DZIECKO NIE JEST ANIOŁEM
To działo się w czasie wakacji. Jarek był na rękach babci. Oczywiście kochającej bezgranicznie. Jarek, to znaczy dziecko mające ponad dwa lata. Z babcią rozmawiała zaprzyjaźniona kobieta. I nagle, nieoczekiwanie, Jarek odwinął rękę i trzasnął tę panią w twarz. Nastąpiła konsternacja. Tu się nie dało nic wytłumaczyć – że to przypadkiem, że to pomyłka, że to od niechcenia, że to małe dziecko, które nie wie co robi, które nie zdaje sobie sprawy. A więc nie. Sytuacja była bezdyskusyjna. Dziecko uderzyło człowieka, i to nie obcego. Potem okazało się, że Jarek uderzył w twarz już niejedną osobę. Babcia nie zareagowała.
A więc, powiedzmy na samym początku, dziecko to nie aniołek. To nie stworzenie bezgrzeszne, święte. Na pewno urocze, na pewno jedyne. Ale każde dziecko przynosi na świat nie tylko odziedziczone talenty, uzdolnienia, zainteresowania, cnoty, ale również złe cechy – po swoich rodzicach, dziadkach, pradziadkach, aż do Adama z przypowieści starotestamentowej włącznie. I z tym się liczmy.
Poza tym dziecko nie tylko przynosi złe skłonności na świat, ale naśladuje to, co się dzieje w domu czy w jego otoczeniu. Jeżeli jest świadkiem awantury, jeżeli usłyszy krzyk, to ono też robi awanturę i też krzyczy.
A do tego trzeba dołożyć przemyślność dziecka. Inaczej mówiąc, dziecko jest dobrym psychologiem. Może – gdy uderzyło po raz pierwszy, spotkał się ten czyn ze śmiechem i żartowaniem, a nie ze skarceniem. To potem zbieramy owoce takiego reagowania.
I trzeba przede wszystkim rozwijać wszystkie uzdolnienia, utalentowania, jakie niesie w sobie dziecko. Trzeba iść ich tropem, ich śladem. I rozbudowywać, poszerzać, pogłębiać zainteresowania, które wyczuwamy w dziecku względnie które obserwujemy naocznie. Talenty malarskie, rzeźbiarskie, konstrukcyjne, muzyczne, organizatorskie, dowodzenia. I to sprawia wychowawcom ogromną radość.
Ale równocześnie wychowawcy muszą być świadomi tego, że w dziecku tkwią antytalenty, wady. Skłonności do kłamstwa, kradzieży wypieranie się, zwalanie winy na drugiego i agresja: złość, tupanie nóżkami, rzucanie się na ziemię, wrzask, płacz. Dziecko usiłuje podporządkować sobie otoczenie – matkę, ojca. Postawić na swoim. Uporem, twardością wymagań. I należy eliminować takie zachowania.
Bo trzeba wiedzieć, że jeżeli się raz ustąpi na wrzask, to wrzask będziemy mieli co chwila, ciągle. Jeżeli na rzucanie się na ziemię ustąpimy, to będziemy mieli takie rzucanie się na ziemię stale. To samo z tupaniem nóżkami, z zrzucaniem ze stołu, z ściąganiem obrusa z wszystkim, co jest na nim.
Oczywiście, nie wolno dziecku okazać wściekłości, chociaż gotuje się w nas na widok tego czy innego zachowania się. Nie wolno dać się ponieść gniewowi. Bo wtedy dziecko traktuje to jako swoje zwycięstwo, a jako klęskę tego, kto się nim zajmuje.
Gdy dziecko rzuca na ziemię jakąś zabawkę, a ten kto jest na straży dziecka nieustannie podnosi i wręcza dziecku tę rzuconą zabawkę, to można potraktować to dwojako. Jako zabawę albo jako głupotę. Bo nie wolno przyzwyczaić dziecka do tego, że będzie mu podawane wszystko, chociaż on rzuci to ze złości, ze złośliwości, czy choćby z przekory. Nie wolno go utwierdzać w przekonaniu, że matka czy ojciec jest po to, od tego, żeby podnosić. Nie można go utwierdzić w przekonaniu, że jest królem siedzącym na tronie, a matka służącą, a ojciec sługą. Ono musi się przekonać, że on nie jest królem, który może robić, co mu się podoba, a wszyscy mają mu służyć.
A jak postąpić? Twoja głowa, matko. Twoja głowa, ojcze. Twoja głowa, ty, dorosły człowieku, który jesteś opiekunem dziecka. Tylko nie bić. Właśnie nie bić. Biciem nie nawrócisz dziecka na dobrą drogę. Podobnie nie nawrócisz dziecka, jeżeli będziesz udawał, że nic się nie stało, że nie wiesz, o co chodzi. Bo się stało. I dziecko to wie.
A więc najbezpieczniej to – gdy się tylko da – nie reagować natychmiast. Odczekać nawet kilka godzin, nawet do następnego dnia. Ale trzeba zareagować.
Ale gdy jesteśmy przy reakcji, to trzeba się zgodzić z tym, że rodzice czy opiekunowie dziecka też mogą popełniać błędy w tych swoich reakcjach. I gdy się zorientują, że to był ewidentny fałszywy krok, to trzeba po prostu dziecko przeprosić.