NASTĘPCA TRONU
Maciek, gdy mu się urodziło dziecko, dosłownie latał po mieście i gdy tylko napotkał kogoś ze znajomą gębą, to obwieszczał mu w jakimś amoku szczęścia:
– Dziecko mam! Mam dziecko!
Dla ludzi, którzy tego nie doświadczyli, to była reakcja przynajmniej zaskakująca. „Bo że ma dziecko – no i bardzo dobrze, ale czemu robi tyle hałasu?”
Ale przecież nie tylko zachowanie Maćka było zaskakujące dla otoczenia. Również jego siostra, Agnieszka, była tym poruszona. Powiedziała nawet: „To tak jakbym ja urodziła dziecko”. Ale i matka Maćka była szczęśliwa. Rozdzwaniała po wszystkich swoich kumach o tym wydarzeniu. W ogóle święto w rodzinie.
* * *
Wszyscy jesteśmy dziećmi: potomkami swojego ojca i swojej matki.
Po pierwsze – fakt żeśmy zaistnieli, żeśmy zostali poczęci, wyrósł z nieprzepartego, podstawowego dla definicji człowieczej dążenia do zachowania siebie. Nasza matka i nasz ojciec chciał siebie ocalić od unicestwienia. Instynkt czy raczej intuicja jak kategoryczny imperatyw nakazał im zachować siebie. Uratować siebie jako istotę żyjącą, jako człowieka, jako osobowość. I dlatego doszło do stosunku małżeńskiego i do poczęcia.
I ten wykrzyk Maćka: „Dziecko mam!” wyraża olśnienie faktem, że – mam zagwarantowane przedłużenie siebie. Istnieję! Nie zginę! Chociażbym umarł, już mam biologiczne przedłużenie siebie. Przekazałem dziecku swoje geny. Matka swoje, ja swoje. W jakiej formie, w jakim kształcie one zaistnieją w moim dziecku – nie wiem, ale na pewno są! Czy przyjdą do głosu w całej pełni w moim dziecku, czy po części – tego nie wiem, ale są. Nie tylko w moim dziecku, również w potomkach mojego dziecka będą funkcjonowały. Albo wszystkie, albo po części. Wszystko jedno. Ale już jestem. Mam jak w banku, jak w kasie, jak w skarbcu.
Ale na tym sprawa się nie kończy. Drugim ważnym czynnikiem, który matka i ojciec dają dziecku, czynnikiem który stwarza dziecko, jest wychowanie.
Bo, jak się okazało – to, co nauka dzisiaj mówi, a co ludzkość praktykuje odkąd człowiek zaistniał, to wychowywanie dziecka. A więc to jeszcze za mało, że rodzice przekazują dziecku swoje geny. To nie wystarcza na ukształtowanie osobowości. Człowiek ma około 98 procent genów takich samych jak szympans. A więc nie geny są jedynie rozstrzygającym elementem o kształcie mojej osobowości. Ją kształtuje również środowisko, A tym podstawowym środowiskiem jest ojciec, matka, babcia, dziadek, ciotka, wujek, kuzynka, kuzyn – rodzina. Choć przede wszystkim ojciec i matka odgrywają decydującą rolę.
* * *
A nawet spytałem Agnieszkę: „Skąd ta twoja radość?” Odpowiedziała po prostu: „Przecież to nasze dziecko, nie tylko jego”.
Przetłumaczmy to zdanie na nasz język. Ona powiedziała: „Ja i Maciek jesteśmy dziećmi tych samych rodziców, czyli mamy wspólne geny. Po drugie, zostaliśmy wychowani w tym samym środowisku, w tej samej atmosferze, w tej samej kulturze. Dziecko Maćka gwarantuje, że nie zginą moje geny, które również ja dziedziczę. Jak również nie zginie kultura, w której ja się wychowałam”.
Nawiasem mówiąc, Agnieszka, spontanicznie czy bezwiednie, ale na pewno nie proszona o to, tak jak jej ojciec objęła w rodzinie sektor kontaktów z krewnymi. Odwiedza swoją ciotkę – tak jak on odwiedzał, zajmuje się pisaniem listów – tak jak on pisał listy, chodzi na groby zmarłych – tak jak on. I ona pilnuje tego, żeby było wszystko tak, jak to robiła mama. Dla przykładu: ażeby były takie same potrawy na Wigilię i podawane w takiej samej kolejności jak to robiła mama.
A jej młodszy brat, Maciek, sprząta mieszkanie tak, jak ojciec sprzątał. Nie jest to porządkowanie gruntowne, ale tak jak ojciec ściera kurze, zamiata i dba o to, żeby wszystko było na swoim miejscu.
I rzecz ciekawa – jak Agnieszka zewnętrznie jest podobna do swojego ojca, tak jej brat zupełnie nie jest podobny.