ani słowa”. Wszedłem, był już półmrok, w kaplicy nie było świateł. Na klęczniku klęczał Ojciec święty przed Najświętszym Sakramentem.
Codziennie odprawiał Drogę Krzyżową. Codziennie modlił się na różańcu.
Jego twarz na Mszach świętych, które były odprawiane w Watykanie, czy na pielgrzymkach. Gdy było śpiewane Kyrie, Gloria, Credo, to on miał przeważnie oczy zamknięte, przymknięte.
Tak mi się wtedy przypominało zawsze to, czego nas uczył Jan Tyranowski – wtedy, kiedy ani Karol nie myślał, że będzie księdzem, ani ja nie myślałem, że będę księdzem. A uczył nas na spotkaniach cotygodniowych – modlitwy kontemplatywnej. Oczywiście to były spotkania w cztery oczy, ja nie wiem, co mówił Karolowi, ale wiem, co mnie mówił, czego mnie uczył, no i jestem pewien, że uczył również tego Karola.
Bóg jest Ciszą. Bóg jest Pokojem. Na to żeby się zjednoczyć z Bogiem, trzeba żeby zapanowała cisza w nas.
KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI