BABCIA
– Odezwał się telefon. Dzwoniła teściowa:
– To wy w domu? Co wy robicie o tej porze w domu? Przy takiej pogodzie!
– Jemy drugie śniadanie – odpowiedziałam.
– Drugie śniadanie? O tej porze? Powinniście być na spacerze.
– Owszem, wybieramy się.
– No to proszę. Ale to już. Żeby nie korzystać ze słońca! Jakaś ty matka?
– I co pani na to odpowiedziała? – spytałem.
– Nic. Odłożyłam słuchawkę i rozpłakałam się.
– I to zdarza się często?
– Bez końca. O wszystkim chce wiedzieć. Wtrąca się do tego, co jest na śniadanie, na obiad, na kolację.
– Jak pani do tego dopuściła?
– Właśnie. Muszę powiedzieć, że ja siebie samą obwiniam o to, że tak się dzieje.
– Ale na jakiej zasadzie?
– Zaczęło się od tego, że mama wciąż coś przynosiła. Argumentowała, że to dla dzieci szczególnie zdrowe. A to cielęcinkę, a to serek specjalnie ze wsi od znajomej kobiety, a to owocki, a to już nie wiem co.
– I pani to wszystko brała.
– Brałam. Zużywałam, żeby się nie zepsuło. Co miałam zrobić? Godziłam się na to przynoszenie. A to był pretekst do jej coraz większej ingerencji w nasze życie. O wszystkim chciała wiedzieć. I decydować. „Bo ja też miałam dzieci i wychowałam je dobrze” – tak argumentuje. „Dlatego mam prawo ci radzić, żebyś nie popełniała niepotrzebnych błędów”.
– I co pani na to?
– Ja już tego nie wytrzymuję. I przyszłam się poradzić, co mam robić.
– Pierwsze pytanie: Czy mąż panią kocha?
– Mówię najszczerzej, jak tylko potrafię: kocha mnie.
– Czy jest za panią, czy za mamą?
– Jest za mną. Nawet mnie ostrzegał. Żebym uważała, bo mama jest władcza, że taka była zawsze. I szuka wciąż nowych obszarów swoich wpływów. I znalazła u nas. Ale co ja mam teraz robić? Proszę mi doradzić.
– Budować dystans.
– Jak? W jaki sposób?
– Proszę na przykład nie informować mamy o wszystkim.
– A gdy pyta?
– Nawet gdy pyta. Proszę nie odpowiadać na wszystkie pytania. Delikatnie, uprzejmie, ale stanowczo.
– Ona mi zabiera córeczkę. Pod byle jakim pretekstem.
– A córka lubi być u babci?
– Nie, płacze i chce wracać do domu.
– Proszę nie dawać dziecka.
– Tym bardziej, że gdy ona wraca od babci, to jest inna. Trudno jej się zżyć z swoim rodzeństwem. A babcia upodobała sobie ją w sposób szczególny. I tylko ją bierze do siebie.
– Proszę nie dawać dziecka. Chyba że już pani będzie przyparta do muru. Jakimiś wyjątkowymi okolicznościami.
– To co mam powiedzieć, że dlaczego nie daję?
– Jak już będzie potrzeba, niech pani się zdobędzie na surowe wyjaśnienia, podkreślenie swojej roli. Proszę jej powiedzieć: Ja jestem matką i odpowiadam za wychowanie swojego dziecka.
– To się obrazi.
– Nie chcę, żeby z tego powodu dochodziło do awantur. Wprost przeciwnie. Proszę wyznać swój szacunek i wdzięczność za jej troskę o wasze dzieci. Ale równocześnie proszę uprzejmie, ale stanowczo, bronić swojego domu. Jego integralności, niezależności, tożsamości. Jak sobie przypominam, mieszkacie osobno, nie w tym samym domu co dziadkowie?
– Tak, na szczęście wynajęliśmy sobie mieszkanie, chociaż rodzice nas namawiali, żebyśmy zamieszkali u nich. Mieszkanie faktycznie jest nieduże.
– To nie o to chodzi. Dzieci mają pokochać to swoje skromne mieszkanie. I to ma być ich dom.
– Muszę powiedzieć, że one bardzo kochają swój dom i to podkreślają.
* * *
Nie namawiam młodych rodziców do odcinania się od dziadziów i od babci. Nie namawiam do zrywania kontaktów z nimi, do budowania twierdzy. Dom powinien być otwarty dla każdego z rodziny. Zwłaszcza dla dziadziów. Ale w granicach normalności.
Trzeba się strzec skrajności. Jak z jednej strony zamykania drzwi przed nosem swoich dziadków, tak z drugiej strony nie wolno dopuścić do tego, by dziadkowie zepchnęli rodziców na dalszy plan. Rodzice powinni być najważniejsi w swoim domu, bo to oni biorą za swoje dzieci pełną odpowiedzialność.