JEDYNAK
Jedynak źle się chowa. Bardzo łatwo o egoistę. O zapatrzonego w siebie samoluba. Ważniejszego niż ojciec, niż matka. Przerost ambicji, wygórowane pretensje, przerost poczucia własnej wartości.
A przy tym – jest skazany na towarzystwo dorosłych. Do którego dziecko dostosowuje się, nagina się. I będzie mówiło dorosłym językiem, będzie myślało dorosłym myśleniem, będzie zajmować się dorosłymi problemami. A dorośli będą podziwiać:
– Jaki mądry.
– Jak orientuje się w układzie słonecznym, jak wymienia konstelacje gwiezdne.
– Nie wszystko, ale prawie wszystko wie o dinozaurach.
– Żeby już w tym wieku mieć taką wiedzę i takie zainteresowania. Coś nadzwyczajnego.
– Istny geniusz. Co z tego dziecka wyrośnie.
A ono po prostu zostało skrzywdzone. Odebrano mu dzieciństwo. Rośnie taki stary malutki.
Jego gnębi samotność. Przecież jemu nie wystarcza towarzystwo wyłącznie rodziców. To jest inny język, inne myślenie, inny sposób patrzenia na świat. Inny – czytaj: dorosły. A jemu potrzeba partnera, który by podobnie przeżywał świat, posługiwał się podobnym językiem i był tego samego wzrostu co on.
Oczywiście, rodzice są najukochańsi, jedyni, najdrożsi. W ich ramionach najbezpieczniej, najczulej. Ale ciągnie podłoga, kusi chodzenie o własnych siłach, na własnych nóżkach. I wtedy przydałby się partner, z którym można przeżyć wspólne dzieciństwo.
* * *
– A co byś ty chciał?
– Braciszka albo siostrzyczkę.
– Dotknij maminy brzuszek.
– Taki duży?
– Bo tam w środku jest dzidziuś. Nasz: mój i tatusia. No i twój.
– A jaki to będzie dzidziuś? Chłopczyk czy dziewczynka?
– A kogo ty byś chciał mieć?
– Wolę braciszka. Dziewczynki to beksy.
– Ale są ładne, opiekuńcze. Zobaczymy, co nam Pan Bóg dał.
* * *
Tylko trzeba przygotować jedynaka na to wydarzenie, które się nazywa drugim dzieckiem, żeby dziecko nie tylko chciało braciszka albo siostrzyczkę, nie tylko cieszyło się, że będzie miało rodzeństwo, ale było w stanie podzielić się z nim swoimi prawami i przywilejami. By nie odrzuciło go, bo poczuło się zepchnięte z tronu.
Choć to jakoś zaistnieje. Dotychczasowa uwaga rodziców, skoncentrowana na jedynaku, musi się podzielić. A zwłaszcza gdy drugie dziecko jest jeszcze maleńkie, uwaga całego domu koncentruje się na nim. Bo ono potrzebuje więcej troski, opieki, czułości. I to odbiera starsze dziecko jako wyrządzoną mu krzywdę. Jako usunięcie go z zajmowanej dotąd pozycji w tym domu. Trzeba na to pilną zwrócić uwagę, żeby nie doszło do jakichś kompleksów.
Należy stwierdzić, że to jest szok dla jedynaka, gdy w ramionach mamy zobaczy dziecko, które jest nazywane jego braciszkiem czy siostrzyczką. Ramiona mamy to było jego własne miejsce. A teraz zostało zawłaszczone przez to nowe dziecko. Pocałunki mamy jemu się tylko należały. Stąd zazdrość o każdą czułość, o każde słowo, każdy uśmiech czy płacz, każdą radość czy niepokój i zmartwienie.
To, co się nazywa drugim dzieckiem, spada na jedynaka jak lawina nieszczęść. I trzeba to wciąż kontrolować. I dzielić, jeśli to tylko możliwe, w miarę po równi swoją miłość na oba dzieciaki. I nie złościć się na rozmaite przejawy buntu dotychczasowego jedynaka. On sobie z tym musi jakoś poradzić. To jakiś czas potrwa. Ale trzeba go na tym etapie wspierać.
Bo przyjdzie czas, i to wkrótce, że będzie można z radością obserwować tę dwójkę dzieci, jak sobie wzajemnie radzą, jak się wzajemnie wychowują. Jak starszy upomina, wskazuje, poucza o konstelacjach gwiezdnych i dinozaurach. Jak młodszy broni się przed dominacją starszego. Jak trwa rywalizacja. Jak wspólnie wypracowują swoje stanowiska. Uczą się wspólnego życia – ustępowania sobie nawzajem, dzielenia się ze sobą, pomagania sobie. Uczą się życia. Tego dorosłego życia, choć na sposób i w wymiarze dziecięcym.