1.
MAŁŻONKOWIE WIĘCEJ SIĘ MODLĄ
1.
MAŁŻONKOWIE WIĘCEJ SIĘ MODLĄ
Zaiste, miłość jest świętym pożarem,
Iskrą, zatloną w ogniach nieśmiertelnych,
Aniołów dobrem, Wszechmocnego darem,
Balsamem rajskim dla serc skazitelnych!
Z. Krasiński: Zaiste, miłość…
Gdy przychodzi dziewczyna i chłopiec z zamiarem zawarcia ślubu, to gdy się dopytam dokładnie: „Czy ty go kochasz?” „Czy ty ją kochasz?”- bo to pytania najważniejsze – gdy poruszymy wszystkie inne tematy, które powinno się poruszyć w takiej sytuacji, gdy omówimy wszystkie inne warunki potrzebne, aby małżeństwo było ważnie zawarte, to na samym końcu końców pytam: „Czy jesteście praktykujący?”
Zdaję sobie sprawę z tego, że narzeczeni to ludzie, którzy w sposób szczególny zostali nawiedzeni przez Boga, Ale dlatego o to pytam, bo miłość jest darem, o który trzeba dbać, żeby go nie roztrwonić, nie zaprzepaścić.
Bo jeżeli ten skarb ma rosnąć, to trzeba się zabezpieczyć. A każda praktyka religijna, zwłaszcza Msza święta niedzielna, jest okazją do tego, aby zatrzymać się, przystanąć nad strumieniem naszego życia, spojrzeć wstecz – na czas, który minął, skontrolować się, sprawdzić, czy wszystko było w porządku. To jedna z niewielu chwil, okazji w naszym życiu, aby zobaczyć swoje postępowanie w prawdzie. A wśród spraw ważne miejsce – jeżeli nawet nie najważniejsze – zajmuje dom. A pod tym słowem kryje się: małżeństwo. Przede wszystkim kontakt żony z mężem, męża z żoną.
A więc pytam, czy jesteście praktykujący, ze zwyczajnej troski o waszą przyszłość. Bo nie wiem, co spotkacie za płotem, za pierwszym zakrętem, za drugim zakrętem. Bo nie mam pojęcia, co wam się zdarzy po drodze, jaka burza rozpęta się nad waszymi głowami, jakie pioruny zaczną bić, jaka wichura rozszaleje, jakie mrozy ścisną wasze rzeki, jakie śniegi zasypią wam drogi, jakie roztopy rozmiękczą wasze ścieżki, jakie wasze strumyki zamienią się w rwące rzeki. Bo wiem, jak trudno iść w zawiei śnieżnej czy w błocie po kolana.
Wasza religijność daje gwarancję, że nie pogubicie się, nie zaplątacie się w labiryntach dróg, nie pozwolicie się uwieść obietnicom taniego szczęścia, nie uwikłacie się w na pozór niewinne flirty, nie ugrzęźniecie w zazdrościach, nie pochłonie was pożar zemsty, nie skamieniejecie w uporze, stawianiu na swoim, nie zatracicie się w wyrównywaniu rachunków.
Powiem więcej, małżeństwo w naturalny sposób powinno intensyfikować życie religijne. Małżonkowie podświadomie wyczuwają, że tu jest dla nich źródło żywej wody. I tak często zdarza się, że ludzie dotąd tylko tradycyjnie praktykujący naraz odkrywają w obrzędach religijnych wartości, których dotąd nie dostrzegali albo w ogóle nie uwzględniali.
Bo człowiekowi religijnemu łatwiej jest popatrzeć krytycznie na siebie. Łatwiej jest przyznać się do winy, uderzyć się w piersi. Łatwiej jest być cierpliwym, podać rękę jak i pocieszyć. Łatwiej być kochającym mimo to, co zaszło, choć padło jedno słowo za dużo, zarzut niesprawiedliwy, oskarżenie niezasłużone. Łatwiej wytrzymać uderzenie czy nawet trzęsienie ziemi. Łatwiej powiedzieć „przepraszam”, uśmiechnąć się gdy nawet zaboli, być wyrozumiałym dla potknięć naszej ukochanej osoby, być wielkodusznym w drobnych przykrościach zawinionych czy niezawinionych, które pojawiają się jak piasek w trybach. Takiego spojrzenia, takiego postępowania uczy się człowiek codziennie na modlitwie. Tego uczą go rekolekcje, sakrament pokuty, każda Msza święta.
I tu się pokazuje, jak całe życie religijne nie funkcjonuje samo dla siebie, nie zamyka się w jakimś hermetycznym świętowaniu, ale kształtuje naszą osobowość, pomaga żyć w codzienności – również tej małżeńskiej.