2.
NARZECZONY Z ROZBITEJ RODZINY
2.
NARZECZONY Z ROZBITEJ RODZINY
A pamiętasz ten wiersz,
że „przez wieczność, przez wieczność
świecić będą obrączki na ręku”?
K.I. Gałczyński: Ślubne obrączki
Ni z tego ni z owego spokojna kawa – jak to było przewidywane w założeniu – przekształciła się w poważną dyskusję:
– Jeżeli to miałaby być rodzina rozbita – zaczął mówić gospodarz domu – bo żona odeszła albo mąż odszedł i znaleźli się w drugim małżeństwie, a może nawet w trzecim małżeństwie, to wiedz – skierował te słowa wprost do syna – że twoja ewentualna żona, która z takiego domu by się wywodziła, też odejdzie. Podobnie sprawa się ma, gdy chodzi o twojego męża – tu zwrócił się do swojej córki. Jeżeli będzie pochodził z rodziny rozbitej, to wcześniej czy później odejdzie. To sobie należy uświadomić.
Matka usiłowała stonować tę wypowiedź i z wrodzoną delikatnością zaprzeczyła:
– Kochany, to jest za ostro przez ciebie sformułowane.
– Nie żadne ostre sformułowanie – pan domu zaprzeczył. – To jest tylko ostrzeżenie dla każdego młodego człowieka, który chce wejść w małżeństwo z osobą z rozbitej rodziny. Musi sobie zdawać z tego sprawę, że jego żona powtórzy ten model, na który patrzyła w dzieciństwie. Podobnie rzecz się ma w wypadku chłopca.
– Na jakiej podstawie możesz powiedzieć, że to się musi powtórzyć? – zaoponowała pani domu.
– Na jakiej podstawie, pytasz. To nie sprawa genów, to sprawa środowiska. Dziecko podświadomie nasiąka atmosferą domu. Nabiera odruchów, sposobów myślenia, wyrażania się, postępowania.
– Nawet gdy się buntuje przeciwko temu, co się wokół niego dzieje?
– Tak. Nawet gdy protestuje, zasłania sobie oczy i uszy, wybucha płaczem. A gdy dorośnie, wejdzie w małżeństwo, powtórzy model rodziców.
– Zawsze?! – pani domu zaprotestowała.
– Mogę ci dać na to szereg dowodów. Owszem, to znaczy, dopóki jest dobrze, to jest dobrze, ale gdy na przykład pojawi się na horyzoncie trzecia osoba, gdy pojawią się kłamstwa, wykręty, oszustwa. I znowu w odpowiedzi oskarżenia, utrata zaufania. Zwłaszcza gdy dojdzie do poważnych zgrzytów, do usztywnienia stanowisk. I zaczną się nieprzejednane dyskusje, awantury, sceny zazdrości. Te dorosłe już dzieci ani się spostrzegą jak wejdą w te koleiny, które zostały w ich psychice utworzone przez ich rodziców. To będzie dosłownie powtarzanie zasłyszanych wtedy zwrotów, przezwisk. Wejdą w sposób myślenia i reagowania swoich przed laty kłócących się rodziców. I jako jedyną drogę rozwiązania tego konfliktu zobaczą rozwód.
– Nie każdy taki konflikt małżeński doprowadza do rozwodu.
– Oczywiście, ale powiedzmy szczerze, nie wiadomo czy to lepiej, czy gorzej. Czy jest sens, żeby dzieci tkwiły w takiej nieprzejednanej nienawiści, czy nie lepiej, żeby to zakończyć rozwodem?
Tu pan domu przerwał, a ponieważ nikt nie zabierał głosu, zaczął mówić dalej:
– Tylko żeby nie było nieporozumień. Kością niezgody nie musi być zawsze trójkąt małżeński. Powód tragedii może być zupełnie inny, ale forma, sposób reakcji, zachowań będzie powtórzeniem tych zachowań, jakie prezentowali rodzice.
Zapadła cisza. Zostało powiedziane tak wiele i tak przekonywająco, że w zasadzie nie było nic dodać, nic ująć. I wtedy odezwała się młoda mężatka, przysłuchująca się dotąd bez słowa toczącej się rozmowie. Powiedziała:
– Ja przeżyłam taki koszmar jako dziecko. To wszystko rozgrywało się przed moimi oczami. Uszy miałam pełne krzyku. I już wtedy powiedziałam sobie, że gdy kiedyś będę żoną, to nie powtórzę tego scenariusza. Nie pozwolę stworzyć takiego piekła w moim domu, w którym sama tkwiłam. I teraz, gdy jestem matką moich dzieci, to powtarzam: Nie dopuszczę nigdy w życiu, by moje dzieci miały przeżyć to, co ja przeżyłam. Za żadną cenę.
– Co ksiądz na to? – spytała mnie pani domu.
Odpowiedziałem:
– To sprawa wrażliwości i umiejętności wyciągania wniosków. Mówiąc inaczej, pięćdziesiąt procent dzieci pójdzie za pierwszym modelem, drugie pięćdziesiąt procent potrafi się wznieść na takie wyżyny jak ta pani, która ostatnia zabierała głos.