NASZA POLITYKA
Jest faktem, że polityka w naszym kraju stoi na bardzo niskim poziomie. Nie ma dobrej polityki zagranicznej, jak i wewnątrzkrajowej, tak gospodarczej jak społecznej. Nie ma wielkich polityków. Za to widzimy zbyt wielu cwaniaków, hochsztaplerów, naciągaczy, pajaców, którzy udają, że coś wiedzą, coś rozumieją, którzy stwarzają pozory, że mają jakieś koncepcje, wizje, plany, dalekosiężne cele. Tymczasem, gdy już zdobędą stanowisko, o które zabiegali, okazuje się, że stoją pod ścianą, nosem jej dotykając, i o nic więcej im nie chodzi, tylko o bieżące załatwianie swoich spraw.
W porównaniu z innymi, z sąsiednimi krajami, wygląda to tragicznie. Jesteśmy zdystansowani przez polityków zachodnich – zwłaszcza niemieckich – jak i wschodnich – zwłaszcza rosyjskich, ale i ukraińskich, białoruskich. Okazujemy się jak dzieci nieporadni. Albo wszystkim ufający, albo wszystkim niedowierzający. Reagujemy od przypadku do przypadku, bez jakiegoś generalnego planu. Popełniamy kardynalne błędy, które są nie do odkręcenia. Pozwalamy sobie na elementarne nietakty, które przysparzają nam wrogów. A gdy dodamy do tego fakt, że rekrutacja na odpowiedzialne stanowiska wciąż odbywa się według klucza partyjnego, a nie według kompetencji, to powstaje obraz, który wieje grozą.
Na pytanie, co jest tego powodem, odpowiedź krótka: pustka, jaką stworzyła Polska Ludowa. Od roku 1945 do roku 1989 polityka była w rękach polskich komunistów. Opozycja nie istniała, bo jeżeli była, to podziemna i zwalczały ją skutecznie władze reżimowe.
Mógłby ktoś powiedzieć: „A więc jednak byli politycy, choć komuniści”. Tylko był to specyficzny rodzaj polityki, bo polityki pod dyktando Związku Radzieckiego. O jakimś samodzielnym polskim myśleniu politycznym nie było mowy. A jeżeli, to było szybko likwidowane. Dlatego obecni politycy, którzy rekrutują się z tamtej epoki, nie są zdolni do prowadzenia jakiejś twórczej polityki wielkiego formatu.
* * *
Ale nie chcę o tym mówić szerzej, tylko sygnalizuję problem. A chodzi mi o to, że będą tacy politycy, jak są wychowywane dzieci – tak przez dom rodzinny jak i przez szkoły. Polityki uczy się u boku mamy i taty. Myślenia politycznego uczy się w domu. Można postawić taką tezę: Jeżeli mamy miernych polityków, to dlatego że mamy mierne rodziny – mierne pod względem politycznym. Rodzice są niedokształceni, niedoczytani, bez wysiłku myślowego w tym kierunku.
A tymczasem trzeba postawić na świadome działanie w tej materii. Należy więc odpowiedzieć sobie na parę pytań.
Po pierwsze – jaką prasę czyta się w domu. Jakie dzienniki, jakie tygodniki. Zresztą, może nie czyta się wcale. A jeżeli już się czyta, to co się czyta.
Po drugie – jakich audycji słucha się przez radio i przez jakie radio.
Po trzecie – jakie programy ogląda się w telewizji.
I z kolei to najważniejsze – jak się komentuje to, co się przeczytało, co się usłyszało, co się zobaczyło. Przy stole, przy posiłku, nie tylko przy stole, nie tylko przy posiłku. Czy dopuszcza się do autentycznej wymiany poglądów. Czy toleruje się odmienne stanowisko. I to dotyczy zarówno rodziców jak i dzieci. Czy prowadzi się dialog – po ludzku, jak równy z równym.
Dopiero takie postępowanie umożliwia wychowanie dziecka. Pozwala na wolność w myśleniu. Bez ferowania wyroków a priori. Będą takimi politykami, jaką szkołę przeszli w domu, czego się nauczyły od mamy i taty. Czy się nauczyły przede wszystkim obiektywnego oceniania rzeczywistości, bez uprzedzeń, czy też wprost przeciwnie. W innym razie nie ma się co dziwić, że dzieci wyrastają na faszystów, nacjonalistów, anarchistów, czyli na półinteligentów pod względem polityki i nie tylko. Potem tego się nie da odrobić, choćby nie wiadomo do jakiej dobrej szkoły posyłać dziecko, jak wysoko je kształcić.