Biblioteka


2.
MIŁOŚĆ PO POŁUDNIU




2.
MIŁOŚĆ PO POŁUDNIU



Przeliczę piasek w dłoniach twych
Aż z niego wielość dni wywróżę
Może cierpliwa jestem zbyt
Chcę by to trwało jak najdłużej
Zagarnij piasku jak najwięcej
Ile się da na jeden raz
Może za małe mamy ręce
Żeby zagarniać nimi czas
                        
J. Kofta: Piasek



 
   Zawsze wzrusza mnie widok dwojga ludzi w podeszłym wieku, którzy idą ulicą trzymając się za ręce. Czasem spotyka się ten widok z reakcją negatywną otoczenia, w stylu:
   – Ty, popatrz, tacy starzy a idą jak zakochani.
   Są też tacy, którzy uciekają ze wzrokiem, prawie wstydząc się za tych staruszków, że potrafią publicznie okazywać sobie serdeczność. Tak jakby prawo do miłości przysługiwało tylko młodzieży. Jakby ludziom trzeciego wieku było to zabronione.
   A już podejrzenie, że tacy ludzie w podeszłym wieku mieliby prowadzić jeszcze życie seksualne, to dla niektórych jest czymś śmiesznym, a przynajmniej niesmacznym, żartem w złym guście.
   A tymczasem należy powiedzieć: jeżeli jakiejś pani – niekoniecznie w starszym wieku – nie zależy na tym, aby się mężowi podobać i nie dba o swój ubiór ani w ogóle o swój wygląd zewnętrzny, to świadczy o tym, że doszło do erozji jej kobiecości, jej statusu żony, że pojawiły się w niej zmiany natury nie tylko fizjologicznej, ale i psychicznej. Po prostu tej kobiecie przestało zależeć na swoim mężu, na jego miłości ku niej. A co gorsza, nie zależy jej na sobie samej. Nastąpiła jakaś wewnętrzna kapitulacja, utrata wiary w swoją kobiecość, przekonanie, że już się wyczerpała jej energia życiowa, że utraciła siły witalne, poddała się prądowi zniszczenia i dryfuje na tratwie starości.
   Identycznie to samo odnosi się do męża, któremu przestaje zależeć na żonie.
   A tymczasem małżeństwo powinno trwać do śmierci – ale nie „trwać z zaciśniętymi zębami” ani na zasadzie: dwoje znajomych we wspólnym pomieszczeniu, ale w radości ze współżycia małżeńskiego. Troska o miłość współmałżonka trwać musi więc do śmierci. A miłość to zawsze zachwyt, podziw, radość, olśnienie – nie tylko na płaszczyźnie intelektualnej i etycznej, ale również erotycznej. Bo powiedzmy wyraźnie, nie ma małżeństwa platonicznego i być nie powinno. A jeżeli się nawet czasem zdarza, to na zasadzie wyjątku.
   Innymi słowy, w każdym małżeństwie powinno wciąż trwać życie seksualne. A więc to nieprawda, że gdy któryś z małżonków w swoich zaawansowanych latach myśli o „tych rzeczach”, to jest nienormalny, albo przynajmniej erotoman czy erotomanka.
   Niestety, zdaniem wielu – wciąż zresztą nie wiadomo na jakiej zasadzie – człowiek starszy powinien być tak uduchowiony, że seks stanowi dla niego element zupełnie nieważny, a nawet wstydliwy czy kompromitujący, że to czas najwyższy, aby się wyzwolić z tych niskich skłonności – czytaj: seksualnych, że trzeci czy tym bardziej czwarty wiek to czas rozwiązywania krzyżówek, odwiedzania rodziny, przyjaciół i kolegów na cmentarzu, czytania klasycznej literatury, najwyżej uczęszczania do teatru i filharmonii, dyskusji na temat polityki.
   Tymczasem powiedzmy wyraźnie, życie seksualne jest składnikiem nieodzownym chrześcijańskiego małżeństwa również ludzi trzeciego wieku.
   Oczywiście, to nie znaczy, że pod słowem „życie seksualne” rozumieć należy wyłącznie stosunek małżeński. To życie w starszym wieku jest wyciszone, płynące jakby ukrytym nurtem, ale przecież wciąż obecne pod cienką warstwą codzienności. Ono nadaje koloryt dniom powszednim i świątecznym. Jest obecne tak w prostych odezwaniach się jak w rozmowach, tak w zwyczajnych zachowaniach jak na dnie ważnych decyzji. Czasem zaznaczy się ciepłym przygarnięciem, przelotnym dotknięciem, wymownym spojrzeniem, czasem tylko wybuchnie gejzerem pocałunków.
   A więc pod słowem „współżycie małżeńskie” należy rozumieć przytulenia, pocałunki, pieszczoty. Może być i taka sytuacja, że mąż stwierdza, że nie stać go już na stosunek małżeński. Może być tym tak zdeprymowany, zawstydzony czy nawet przerażony i oświadcza żonie, że rezygnuje z wszelkich kontaktów fizycznych.
   Tak jak to przyszła do mnie starsza pani, autentycznie wstrząśnięta takim oświadczeniem męża.
   – A może mi pani powtórzyć to, co powiedział? – zapytałem.
   – Mówił niewiele, był zdenerwowany i oświadczył, że przeprasza, ale nie może ze mną już współżyć ze względu na podeszły wiek i wyczerpanie fizyczne.
   – Co pani odpowiedziała?
   – Nic. Byłam tak zaszokowana, tak mi go było żal, że bez słowa przytuliłam się, pocałowałam.
   – Bardzo dobrze. Tylko proszę nie uważać tej sprawy za zamkniętą, ale jak najbardziej dyskretnie, delikatnie kontynuować zbliżenia. Nie na siłę, żeby go nie urazić, ale przecież żeby go uradować.