Biblioteka



MAM DZIECKO NIEDOROZWINIĘTE





MAM DZIECKO NIEDOROZWINIĘTE



   – Obserwuję z daleka rodzinę mieszkającą w następnym bloku. Mają dziecko z zespołem Downa, jak się to mówi „mongoła” – mongolika. Szczerze im współczułem. Na szczęście mają drugie dziecko, starsze. Wiem, że takie dzieci, obciążone tą chorobą, nie żyją długo. Czekałem, kiedy wreszcie umrze i przestanie być ciężarem dla tej rodziny. Może Księdza tym uraziłem.
   – Proszę mówić – odpowiedziałem. – Bo pan chce dojść do jakiejś konkluzji. I na nią czekam.
   – No właśnie. Ale w tym wypadku to się nie sprawdziło. Dziecko nie umierało. Niewątpliwie na tej jedynej zasadzie, że było zaopiekowane nadzwyczaj starannie. Niedawno spotkałem na ulicy matkę tego dziecka. Zapuchniętą od płaczu. Choć znałem ją tylko z widzenia, przeprosiłem i zapytałem, co się stało. Odpowiedziała: „Dziecko mi umarło”. „Które?” – spytałem. „To starsze?” „Nie, to młodsze”. „Przepraszam, czy ten muminek”? „Tak, ale ja nigdy go tak nie nazywałam”. „A jak go pani nazywała, jak pani do niego mówiła?” „Jasiuniu”.


* * *


   A gdy się urodzi dziecko niepełnosprawne – na przykład z zespołem Downa, autystyczne, czy z jakimikolwiek zaburzeniami psychicznymi – to jedna prośba do tych, którzy patrzą na to z zewnątrz: Proszę nie litować się, nie współczuć, nie mówić: „Jakie biedne dziecko, jaki biedny ojciec, jaka biedna rodzina”. Nie mówić tak, bo tego nie wolno. Nie mówić tak, bo to nieprawda. To dziecko ma swój świat. I w tym swoim świecie żyje. I w tym swoim świecie na swój sposób jest szczęśliwe. Albo nieszczęśliwe. A my możemy mu pomóc, aby było szczęśliwe.
   To nam normalnym – tak zwanym normalnym – trudno pojąć, ale tak to jest. Naprawdę potrafią to zrozumieć tylko rodzice. I naprawdę potrafią kochać takie dziecko tylko rodzice. I rzecz charakterystyczna – z reguły kochają takie dziecko bardziej niż to tak zwane normalne. I to nie jest miłość „robiona”, to jest miłość autentyczna.
   Dlatego to mówię, abyśmy – tak zwani widzowie czy nawet zaprzyjaźnieni z rodziną – nie litowali się, ale traktowali to dziecko jak normalne. Tak jak gdyby nigdy nic. I jeżeli nas na to stać, to żebyśmy pomagali rodzicom takiego dziecka. Z prostej przyczyny: że to są z reguły dzieci bardzo ruchliwe.
   – Nie można go spuszczać z oka ani na chwilę. Ja jestem sama. I nie mam nawet kiedy ugotować obiadu.


* * *


   Zdajemy sobie sprawę z rozległości tego tematu. A ta rozległość polega na tym, że jest niezmiernie różnoraka paleta chorób psychicznych jak również niedorozwoju. Nawet w kręgu jednej choroby jest ewentualności bardzo wiele. I tak są dzieci, które zatrzymują się na poziomie dziecka dwuletniego, trzyletniego, a czasem, niestety, kilkumiesięcznego.
   Teraz już wiemy, że rehabilitacja może dużo tutaj zadziałać, że rehabilitacją można tutaj dużo zmienić na korzyść. Jedną z metod takiej naturalnej rehabilitacji są klasy szkolne integracyjne. To się zaczyna coraz powszechniej praktykować i wprowadzać do szkół. Innymi słowy, realizuje się zasadę, aby nie pozostawiać dziecka cofniętego w rozwoju wyłącznie w grupie podobnych mu dzieci, tylko żeby mieszać ze zdrowymi.
   I to działa znakomicie nie tylko na rozwój dziecka upośledzonego, ale i na rozwój dziecka zdrowego. Oczywiście, bywa że – zwłaszcza na początku – pojawiają się trudności. Ale przy umiejętnym kierownictwie sił fachowych szybko ustępują. I ta metoda daje prawdziwą szansę, że wychowamy społeczeństwo prawdziwie ludzkie, humanistyczne.