GENIALNE DZIECKO
– Prawda, jakie śliczne mamy dziecko?
– Śliczne.
– A jakie mądre. Wodzi oczkami, szuka.
– Poznaje już?
– Oczywiście że poznaje.
– A mówi już „mama”?
– To za wcześnie, ale mówi „ga-ga”. Muszę powiedzieć, że takiego cudownego dziecka mądrego jeszcze nie widziałam.
* * *
I to jest wszystko w porządku. To jest dozwolone. Radość z dziecka, które przyszło na świat. Cieszenie się każdym objawem pozytywnym, człowieczym, ludzkim. Każdym śladem spostrzegawczości, inteligencji, uwagi, koncentracji. Rodzice mają prawo do tego. Nawet do takich wypowiedzi, że „takiego dziecka jeszcze nie widziałam w życiu”. Takiego mądrego, śmiejącego się, przyjaznego.
Byle w tym nie kryło się dążenie, żeby dziecko faktycznie było genialne. Żeby było najinteligentniejsze, żeby pobiło wszystkie rekordy w klasie, na studiach, w życiu. Żeby to nie było pragnienie posiadania geniusza w domu. Bo wtedy jest katastrofa. Katastrofa dla rodziców i katastrofa dla dziecka.
To jest podstawowa zasada: nie dążyć do tego, żeby dziecko moje było genialne – za wszelką cenę. Żeby było najzdolniejsze – za wszelką cenę. Żeby było najlepsze w klasie – za wszelką cenę. Żeby było prymusem czy prymuską – za wszelką cenę. Za cenę korepetycji, za cenę pomocy rodziców. A więc w żadnym wypadku nie.
Nawet wspólna nauka z dzieckiem jest tutaj zakwestionowana. Dziecko powinno się samo uczyć. Samo parać się z trudnościami, na które natknie się przy opanowywaniu tematu. W wyjątkowych wypadkach może podejść do ciebie, ojcze, do ciebie, matko, i poprosić o pomoc. Ale to wyjątkowo. Jako reguła powinna istnieć zasada: Uczysz się sam.
I tak samo wyjątkowo – korepetycje. Jako zasada – bez żadnych pomocy specjalnych. Powinieneś sobie dawać radę sam.
Są rodzice, którzy obstawiają i obciążają dziecko rozmaitymi zajęciami dodatkowymi. A to jeszcze jeden język obcy. A to jeszcze gimnastyka wyrównawcza – być może potrzebna i jeżeli konieczna, to proszę bardzo. A to szkoła baletowa, a to lekcje gry na fortepianie czy na innym instrumencie. Po to, żeby wyposażyć dziecko we wszelkie możliwe umiejętności, które mogą mu „przydać się” w życiu. Nawet wbrew jego woli. Nawet gdy ono nie chce, gdy ono prosi, błaga, żeby je zwolnić od tych obowiązków. Uparcie się tego trzymać i żądać od niego rzeczy niemożliwych, jest okrucieństwem, a przynajmniej głupotą. Nie mówiąc już o tym, że może doprowadzić do nieszczęścia. Do jakiegoś rozpaczliwego kroku ze strony dziecka, które stwierdza, że po prostu nie jest w stanie sprostać tym wymaganiom, jakie rodzice mu stawiają.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć: Na szkole sprawa się nie kończy. Przed dzieckiem jest życie. I o to życie chodzi. Jeżeli się je wypaczy w szkole, to już potem nic nie pomoże. Nawet gdy będzie miało świadectwo z wyróżnieniem, nawet gdy ukończy szkołę jako najlepszy uczeń, to jeszcze nic nie znaczy. Wszystko zależy od tego, za jaką cenę, na jakiej podstawie. Czy za cenę gwałtu, zniszczenia osobowości.
Jeżeli dziecko twoje ukończy jako średniak, z dobrymi ocenami, z dostatecznymi ocenami, to nie jest tragedia, to nie jest rozpacz – „Bo takie mam dziecko słabo rozwinięte”. Jeżeli ono doszło do tych ocen na podstawie samodzielnej pracy, to jest to, o co chodzi. Bo wtedy się będzie dalej rozwijało. Życie jest przed nim.