KULTURALNY DOM
Przechowuję w pamięci anegdotę o pewnym Angliku żyjącym samotnie, który po przyjściu z pracy do domu przygotowuje sobie obiad, potem nakrywa stół, przynosi zupę w wazie, na półmiskach drugie danie, z kolei przebiera się w świeżą koszulę, uroczysty krawat, w smoking. Wtedy zapala świecę i przystępuje do spożywania posiłku.
Kiedyś mieszkałem krótko w rezydencji wiejskiej belgijskiego barona i jego żony – księżniczki włoskiej. I zapadła mi w pamięci jedna kolacja, gdzie przy pełnej gali, a więc w jadalni zabytkowej znakomicie oświetlonej, obsługiwani przez uroczyście ubraną służbę, przy porcelanowej zastawie i srebrnych sztućcach spożywaliśmy kolację złożoną wyłącznie z kwaśnego mleka i ziemniaków.
* * *
Kultura domu to sposób bycia rodziny. To sposób porozumiewania się, wyrażania się, rozmowy, kontaktu, to czystość ojczystej mowy. To sposób zachowywania w rozmaitych sytuacjach, chociażby takich jak spożywanie posiłków, aż do takich detali jak nakrycie stołu, posługiwanie się łyżką, widelcem, nożem, trzymanie rąk, łokci.
Jak z tego wynika, nie da się robić kultury dla dziecka na pokaz. Czyli rodzice nie mogą wymagać od dziecka tego, czego sami nie praktykują. Dziecko słyszy, jakim językiem rodzice się posługują, w jaki sposób zwracają się do siebie, co mówią o swoich kolegach, koleżankach, współpracownikach, sąsiadach, krewnych. Dziecko widzi, jak są ubrani „na po domu”, jak się zachowują przy stole, jak siedzą. Dziecko obserwuje jak rozwiązują zatargi, spory, nieporozumienia, sprzeczki. Krzykiem? Przezwiskami? Przekleństwami? Rękoczynami? Czy w sposób kulturalny.
I na tej drodze wracamy do pytania, co to jest kultura albo nawet: skąd płynie kultura. Czy to musztra, czy formalizm.
A więc ani to, ani to. Kultura to tylko inny kształt miłości i mądrości. Źródłem, z którego kultura wypływa, jest miłość bliźniego, ale i siebie, w sensie szacunku dla każdego człowieka, ale i dla siebie – poszanowania godności drugiego człowieka, ale równocześnie poszanowania swojej godności.
* * *
Z kolei seria pytań:
– A twoje dziecko należy do jakiegoś chóru? Czy zespołu teatralnego? Czy gra na jakimś instrumencie? Pisze pamiętnik? Wiersze? Czy inne utwory literackie? Czy chodzi na rytmikę do domu kultury? Czy kolekcjonuje znaczki pocztowe, czy minerały? Maluje? Rysuje? Lepi? Fotografuje? Filmuje?
– Czy to ma być jego przyszły zawód? – zapytasz.
– Nie, wprost przeciwnie, nie chodzi o to, żeby mu przyświecała kariera pianisty albo śpiewaczki na poziomie Zimermana, Kiepury czy Callas. Ale gdy obudziła się w nim taka potrzeba, niech ją zrealizuje. Gdy zapragnęło takiego samospełnienia, takiego wyrażenia swoich przeżyć, swojego odbioru świata, usłyszenia siebie, zobaczenia siebie, niech tego spróbuje.
Wtedy trzeba być przy dziecku jak anioł stróż, żeby nie spłoszyć, nie zniechęcić. A najpierw – nie wdzierać się na siłę w obszary, które ono chce zatrzymać wyłącznie dla siebie, nie wdzierać się w granice, które postawiło. Szanować jak świętość, a gdy dopuści, a nawet zaprosi, to wchodzić na palcach, po cichu, nie mówiąc ani słowa. A jeżeli mówić, to ważąc każde słowo na wadze roztropności. I cieszyć się razem z nim, że się wypowiedziało, i słuchać uważnie, gdy objaśnia, gdy tłumaczy, że na przykład ten bohomaz to jesteś ty albo Pan Bóg, a tamta plama to jezioro, a tamte kreski to łódź.
Nie strofować, że bazgrze, nie krytykować, że to do niczego niepodobne, a już broń Boże nie wyśmiewać. Nie zabraniać, ale dostarczyć flamastry, papier, farby, kredki, plastelinę, pomagać, chwalić. Bawić się razem, gdy zaprasza do zabawy. Grać z nim i pozwalać wygrywać, choć nie zawsze.
Czy ma to coś wspólnego z pierwszym: z kulturą bycia? Albo: jak się mają te działania do kultury bycia?
Są jej dopełnieniem. W twórczości artystycznej swego dziecka odnajdziesz prawdę o nim, o sobie, o domu, o świecie złym i dobrym. W niej dokonuje ono oceny, wartościuje, nazywa rzeczy po imieniu, mówi całą prawdę o rzeczywistości, w której żyje, do której należy. I w ten sposób również dojrzewa, dorasta do godności człowieka.