21 lutego 2008
Kazanie wygłoszone na Mszy świętej w dniu pogrzebu
Pana Redaktora Andrzeja Lenczowskiego
To Twoje święto, Panie Andrzeju. Odprowadzamy ciało Twoje do grobu. Zeszli się wszyscy, którzy zejść się powinni – Twoja Rodzina, Redakcja, Pracownicy Wydawnictwa, Przyjaciele, Znajomi. Ci, którzy nie przyszli, to dlatego, że mają daleko, że są niedysponowani. Ale kto mógł, to przyszedł na Twoje święto złożenia ciała Twojego do grobu.
A Ty jesteś obecny duchem z nami. I godzi się, żeby powiedzieć słowa prawdy o Tobie i do Ciebie.
Ale czy potrafimy powiedzieć słowa prawdy o człowieku? Trzeba próbować. No to mówmy.
Byłeś człowiekiem wielkiego formatu. Powołany do masmediów, na redaktora Dziennika Polskiego, wywiązywałeś się ze swojego obowiązku maksymalnie.
Starałeś się, żeby to był dziennik i żeby był polski. Starałeś się, żeby to był dziennik – dla ludzi ulicy, bez populizmu, a zarazem głęboki jak się tylko da, ale bez naukowości. Stąd Twoje staranie, żeby wybrać artykuły, nadać im tytuły, rozmieścić na stronie, dobrać zdjęcia czy rysunki. Czytać, czytać, bez końca czytać. Nanosić poprawki – stylistyczne, rzeczowe. Być odpowiedzialnym za każdy numer, za każdy artykuł, za każde zdanie, za każdą linijkę.
I to robiłeś z pasją, z umiłowaniem, z zawodowstwem. Byłeś prawdziwym profesjonalistą. Nie sam, ale towarzyszyła Ci Redakcja. Ludzie, którzy – tak jak Ty – poświęcili życie swoje mówieniu prawdy. Swojej prawdy, polskiej prawdy, ludzkiej prawdy – ale prawdy.
Miałeś nie tylko ogromny talent, nie tylko kulturę osobistą, ale i serdeczność, ciepło. Ujmowałeś sobie ludzi. Szanowali Cię – bo Tyś ich szanował. Kochali Cię – bo Tyś kochał ludzi.
Powołał Cię Bóg do nieba w momencie, kiedy jeszcze mogłeś napisać, zredagować, przygotować, opracować – ostatnio jako dyrektor Wydawnictwa – dużo dobra. Porwał Cię Bóg do nieba – dlaczego teraz? Dowiemy się po tamtej stronie.
Będzie Cię brak. Już Cię brak. Już Cię było brak, gdyś chorował. Będzie Cię brak. Żonie, Córce, Rodzinie, Przyjaciołom, Pracownikom, ludziom którzy czytali Twoją gazetę, Twoje książki. Będzie Cię brak.
Spotkamy się znowu. Bo przecież stoimy przy Twojej trumnie nie jako nieśmiertelni. Tą drogą pójdziemy my także.
Chcemy ponieść Twoją prawdę, Twoją kulturę, Twój format, Twoją mądrość, życzliwość, ciepło. I w ten sposób również jesteś nieśmiertelny. Bo my – trochę z Ciebie.
I Bogu za to dziękujemy, że nasza droga osobista w jakiś sposób, w jakiejś mierze zaplotła się z Twoją drogą. I jesteśmy Bogu wdzięczni, żeśmy spotkali Cię i że pozostaniesz z nami i w ten sposób na zawsze.